piątek, 30 października 2020

Od Kary CD Szkła - "Zwrócone życie

Etain wyjątkowo dobrze wszystko przyjęła. Gdy Szkło wytłumaczył jej co trzeba, medyczka uparła się, żeby nadal sprawdzać mój stan zdrowia. Basior oznajmił, że jeszcze następnego dnia się pobierzemy i idzie rozpocząć przygotowania. Pod pretekstem małej ilości czasu zostawił mnie w obecności niezbyt miłej medyczki. Opieprz za trening nie był duży, ale wadera przestrzegła mnie przed zbyt szybkim „stawaniem na nogi”. Ciało mogło być na to gotowe, ale umysł już nie. Jeszcze tego brakowało, żebym dostała padaczki, czy czegoś podobnego.

- No dobrze. Wszystko jest już prawie w normie. – powiedziała Etain kończąc badanie. – Powiedz tylko Szkłu, żeby za bardzo się nie śpieszył… znając jego mogłoby się okazać, że już jesteś przy nadziei.

- A no tak - jęknęłam lekko. – A tak teoretycznie miała zaraz zajść… - zaczęłam a wadera spojrzała na mnie wzrokiem mogącym zabić. - … to co by się stało?

- Nie mam pojęcia. Jednak po ostatnim wolałabym nie ryzykować. Nic fajnego witać nowe szczeniaki w żałobnej atmosferze.

Oczy prawie wyszły mi z orbit. Czy ona właśnie? A zresztą nieważne… jeśli do czegokolwiek dojdzie to moje ciało będzie wiedziało czy jest gotowe na ciąże. Prawda?

- A i żadnego picia dzisiaj. Osłabi Cię to tylko jeszcze bardziej. Pamiętaj, że tam będę. Mogę Cię obserwować.

Z ust medyczki brzmiało to prawie jak groźba. A może nią było?

Przygotowania do ślubu i wesela były szybkie, trochę chaotyczne, ale z pomocą mojej duszy organizatorki udało nam się wszystko dopiąć na ostatni guzik. Prawie każdy wilk w watasze dodał swoją cegiełkę do tego przedsięwzięcia. Sama ceremonia była szybka, ale piękna. Taka jaką sobie wymarzyłam. Tylko, że Szkło przycichł zaraz po niej. Na początku myślałam, że po prostu był głodny, albo przygotowania go zmęczyły. Jednak gdy jedliśmy obok siebie, w ciszy, czułam, ze coś jest nie tak. W końcu zaledwie kilkanaście miesięcy temu zmarła jego poprzednia partnerka. Z która ślub był równie szybki i chaotyczny jak ten. Nawet mi wlatywały do głowy wspomnienia tego niezapomnianego szczęśliwego dnia. Ale czy nadal były to szczęśliwe wspomnienia?

Już chciałam coś powiedzieć, poprosić Szkło na chwile sam na sam. Przeszkodził mi jednak wstawiony już Agrest, który ni stąd ni zowąd wpadł pomiędzy nas mamląc coś jęzorem. Spojrzałam na Szkło i zaśmiałam się wraz z nim. Kilka sekund później brat mojego męża <oh… cudownie to brzmi> zawołał do nas całą zgraje wilków, którzy otoczyli nas i rozpoczęli serenadę składania życzeń. Uśmiechałam się i dziękowałam wraz ze Szkłem, dopóki nagle nie zrobiło mi się słabo. Otaczające mnie wilki zaczęły wirować, a ja czułam się jakbym zaraz miała się wznieść w górę, lewitując. Zamiast tego, usunęłam się na siedzącego obok mnie Szkło i straciłam przytomność.

---

- To standardowa reakcja organizmu przy niedotlenieniu. – usłyszałam głos Etain.

- To na pewno tylko to? – zatroskanie w głosie mojego nowego męża rozczuliło mnie. Otworzyłam powoli oczy i podparłam się na łapie. Leżałam spory kawałek od wszystkich. Pewnie Etain tak zarządziła, żebym odzyskała dostęp do tlenu.

- Ni, nie tylko. – odezwała się biało czarna wadera stojąca obok Etain. Nie znałam jej jeszcze dobrze bo była nowa w watasze. Dołączyła w chwili gdy ja byłam… niedysponowana. – To całkowicie normalne biorąc pod uwagę jej stan, nie mówiąc o ciągłym osłabieniu organizmu.

- Jaki stan? Myślałem, że jest tylko osłabiona.

- Nie, Kara jest też w ciąży. – słowa położnej wbiły mnie w ziemie. Czy byłam na to gotowa? Absolutnie nie. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Czy naprawdę w tej chwili rośnie we mnie dziecko? Albo dzieci?

- Słońce. Karo. – z tego wszystkiego nie zauważyłam nawet jak do mnie podeszli. Szkło wyglądał na zmartwionego, po raz kolejny. Czy on kiedyś przestanie się martwić!? Wiedziałam co myślał.  Przez całe wesele i ślub pewnie też myślał o niej. Nigdy nie będę dla niego dość dobra, a dzieci które nosiłam nie powinny się wydarzyć tak wcześnie. Nie przy moim stanie, nie na tak wczesnym etapie. Wstałam powoli, czując się obserwowaną przez wszystkich. Jęcząc cicho z wysiłku i osłabienia odwróciłam się i zaczęłam odchodzić bez słowa.

- Karo! – krzyknął za mną Szkło.

- Zostawcie mnie! – odkrzyknęłam mu i pobiegłam czując napływające łzy do oczu. To nie tak miało wyglądać! Powinnam być jedyna. Jedyną miłością i największą miłością, a nie jakąś rudą podróbką. Płacząc skierowałam się w stronę jedynego uspokajającego mnie miejsca. Na plaże.

<Szkło? Draaamaaa>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz