środa, 14 października 2020

Od Tiski - 6 trening zwinności

 Naprawdę nie wiem, ile czasu spędziłam zamknięta w tym miejscu. Byłam już bardzo głodna, odwodniona i niesamowicie znudzona. W międzyczasie zebrałam jeszcze trochę owoców i przerzuciłam je przez płot razem z lnianym workiem. Już nie byłam w stanie ich przeliczyć, ale byłam bardzo zadowolona na myśl, jak zareaguje na to ruda wadera. Przerzucanie tylu jabłek naprawdę nie należało do łatwych zadań. Często potrzebowałam przerwy, którą spędzałam najczęściej na wspinaniu się na drzewa, w ramach ćwiczeń nad swoją sprawnością. Wciąż nie mogłam przeboleć, jak pokonała mnie sarna.
- Na serio obiecuję, jak wrócę z treningu to cała wataha będzie opijała ucztę z długonogich saren - mruknęłam pod nosem.
Na ten moment jednak cały mój trening polegał na ciskaniu czerwonymi owocami za płot i wspinaniu się na drzewa. No cóż, zawsze to jakaś forma.
Po którymś już dniu, bramy sadu się otworzyły, a do środka weszła grupa ludzi z koszami. Skuliłam się w kącie, prosząc w duchu, by mnie nie zauważyli. Uważnie obserwując, gdzie idą, przemknęłam do otwartych drzwi i uciekłam z ogrodu. Nisko na łapach zakradłam się do miejsca, gdzie wyrzucałam owoce, zebrałam je sprawnie do worka i zaczęłam ciągnąć za sobą w stronę lasu. Na szczęście z siłą nie miałam takiego problemu, jak z ze zwinnością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz