Od początku suszy minął niecały rok. Prawie już wyrośliśmy, nasze futro zaczęło się wydłużać, było mniej miękkie. Szczenięcy podszerstek został już w znikomych ilościach. W normalnych okolicznościach nastający dla nas czas byłby ekscytujący. Planowanie ślubu i wesela, zakładanie rodziny… W obecnej sytuacji nie było nam to jednak dane. Każdy wilk w watasze oszczędzał siły. Żadnych treningów, zabaw, alkoholu, nawet seksu. Można było tylko polować, aby zaspokoić głód. Z tym z resztą też zaczynał być problem. Nie byliśmy jedynymi mieszkańcami wyspy, którym brakowało wody pitnej. Lada moment mogło zabraknąć i pożywienia.
Bliźniaczki,
Nina i Mina jako jedyne mogły nadal używać swoich mocy. Codziennie rano
wysączały nam z ziemi porcje wody. Na początku porcje były dwa razy dziennie i
były dużo większe. Mogliśmy nadal normalnie funkcjonować, a panika ustała tak
szybko jak się zaczęła. Gdy jednak po paru miesiącach nadal nie spadła ani
jedna kropelka deszczu, a w grudniu nadal nie spadł ani jeden płatek śniegu,
codzienna dawka wody zaczęła się zmniejszać. Najpierw zaczęliśmy dostawać raz
dziennie. Później porcja zmniejszyła się o jedną czwartą. Od dwóch miesięcy
dostawaliśmy połowę początkowej dawki.. Zaczął się marzec, miesiąc rozpoczynający
powolne odrastanie roślin, budzenie się zwierząt do życia i inne szczęśliwe
początki. Świat jednak nie wydawał się być na to gotowy. Nie tylko zwierzętom
brakowało wody. Rośliny zasuszyły się i nie była to tylko zasługa zimowego
wiatru. Wszystko dookoła było szare i bure. Nawet te bardziej kolorowe
umaszczenia wśród wilków, zdawały się powoli tracić na kolorze.
-
Wszystkiego najlepszego Karo. – powiedziałem uśmiechając się lekko do leżącej
obok mnie wadery – Właśnie stałaś się dorosła.
-
Już nie chce być dorosła. – wyszeptała wadera patrząc się na odległy horyzont,
oddzielający morze od nieba. Często patrzyliśmy w ten bezkres Zdarzało się, że
widzieliśmy smugi nadchodzącej burzy nad morzem,. Nigdy jednak te burze nie dochodziły
do nas. Te pięć krótkich słów, które wypowiedziała Kara, zmieniało cały nasz
pogląd na życie. Jeszcze kilka miesięcy temu nie mogliśmy się doczekać
dorosłości i wiążącymi się z tym przywilejami. Mieliśmy się pobrać właśnie tego
dnia. W drugie urodziny Kary.
-
Choć, pójdziemy po wodę.
Szliśmy
wyczerpani i chorowicie osłabieni. Kolejka do bliźniaczek nie była już długa.
Większość wilków watahy dostała już swoją porcję. Podeszliśmy na sam koniec
kolejki chwiejąc się powoli. Nagle poczułem coś mokrego na grzbiecie.
Podniosłem głowę do góry, nie wierząc własnym przeczuciom. Nie zobaczyłem
jednak tego co spodziewałem się zobaczyć. Niebo było szare i jasne. A deszczu
nadal nie było ani śladu. Przeszedłem kolejne kilka kroków w kolejce.
-
Ej czułeś to? – usłyszałem przed sobą głos jednej z wilczyc. Podniosłem głowę
ponownie i oniemiałem. Szukałem deszczu, a to nie jego powinienem. Dostrzegłem
teraz drobne płatki śniegu spadające w naszą stronę. W kolejce zapanował harmider.
Śnieg dawał możliwość odrodzenia się naszych rzek i jezior. A jeśli nie to
chociaż zwiększenia zasobów wód podziemnych z których korzystaliśmy od przeszło
dziecięciu miesięcy. Spojrzałem na towarzyszącą mi waderę. W jej oczach po raz
pierwszy od miesięcy widać było nadzieję, gdy patrzyła na przyprószone śniegiem
niebo. Odwzajemniła mój wzrok z delikatnym uśmiechem szczęścia. W jej oczach
widać było zbierające się łzy. W tych drobnych gestach odnalazłem część dawnej
Kary.
---
W
ciągu kilku dni śniegu napadało tyle, że mogliśmy się w nim kąpać. Wszystko powoli
zaczynało wracać do normy. Padało przez cały marzec, a gdy śnieg w końcu
stopniał, naszym oczom ukazały się połacie zieleni. Natura powróciła do życia,
tak jak okoliczne rzeki i jeziora. Jeden z największych dotychczasowych
kryzysów w watasze został zażegnany. Po jakimś czasie prawie wszyscy całkowicie
zapomnieli o miesiącach posuchy. Niestety jedną z osób, która nie zapomniała
była Kara…
-
Karou. – zacząłem patrząc na ukochaną, która zwyczajowo stała na szczycie
najwyższego klifu i patrzyła w nieznaną dal.
-
Tak Magnusie?
-
Czy zechciałabyś zostać moją żoną?
-
Czy chciałabym? – wadera spojrzała na mnie. – Tylko do czego nam to potrzebne? –
spytała, a mi słowa uwięzły w gardle. – Nie jest dobrze tak jak jest?
-
O… oczywiście, że jest. – powiedziałem po kilku minutach. – Ale
-
Ale tak wypada. Wiem Magnusie. – Wadera odwróciła się w moją stronę i usiadła
przede mną. Patrzyła mi w oczy z nieukrywaną miłością.
-
Przecież zawsze chciałaś zrobić to jak trzeba.
-
Może i chciałam, ostatnio jednak zmieniłam trochę myślenie.
-
Poznałaś kogoś. – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie. Wadera zaśmiała
się wręcz szyderczo.
-
Nie mój miły… Dobrze. Jeśli Ci tak bardzo zależy to tak. Wyjdę za Ciebie. –
westchnęła Kara i zaczęła schodzić z klifu. – Tylko szybko Kochany. I przygotuj
wszystko, nie mam ochoty się tym zajmować.
Wilczyca
zniknęła pomiędzy drzewami a ja stałem na szczycie klifu nie wierząc w to co
się stało. Zyskałem to co chciałem, jednak czułem się jakbym coś przegrał.
<CDN>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz