- Od... - mruknąłem, wychylając się lekko, by półświadomie sprawdzić, czy zza stojącej przede mną Kary nie wyłania się rozeźlona główna medyk. Nikogo jednak nie dostrzegłem, a las nad nami szumiał cicho i spokojnie.
- Już w porządku - nagle odruchowo wyciągnąłem do niej łapę, nie zauważając nieco zakłopotanego spojrzenia dwojga oczu, który jak zmarznięty wróbel osiadł na moim przedramieniu - a za co się tak rozsierdziła? - zaśmiałem się cicho, zaczynając iść przed siebie, w głąb lasu, gdy tylko poczułem dotyk jej łapy na swojej.
- Za trening - odpowiedziała cicho. Przez chwilę szliśmy równym krokiem obok siebie.
- Nie za wcześnie zaczęłaś ćwiczyć? Nie wróciłaś jeszcze chyba zupełnie do formy sprzed... tego wszystkiego. Ona chce dla ciebie dobrze.
- Wiem - przerwała nagle ostro, lekko marszcząc brwi - ale to moje zdrowie. Nie wiesz, jak to jest być w tym stanie. Czuję, co jest dla mnie najlepsze.
Umilkłem, nieco zaskoczony. Uśmiech, który miał chociaż trochę podnieść ją na duchu, przygasł, a na jego miejscu pojawiło się zamyślenie. Rzeczywiście, nie wiedziałem, nie miałem pojęcia, co znaczy wybudzić się ze śpiączki, choćby i tej trwającej tydzień, ale może byłem w stanie chociaż postarać się zrozumieć. Co smutne, nie mogłem znaleźć w pamięci choć jednego momentu, gdy wcześniej próbowałem to zrobić.
Wreszcie dotarliśmy na Plażę Wschodnią. O tej porze roku była poszarzała i pusta, a jednak tamtego pochmurnego, acz ciepłego dnia, morze szumiało tak samo orzeźwiająco i wzmacniająco, jak zazwyczaj. Usiedliśmy tuż pod granicą drzew, skąd tylko głos i zapach fal atakowały nasze zmysły.
- Kara... - łapą przeciągnąłem po piasku, jakoś nagle tracąc całą odwagę, z którą patrzyłem w jej oczy. Od czego zacząć?
- Hm? - wpatrzona w niekończącą się aż po horyzont przestrzeń, nieznacznie podniosła podbródek, zachęcając mnie do kontynuowania.
- Chciałem bardzo podziękować ci za wszystko, co zrobiłaś dla mnie... dla nas po śmierci Talazy - przerwałem, gdy tak długo niewypowiadane imię z trudem przedarło się przez moje gardło. Na chwilę wstrzymałem oddech, by podczas tej krótkiej chwili skutecznie powstrzymać cisnące się do kącików oczu, nieśmiałe łzy, po czym zacząłem jakby od początku, zapominając o tym, co mówiłem wcześniej - Kara, znamy się tak długo... - moje myśli przyspieszyły przeganiając się nawzajem i z całego, pięknego przekazu, który ułożyłem sobie w głowie w międzyczasie, pozostawiając tylko kilka kluczowych słów, które mogły wydawać się teraz niemal wyrwane z kontekstu - czy nie miałabyś nic przeciwko temu... byśmy tą dalszą część życia spędzili razem?
< Karasiu? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz