Etain wyjątkowo dobrze wszystko przyjęła. Gdy Szkło wytłumaczył jej co trzeba, medyczka uparła się, żeby nadal sprawdzać mój stan zdrowia. Basior oznajmił, że jeszcze następnego dnia się pobierzemy i idzie rozpocząć przygotowania. Pod pretekstem małej ilości czasu zostawił mnie w obecności niezbyt miłej medyczki. Opieprz za trening nie był duży, ale wadera przestrzegła mnie przed zbyt szybkim „stawaniem na nogi”. Ciało mogło być na to gotowe, ale umysł już nie. Jeszcze tego brakowało, żebym dostała padaczki, czy czegoś podobnego.
- No dobrze. Wszystko jest już
prawie w normie. – powiedziała Etain kończąc badanie. – Powiedz tylko Szkłu,
żeby za bardzo się nie śpieszył… znając jego mogłoby się okazać, że już jesteś przy
nadziei.
- A no tak - jęknęłam lekko. – A
tak teoretycznie miała zaraz zajść… - zaczęłam a wadera spojrzała na mnie
wzrokiem mogącym zabić. - … to co by się stało?
- Nie mam pojęcia. Jednak po
ostatnim wolałabym nie ryzykować. Nic fajnego witać nowe szczeniaki w żałobnej
atmosferze.
Oczy prawie wyszły mi z orbit. Czy
ona właśnie? A zresztą nieważne… jeśli do czegokolwiek dojdzie to moje ciało
będzie wiedziało czy jest gotowe na ciąże. Prawda?
- A i żadnego picia dzisiaj.
Osłabi Cię to tylko jeszcze bardziej. Pamiętaj, że tam będę. Mogę Cię obserwować.
Z ust medyczki brzmiało to prawie
jak groźba. A może nią było?
Przygotowania do ślubu i wesela
były szybkie, trochę chaotyczne, ale z pomocą mojej duszy organizatorki udało
nam się wszystko dopiąć na ostatni guzik. Prawie każdy wilk w watasze dodał
swoją cegiełkę do tego przedsięwzięcia. Sama ceremonia była szybka, ale piękna.
Taka jaką sobie wymarzyłam. Tylko, że Szkło przycichł zaraz po niej. Na
początku myślałam, że po prostu był głodny, albo przygotowania go zmęczyły.
Jednak gdy jedliśmy obok siebie, w ciszy, czułam, ze coś jest nie tak. W końcu
zaledwie kilkanaście miesięcy temu zmarła jego poprzednia partnerka. Z która
ślub był równie szybki i chaotyczny jak ten. Nawet mi wlatywały do głowy
wspomnienia tego niezapomnianego szczęśliwego dnia. Ale czy nadal były to szczęśliwe
wspomnienia?
Już chciałam coś powiedzieć,
poprosić Szkło na chwile sam na sam. Przeszkodził mi jednak wstawiony już
Agrest, który ni stąd ni zowąd wpadł pomiędzy nas mamląc coś jęzorem. Spojrzałam
na Szkło i zaśmiałam się wraz z nim. Kilka sekund później brat mojego męża
<oh… cudownie to brzmi> zawołał do nas całą zgraje wilków, którzy
otoczyli nas i rozpoczęli serenadę składania życzeń. Uśmiechałam się i dziękowałam
wraz ze Szkłem, dopóki nagle nie zrobiło mi się słabo. Otaczające mnie wilki zaczęły
wirować, a ja czułam się jakbym zaraz miała się wznieść w górę, lewitując.
Zamiast tego, usunęłam się na siedzącego obok mnie Szkło i straciłam przytomność.
---
- To standardowa reakcja
organizmu przy niedotlenieniu. – usłyszałam głos Etain.
- To na pewno tylko to? –
zatroskanie w głosie mojego nowego męża rozczuliło mnie. Otworzyłam powoli oczy
i podparłam się na łapie. Leżałam spory kawałek od wszystkich. Pewnie Etain tak
zarządziła, żebym odzyskała dostęp do tlenu.
- Ni, nie tylko. – odezwała się
biało czarna wadera stojąca obok Etain. Nie znałam jej jeszcze dobrze bo była
nowa w watasze. Dołączyła w chwili gdy ja byłam… niedysponowana. – To całkowicie
normalne biorąc pod uwagę jej stan, nie mówiąc o ciągłym osłabieniu organizmu.
- Jaki stan? Myślałem, że jest
tylko osłabiona.
- Nie, Kara jest też w ciąży. –
słowa położnej wbiły mnie w ziemie. Czy byłam na to gotowa? Absolutnie nie. Serce
zaczęło mi walić jak oszalałe. Czy naprawdę w tej chwili rośnie we mnie
dziecko? Albo dzieci?
- Słońce. Karo. – z tego wszystkiego
nie zauważyłam nawet jak do mnie podeszli. Szkło wyglądał na zmartwionego, po
raz kolejny. Czy on kiedyś przestanie się martwić!? Wiedziałam co myślał. Przez całe wesele i ślub pewnie też myślał o
niej. Nigdy nie będę dla niego dość dobra, a dzieci które nosiłam nie powinny
się wydarzyć tak wcześnie. Nie przy moim stanie, nie na tak wczesnym etapie. Wstałam
powoli, czując się obserwowaną przez wszystkich. Jęcząc cicho z wysiłku i osłabienia
odwróciłam się i zaczęłam odchodzić bez słowa.
- Karo! – krzyknął za mną Szkło.
- Zostawcie mnie! – odkrzyknęłam mu
i pobiegłam czując napływające łzy do oczu. To nie tak miało wyglądać! Powinnam
być jedyna. Jedyną miłością i największą miłością, a nie jakąś rudą podróbką.
Płacząc skierowałam się w stronę jedynego uspokajającego mnie miejsca. Na
plaże.
<Szkło? Draaamaaa>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz