Nastały ciężkie i ciemne dni. Odkąd wróciliśmy, a raczej ludzie przywieźli nas z powrotem, nic nie było takie samo. Kara leżała bez życia w jaskini medycznej, Tiska zaszyła się gdzieś w swojej jaskini, a ja… walczyłem z murem, który sam własnoręcznie postawiłem na swojej drodze. Nie potrafiłem się przejmować otaczającym mnie światem. Choćbym bardzo chciał, wszystko przyjmowałem dokładnie tak samo. Bez wyrazu. Może gdyby Tiska nie było w tak złym stanie, może jej pomoc sprawiłaby, że bym odżył. Nie chciałbym zwalać winy na nią, ale odkąd się pokłóciliśmy nic już nie miało sensu. Nawet nie zauważyłem, albo nie chciałem zauważyć, że ta szara wadera stała się najważniejszą postacią w moim życiu. Ważniejszą już nawet od Kary… Ukryłem jednak to uczucie głęboko, nie chcąc by kiedykolwiek wyszło na światło dzienne. Skoro istniała szansa, że Tiska już tego nie czuje, albo nigdy nie czuła, to nie chciałem ryzykować. Może byłem tchórzem, ale miałem wrażenie, że nie przeżyje jej odrzucenia. Wolałem się od tego odciąć.
Minęły zaledwie dwa dni odkąd
znaleźli nas nieprzytomnych na plaży. Pierwszy dzień spędziliśmy w jaskini
medycznej. Byłem w szoku gdy okazało się, że Kara żyje. Może nie w pełnym tego
słowa znaczeniu, ale jej serce biło. Jedynie jej umysł był bez kontaktu jednak
wszyscy wierzyli, że jesteśmy w stanie ją uratować. Szkło od razu wpadł na
pomysł, że pośle po swoją dawną przyjaciółkę, która posiadała niewiarygodną moc
leczenia. Wszystko to przyjmowałem ze spokojem i niejaką obojętnością. Szkło
patrzył na mnie z niepokojem a Tiska… Tiska miała swoje własne zmartwienia i
byłem pewny, że jej zachowanie wskazuje na dużą traumę z powodu przeżytych
wydarzeń. Nie powiem, że byłem tym zdziwiony. Jej psychika była krucha, nie
przeżyła w życiu nic tak druzgoczącego i miażdżącego jednocześnie.
Doświadczenie moje i Kary dawało nam niejako przewagę w tej sferze. Umieliśmy
się jak widać zamknąć na traumatyczne przeżycia, ukryć je głęboko w sobie. Szok
jakiego doznała Tiska utwierdził mnie w przekonaniu, że nigdy nie powinna dawać
się złapać. Nawet jeśli miało to pomóc mnie i Karze się uwolnić.
- Magnus? Magnus! – krzyknęła Etain.
Uparła się, że przez przynajmniej dwa tygodnie będzie nas codziennie sprawdzać,
żeby wykluczyć jakieś długo postępujące choroby lub inne rzeczy jakie mogli nam
zrobić ludzie. Ocknąłem się z zamyślenia i spojrzałem na waderę.
- Odkąd wróciłeś jesteś jakiś
nieobecny. Co tam się dokładnie stało, Magnusie? – spytała medyczka, co było
trochę dziwne. Znając ją nigdy nie interesowała się tym co działo się poza
jaskinią. Przynajmniej nie w takim stopniu i nie wprost.
- Nie szczególnego. –
odpowiedziałem od niechcenia. Wadera już otwierała pysk, żeby coś powiedzieć w
formie protestu, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie jakby sobie cos
przypomniała. Dokończyła rutynowe badanie i wywiad medyczny, i puściła mnie
wolno. Już wyszedłem i miałem iść w stronę swojej jaskini, gdy ją zobaczyłem.
Ledwo szła, sunąc nogami po ziemi w wolnych, niezgrabnych ruchach. Nie rozmawiałem
z nią pewnie od jakiegoś tygodnia, jak się rozstawaliśmy była zła i smutna, ale
pełna życia i nadziei na ocalenie Kary. A przynajmniej tak mi się wydawało. Nie
rozumiałem co mogło się stać, że w ciągu tak krótkiego czasu przeszła w ten
stan… letargu. Wadera patrzyła w dół,
nie podniosła wzroku nawet jak mnie mijała. Nie myśląc wiele wszedłem z powrotem
do jaskini razem z Tiską, musiałem być przy tym badaniu.
<Tiska?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz