poniedziałek, 5 października 2020

Od Wrony - "Impuls", cz. 3

Minęła kolejna noc. Gdy nazajutrz Wrona obudziła się z samego rana, pierwszym co dostrzegła, był szron pokrywający ziemię i gałęzie jałowca. Westchnęła, pocierając łapami o przedramiona i podniosła się. Mundus nadal był w miejscu, w którym widziała go po raz ostatni wieczorem. Prawdopodobnie przez sporą część nocy nie spał najlepiej, a być może po prostu czuwał, bo teraz, chociaż wciąż oparty był o drzewo i trudno było jednoznacznie stwierdzić, czy bardziej siedzi czy leży, nie obudził się nawet, gdy chrząknęła zaczepnie. Przekrzywiła głowę i wstała, robiąc kilka kroków w jego stronę. Dopiero gdy jej łapy zaczęły lekko stąpać po igliwiu, szybko otworzył oczy i namierzył źródło dźwięku. Przyjaźnie rozbujała swój długi ogon.
- Gdzie dziś idziemy? - zapytała - chciałabym pooglądać ludzi.
- To nie takie proste, nie mogą nas zobaczyć. Ale pójdziemy tam dzisiaj, oczywiście. Zdaje się, że nie będziesz chciała zatrzymać się na stałe w tej wsi?
- Nie, idziemy dalej - uśmiechnęła się przeuroczo.
- A szkoda, tu jest w miarę bezpiecznie.
- O co ci chodzi z tym bezpieczeństwem? Ciągle tylko "to niebezpieczne", "to ryzykowne", "lepiej nie" - wadera burknęła z niezadowoleniem.
- Taka moje robota, Wronka - tym razem odpowiedział jej lekkim uśmiechem - zaufaj mi trochę. Dalej pójdziemy lasem, może w pobliżu jest jakieś miasteczko, gdzie uda nam się załatwić transport.
- Nie możemy pojechać tak jak wczoraj, samochodem?
- Nie udałoby nam się wsiąść do żadnego. Zresztą podobno nigdzie się nam nie śpieszy, a powinniśmy znaleźć jeszcze coś do jedzenia.
Wszystko układało się szybko i bezproblemowo. Samotny wilk miałby duże problemy z upolowaniem choćby zdrowego zająca, ale wilk idący pod wiatr, wyposażony w dodatkową parę oczu i skrzydeł, które dzięki swoim zwykłym-niezwykłym właściwościom świetnie zlewały się z bezchmurnym niebem, mógłby zostać królem lasu. Nie minęła godzina poszukiwań i polowania, gdy niewielki szarak wydał ostatnie tchnienie.
- Słyszysz to? - ptak obejrzał się za siebie i zaczął nasłuchiwać.
- Co? - wilczyca przełknęła kolejny kawałek świeżego mięsa - ten szum?
- Gdzieś niedaleko są tory kolejowe. Dobrze się składa.
- To to miasteczko, o którym mówiłeś?
- To pewnie to miasteczko, na które miałem nadzieję. Chodźmy.

~~ Pół godziny później ~~

- Że kiedy następny pociąg na zachód?
- Trudno powiedzieć - Mundus stał przed wielką, białą tablicą i wpatrywał się w nią okrągłymi oczyma - po pierwsze, nie mam pojęcia, jaki mamy dziś dzień, po drugie, nie znam nazw żadnej z tych miejscowości.
Wrona usiadła na tylnych łapach i skrzyżowała przednie na piersi. Peron był całkowicie pusty.
- To co teraz?
- Chociaż "Lotnice", to brzmi znajomo. Czy to nie miasteczko nieopodal naszej wsi?
- Naszej?
- Tej graniczącej z WSC. Jeśli się nie mylę, biegną przez nią tylko dwie drogi, a jedna z nich prowadzi właśnie do Lotnic, kilkanaście kilometrów na północ. W takim razie mamy niezły punkt zaczepienia. Możemy wrócić pociągiem, stąd to jedna stacja.
- I co teraz nam to daje?
- Poczekaj, to znaczy, że stąd na zachód... - przez chwilę wodził palcem po czarnych literkach, z których jego towarzyszka niewiele rozumiała - to musi być tutaj. Pociąg, który słyszeliśmy, też jechał w tamtą stronę, więc następny... dziś przed wieczorem, lub jutro nad ranem, zależy, jaki dziś mamy dzień. Oba z transportem surowców, więc nie powinniśmy mieć kłopotów.
- W porządku, w takim razie zaczekamy. Tutaj?
- Nie, to...
- Za duże ryzyko. Tak, tak, rozumiem. Tylko że nie widzę tutaj lasu, panie mądraliński.
- O to się nie martw, póki co, las mamy wszędzie wokół siebie. Tam na przykład - skinął głową na widoczne za kilkoma murowanymi domami wzniesienie - bez trudu usłyszymy każdy pociąg.
Westchnęła z rezygnacją. Chciała już, teraz. Nie jutro, później. Ten nowy świat czekał na nią z otwartymi ramionami i jakoś wątpiła w rację przyjaciela, mówiącego, że za lasem zatęskni szybciej, niż jej się wydaje.
Przemykając się jak cienie przez ludzkie tereny, ostatni raz wrócili do świata drzew i mchów. Wieczorny pociąg nie przyjechał, zapowiadało się więc na podróż przed nastaniem świtu.
- Wiesz - Wrona przeciągnęła się w swoim wygniecionym w ziemi dołku - myślałam, że będziemy mieli więcej przygód. A tu tak spokojnie. Tylko idziemy, albo jedziemy.
Jej przyjaciel już miał odpowiedzieć, jednak znów uprzedziła go wesoło.
- Tak, tak, pewnie powinnam się z tego cieszyć.
Wypuścił powietrze z płuc i uśmiechnął się bezradnie.
Zapadał zmrok. Knieje pogrążyły się w ciemności, w koronach drzew zatrzymując nawet światło gwiazd. Byle tylko nie usnąć zbyt mocno i usłyszeć mający nadjechać za kilka godzin pociąg.
- Chodź bliżej, zimno mi - wilczyca zwinęła się w kłębek, chowając pysk pomiędzy nadgarstkami. Mundus jednym ze szponów rozsupłał zawiązane na piersi krawędzie płaszcza, po czym niedbale zwinął go i podrzucił go gdzieś w jej pobliże. Wilczyca podniosła głowę popatrzyła najpierw na materiał, potem na jego właściciela. Wtem wyciągnęła przed siebie chudziutką łapę, i zaczęła się śmiać.
- A dotknąć mnie też się boisz? Przecież nie rażę prądem.
- Słonko - odrzekł szorstko, aż potulnie położyła uszy po sobie - masz swoją podróż, masz ludzi, masz nowy świat. Jutro przed nami parę ładnych kilometrów, więc śpij.
Przez chwilę panowała pełna napięcia cisza. Kąciki pyska Wrony jakby bezwładnie powędrowały w dół.
- Kiedy mi tak... we krwi zimno. Czy mamy coś jeszcze do stracenia? - jej oczy zalśniły w mroku. Przez moment patrzyli na siebie. Nie mógł nawet nie uwierzyć w jej słowa. Przecież tak nagle wyparowała z nich reszta rozczulającej dosłowności. Tymczasem chłodne powietrze niosło je dalej.
- Oddam ci serce i duszę. Tylko na tę jedną noc, dla mnie... przestań być duchem.
Westchnął.
A gdyby tak na chwilę pozostawić za sobą światopogląd? Co by się stało?

   *   *   *
Każda z milionów barw natury, w świetle wschodzącego słońca, wydawała się bardziej intensywna i przepełniona nadzwyczajną energią.
Oparł się plecami o jedno ze starych drzew rosnących na skraju lasu i w milczeniu wpatrywał w czyste, wczesnojesienne niebo, po którym spokojnie płynęły drobne chmury.
- Jest w tym coś dramatycznego - głos, razem z jego właścicielką, pojawili się tak nagle, że drgnął zaskoczony. Popatrzył na siedzącą teraz obok niego, czarną waderę, przymrużając oczy - a zarazem coś zupełnie irracjonalnego - uśmiechnęła się.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Po chwili ciężkiego milczenia, szary ptak wrócił do przyglądania się rozkwitającemu dniu.
- Nie żałuję ani jednej sekundy swojego życia - każde z wypowiadanych wolno słów wybrzmiało o niebo mocniej wśród delikatnej, porannej ciszy.
- Jak chcesz - zaszczebiotała, przymykając oczy - życzę wam miłej drogi. Ja muszę wracać do domu, a nuż ktoś po latach przypomni sobie o nieszczęsnej Geranii.
Niedługo po tym, na posterunku zjawiła się również Wrona. Wciąż nieprzytomnymi oczyma obiegła złotą od wczesnych promieni przestrzeń i przeciągnęła się.
- I co, kiedy ten pociąg? Już jasno!
- Tak? No widzisz, trafne spostrzeżenie, zaspaliśmy na pociąg. Ale nic straconego, przed południem następny. Tyle, że pasażerski.

   C. D. N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz