Pokiwałam głową, ty samym zgadzając się na powierzone mi zadania. Mina jednak zrzedła mi trochę, a nagłe zmiany w zachowaniu medyczki zrobiły mi mętlik w głowie. Chciałam móc pomóc jej bardziej niż tylko sprzątając bałagan. A do tego nagła wzmianka o awansie, mojego pierwszego dnia jako jej pomocnicy. No błagam! Co to się wyrabia? Nie żebym się nie cieszyła, że ceni sobie moje moce, ale nie po to je miałam, żeby tylko sprzątać. Czy tak to tutaj działa? Motywują Cię miłymi słowami i awansem, a później każą sprzątać własne brudy? Jednak, jeśli chcę, żeby Etain mnie polubiła i może bardziej otworzyła swoje zamknięte serduszko na moją osobę, to muszę słuchać jej zadań i pokornie je wykonywać. Zaczęłam więc sprzątać pobojowisko jakie medyczka zdążyła od rana urządzić.
Po jakiejś godzinie sprzątania,
jaskinia wyglądała już w miarę przyzwoicie. W momencie gdy miałam podejść do
Etain, która akurat sprawdzała stany pacjentów, aby spytać jej co mam robić
dalej, do jaskini przyszedł nowy chory. Wyprułam do przodu jak strzała, po
kilku sekundach będąc przy nowym pacjencie. Spytałam się o jego objawy, ale po
stanie jego skóry i prześwitach w sierści już wiedziałam co się z nim działo. Wskazałam
mu miejsce w głębi jaskini, gdzie będzie miał swoje posłanie. W tym czasie
podeszła do mnie Etain.
- Ja się nim zajmę. Ty skończ
sprzątać i skocz po wodę dla chorych. – rozdziawiłam pysk, chcąc cos powiedzieć,
ale powstrzymałam się w ostatniej chwili. Skutkiem tego była moja rozdziawiona
w niemym zdziwieniu buzia.
- Coś się stało? – spytała Etain
patrząc na mnie spode łba. Otrzepałam się szybko i uśmiechnęłam miło do wadery.
- Nie, wszystko w porządku.
Gdy wilczyca odeszła, westchnęłam
cicho. Uporządkowałam ostatnie przedmioty i śmieci jakie udało mi się jeszcze znaleźć
i wyszłam na zewnątrz. Słońce zaszło już jakiś czas temu, co od razu
przypomniało mi o ostatnim rozporządzeniu Agresta. Nie mogłam jednak zostawić
chorych bez wody… Etain najwyraźniej zapomniała o obostrzeniach przez nawał
pracy. Nie mogłam jej winić, a już na pewno musiałam wykonać powierzone mi
zadanie. Drewniane wiadro, pewnie znalezione niedawno w pobliskiej wiosce
ludzi, nie było zbyt mocne, ale dawało radę utrzymać w sobie dość sporą ilość
wody. Ruszyłam w las, w stronę jednego ze źródeł wody pitnej. Dość szybko udało
mi się napełnić pojemnik i skierować się w drogę powrotną.
- A kto to nie w jaskini po ciszy
nocnej? – usłyszałam znajomy głos w środku lasu. Odwróciłam się i zobaczyłam
jak zza drzewa wychodzi Kara.
- Jaa… muszałam iszcz po wodze. –
powiedziałam sepleniąc przez rączkę wiadra w pysku. Wadera zaśmiała się cicho i
ruszyła w stronę jaskini medycznej.
- Chodź odprowadzę Cię. – powiedziała
w końcu a ja poszłam z nią. – Musze powiedzieć Szkło, żeby ustawił kogoś przy
jaskini Etain. Musicie mieć kogoś kto będzie was odprowadzał jak będziecie
wychodzić w nocy… w końcu bycie medykiem nie zna dnia ani godziny.
Uśmiechnęłam się oczami do wadery
i kiwnęłam nieznacznie głową. Gdy doszłyśmy do jaskini, Kara zostawiła mnie,
ale obiecała zająć się wartą przy medykach jak najszybciej będzie mogła. Weszłam
do środka i postawiłam wiadro przy ścianie jaskini. Nabierając wodę do
kolejnych głębokich muszelek, rozprowadzałam ją po pacjentach. Etain
oporządzała dalej chorych nie do końca zwracając na mnie uwagę. Wyglądała na
mocno skupioną ale bardzo zmęczoną jednocześnie.
- Może idź się prześpij. –
powiedziałam podchodząc do wadery.
- Nie muszę, doskonale daje sobie
radę.
- Nie dajesz. – Etain spojrzała
na mnie groźnie, a ja wycofałam się nieznacznie. – Znaczy… rodzisz sobie
oczywiście. Jednak lepiej, żebyś się przespała. Czuje, że Twój organizm jest
przemęczony i potrzebuje staje się coraz słabszy. – Etain spojrzała mi w oczy,
tera już nie z groźbą w oczach, ale z jakby… zaciekawieniem. – Brakuje nam
teraz tylko tego, żebyś sama zachorowała na tą przebrzydłą chorobę.
Ostatnie słowa w końcu dotarły do
upartego serca medyczki. Westchnęła cicho i zanim poszła się położyć w swoim
ugniecionym kącie, powiedziała mi na co zwracać uwagę w nocy, jak będę pilnować
chorych.
- Tylko pamiętaj, jak tyko będzie
się coś działo masz mnie obudzić.
- Tak jest szefowo! – uśmiechnęłam
się i zasalutowałam. Wadera zdobyła się na lekki uśmiech i odeszła.
Moja nocna warta przedłużała się
i wydłużała jak tylko mogła. Walczyłam ze sobą by nie zamknąć na chwile oczu,
bo wiedziałam, że skończy się to zaśnięciem. Obserwowałam więc wszystkich
chorych. Od początku rzuciło mi się w oczy, że jedna z młodych wader nie spała.
Po jakimś czasie podeszłam do niej, żeby zagadać.
- Czemu nie śpisz? – spytałam szeptem,
żeby nie obudzić innych pacjentów. – Musisz odpoczywać, żeby szybko wydobrzeć.
- Zwykle nie śpię w nocy. – odpowiedziała
tajemniczo wadera. Wydawała się dość zawstydzona i pamiętałam, że w dzień miała
duży problem z uspokojeniem silnych emocji. Nie wiedziałam z czego to wynikało,
ale nie musiałam wiedzieć. Mogłam jednak zrobić jedną rzecz. Wystawiłam jedną
łapę do przodu i stabilnie położyłam na ziemi przy młodej wilczycy. Spod łapy
zaczęły wyrastać rośliny, które otoczyły waderę z dwóch, robiąc jej oddzielony od
innych pokój. Z jednej strony wilczyca miała zimną ścianę jaskini, z dwóch
zielony bluszcz z kilkoma wiszącymi dzwonkami, a z czwartej strony, skierowanej
na centralną część jaskini znajdywało się średnich rozmiarów wejście. Takie
rozwiązanie tłumiło zewnętrzne głosy, dawało mniej światła, ale też prywatności
pacjentowi. Zerwałam jeden duży kwiat dzwonka i zabrałam go ze sobą wychodząc.
Wilczyca nie powiedziała nic gdy jeszcze byłam w jej czterech ścianach, ale jak
wyszła usłyszałam cichy głosik z trzymanego przeze mnie dzwonka: „Dziękuję”.
<Etain? Co ty na takie małe
zmiany w swojej jaskini? Robimy pokoiki dla pacjentów :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz