W słowach młodej wadery było coś, co znacznie przykuło uwagę medyczki. Owa kwestia zainteresowała ją właściwie na tyle, że pierwszy raz od, zdawałoby się, początku zwariowanego dnia, straciła z oczu chorych, swoje narzędzia i leki. Stanęła nieruchomo na zmęczonych godzinami pracy łapach i, patrząc z góry na asystentkę, uniosła kącik ust w namiastce prawdziwego uśmiechu.
– Floro – odezwała się po chwili, widząc znaczne zmieszanie na ładnej twarzy towarzyszki – Chcesz mi powiedzieć, że właśnie wynalazłaś wieczną młodość?
– Słucham? – młodsza wadera zamrugała w jakby odrobinę nerwowym geście, wciąż jednak udawało jej się, z wyćwiczoną jakby wcześniej precyzją, zachować na twarzy uśmiech. Etain odniosła wrażenie, że jej rozmówczyni próbowała tym samym robić dobrą minę do, cóż, złej gry.
– No, załóżmy, że próbowałabyś uleczyć tą tamtą – wskazała łapą młodą pacjentkę, która, choć dotychczas rozglądała się tylko bezmyślnie po otoczeniu swoimi wielkimi, błękitnymi oczyma, które błyszczały trochę pod wpływem rodzących się w nich łez, obudziła się jakby na ów gest medyczki. Szybkim, pojedynczym spojrzeniem omiotła rozmawiające ze sobą wadery, wszystko wskazywało jednak, że, prawdopodobnie przez wzgląd na chorobę, wciąż nie była w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. – Zrobiłabyś z niej znowu szczeniaka? I to na zawsze?
– Tak, tak jak mówiłam – przytaknęła trochę zmieszana Flora. – Ale tego nie zrobię – dodała po chwili bardziej stanowczym tonem.
– Pewnie, że nie – Etain wzruszyła ramionami, uśmiechając się głębiej. – Bez jej zgody byłyby to medyczne eksperymenty, bardzo nieetyczna sprawa. Obie wpadłybyśmy w kłopoty – zaśmiała się cicho – Zresztą, ma gorączkę, wątpię, że jej zgoda mogłaby być później uznana za świadomą – urwała, jakby w nagłym zamyśleniu przenosząc wzrok na chorą.
– Tak czy inaczej – dodała po chwili milczenia, ponownie kierując spojrzenie w oczy stojącej przed nią pomocniczki – Chylę czoła, posiadasz bardzo niezwykłe umiejętności. Rozwijaj je, ucz się i pracuj, to może postaram się załatwić ci jakiś awans – uśmiechnęła się, mrużąc oczy, co w wątłym świetle jaskini dawało trochę nieprzyjemne, upiorne prawie wrażenie.
– Dziękuję – młodsza wadera uśmiechnęła się, dla odmiany, bardzo delikatnie.
– Tymczasem – ciągnęła Etain – Oficjalnie witam cię w zespole – przyłożyła łapę do czoła, stając się momentalnie bardzo dziwną parodią generała – Posprzątaj tamten bałagan, a ja zajmę się tymi dwiema młodymi waderami.
Kali, uświadomiwszy sobie, że ponownie stała się podmiotem rozmowy, zadrżała, podnosząc wzrok znad własnych łap. Początkowo skierowała spojrzenie na medyczkę, a potem, w pewien smutny, prawie przerażony sposób odnalazła fioletowe oczy Flory.
– Bałagan? – pomocniczka, po chwili przedłużającej się zwłoki, podniosła spojrzenie – W porządku, ale, jest jeszcze tamten basior – gestem wskazała pierwszego pacjenta, który przybył do jaskini medycznej przed południem, a który spał teraz spokojnie w drugim kącie jaskini – Wydaje się starszy od tych dwóch wader. Starszy na tyle, że byłabym w stanie go uleczyć.
– Nie ma takiej potrzeby – odparła oschle Etain – Na razie ja się nim zajmuję. Jego stan jest stabilny, więc nie musisz się o niego martwić. Zajmij się lepiej powierzonym ci zadaniem.
< Floro? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz