Demon nie spodziewał się, że podczas swojego "spaceru" natrafi na Alkestis i jakiegoś samca. Poczuł obrzydzenie, gdy zobaczył w jakim stanie jest samiec. Widząc, że wadera średnio sobie radzi postanowił zainterweniować. Nie miało to jakiegoś przyjaznego znaczenia. Chodziło tylko o to, by wilk odczepił się od Alkestis.
Po całej sytuacji i odejściu basiora Ceres spojrzał na waderą.
Prychnął na jej słowa, lecz po chwili spojrzał gdzieś w bok.
- Nie musisz dziękować. - odparł w miarę cicho. A następnie skierował się z zamiarem odejścia. Alkestis spojrzała za nim.
- Już idziesz ? - spytała. Ceres zatrzymał się i zerknął na nią kątem oka.
- Nie jestem już ci potrzebny. Sama raczej znajdziesz drogę. Nie widzi mi się też robienie za niańkę. - odparł beznamiętnie.
- Spokojnie, sama dam radę dojść. - odparła Alkestis. - Bardziej zastanawiam się nad tym czemu tak szybko idziesz.
- Nie przepadam za towarzystwem. - skomentował zwracając się w jej kierunku.
- Rozumiem. Wiesz, że jednak przydałaby co się choć jedna osoba? - odparła. Ceres przewrócił oczami. Może i wadera miała rację. Samiec jednak nie miał zakorsu tego przyznać. Nawet gdy wiedział, że powinien.
Prada była taka, że Ceres zdawał sobie z tego sprawę, ale wiedział, że nikt nie jest w stanie wytrzymać z jego osobą.
- Dam radę. Nie martw się. Skup się raczej na sobie. Następnym razem nie bądź tak miękka. Nie będę robił za twojego rycerza. - odparł Ceres. Następnie wolnym krokiem oddalił się. Zanim całkowice zniknął za drzewami. Zerknął na Alkestis kątem oka. Widząc, że wadera stała i przyglądała się mu westchnął. Odwrócił się i spojrzał na nią.
- Mówiłaś, że znasz drogę. - odparł.
- Znam. - przyznała wadera.
- To dlaczego stoisz jak drzewo? - spytał z uniesioną brwią.
- Ponieważ chciała zobaczyć gdzie pójdziesz. - odparła. Ceres prychnął, a następnie wrócił do wadery.
- Jak pójdę z tobą to nie będziesz już się tak patrzeć? - spytał.
- Nie przepadasz, gdy ktoś na ciebie patrzy? - spytała Alkestis.
- Nie lubi być w centrum uwagi. Jest to zbędne i niepotrzebne. - skomentował. - Choć bo jeszcze korzenie puścisz. - odparł. Alkestis zaśmiała się cicho i ruszyła przed siebie. Ceres ruszył jej śladem. Szli w milczeniu. Ceres nawet nie myślał o tym, jak mógłby przerwać ciszę. Skupił się na tym, aby dojść do celu, a następnie odjeść.
- Jak to się stało, że znalazłeś się tam? - spytała.
- Po prostu przechodziłem. Widząc, że dajesz ciała postanowiłem zainterweniować.
- To może, że chciałeś mi pomóc.
- Nie nazwałbym tego pomocą. - odparł nieco speszony. Resztę drogi milczeli. Gdy znaleźli się na miejscu Ceres zatrzymał się.
- Porszę. Jesteś na miejscu. Moja obecność była zbędna.
- Mi tam było miło. - odparła. Ceres spojrzał na nią z uniesioną brwią. Po chwili jednak przybrał obojętny wyraz pyska.
- Będę szedł. - odparł obojętnie.
- Dziękuję ci za to, że mnie odprowadziłeś. - odparła z uśmiechem. Ceres wsytchnął i uniósł kącik pyska od niechcenia na krótki czas w geście "uśmiechu". Następnie znów spoważniał i oddalił się.
<Alkestis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz