sobota, 3 października 2020

Od Tiski CD Magnusa - "Inna droga"

 - Jak to nie jesteś pewny, czy żyje? Magnus, co się stało?! - emocje wirowały jak rozwścieczone harpie. Za dużo rzeczy działo się w jednym momencie. Świdrowałam wzrokiem basiora, który nie był w stanie odpowiedzieć na moje pytanie. Nagle na zewnątrz uderzył potężny piorun i światło w hangarze zgasło.

Światło.

Zgasło.

Ciemność.

Czas zwolnił. Uświadomiłam sobie, jak dawno nie przebywałam w kompletnej ciemności. Zawsze świeciły się jakieś lampki, nawet gdy spałam w swojej kwaterze, wokół mnie działało mnóstwo urządzeń. Teraz na arenie nie było prądu. Jeśli nawet były gdzieś czujniki, były na tyle daleko, że obecne tutaj drzewa całkowicie tłumiły ich pomarańczową poświatę.

Ciemno.

Oczy przyzwyczaiły się niemal natychmiast. Wystarczająco szybko, by zobaczyć, jak zewsząd napływa świetlista mgła. Pasemka wypełzały z każdej strony, zbierając się w jednym miejscu. Różniły się nieprawdopodobnie od tych, które widziałam w lesie. Były niezwykle jasne, śnieżnobiałe i było ich kilka razy więcej. Kłębiły się chwilę, przyciągając wzrok swym pięknem. Patrzyłam, a łza kręciła się w oku. Jak dawno ich nie spotkałam. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo tęskniłam. Gdy ostatnia z delikatnych wstążek dotarła do reszty, kulka zakręciła się szybciej, a następnie wystrzeliła, ukazując potężnego, mgielnego lwa – mój symbol odwagi i wolności. Zwierzę spoglądało przed siebie pełne dumy i potęgi. Z gardła wydobywał się niski pomruk, który szybko przybierał na sile. Postać skuliła się delikatnie, po czym wydała z siebie wstrząsający ryk. Mogłabym przysiąc, że ściany pomieszczenia zaczęły drżeć, tak jak moje bębenki w uszach, albo jak moje serce, które poczuło tę moc, która w nim czyha. Lew ruszył z miejsca biegiem do postawionej skały, wyskoczył, w locie zmieniając się w sarnę, a wylądowawszy, w poruszający się delikatnie wir mgły.
Wciąż zachwycona, przybliżyłam się do portalu, ciekawa, co może się w nim znaleźć i gdy już miałam wchodzić, przypomniałam sobie o stojącym obok  basiorze. Choć wiem, jak ta kłótnia była głupia, mając pewność, że miałam rację co do milczenia na temat mojego pobytu tutaj, mimo tej całej złości na Magnusa, to nadal w sobie czułam tę zadrę. Gdy w kilka minut z mojego raju trafiłam do piekła. Poczucie winy, skrzywdzenie i wstyd, które hamowałam gniewem. A w tej całej mieszance uczuć trafiło się również współczucie. Wilk, którego miałam przed sobą, przeżył już dość wiele i choć tego nie pokazuje, jest wrażliwy. W swoim głupim, dziecinnym myśleniu zbyt długo uważałam, że wyklucza to siłę i upór. Wręcz przeciwnie, to właśnie dlatego, że jest czuły, musi być silny. Inaczej zwyczajnie, już by go nie było na tym świecie. Patrzyłam na niego, próbując odnaleźć swoją drogę. 

- Idziesz? - zapytałam dość bezbarwnie, wciąż nie wiedząc, jakie uczucie za tym stoi. Wilk ruszył się z miejsca, a ja przekroczyłam granicę mgły.

- - 

Wszystko było białe, utkane ze śnieżnej poświaty. Kształty tego, w czym się znaleźliśmy, wskazały na jakieś pomieszczenie ze stołem. Z brzegu porozstawiane były dziwne pudełka, a wokół blatu kręciły się mgielne kształty, przypominające ludzi. Zobaczywszy, kto się na nim znajduję, wstrzymałam oddech, prosząc, by nie była to prawda. Kara nie oddychała.
Na twarzy faceta po lewej odmalowało się zaskoczenie. Odrzucił narzędzia i zaczął gorączkowo uciskać klatkę piersiową wadery.
Rozległ się głos, zniekształcony jakby dobiegał spod wody. Czuć w nim było wściekłość.

- Coś ty zrobił?! Ten wilk jest wart czterysta baniek! - mężczyzna, do którego się zwrócił, pokazał olbrzymią igłę w swojej ręce.

- Tutaj mam cztery miliardy. - odpowiedział zjadliwie, po czym spokojnie odszedł do zaplecza, zabezpieczyć zawartość. Pozostali złapali za nieznaną mi rzecz i kilka razy przyłożyli ją do ciała Kary, wywołując szokujący wstrząs. Nie miałam pojęcia, co robią, ale wiedziałam, że rzecz toczy się o jej życie.
Chciałam pomóc, ale nie miałam pojęcia jak. Patrzyłam przez łzy na ich działania, nie zauważając, że mgła zaczęła się przybliżać, zabierając przestrzeń w pokoju. Ściany się kurczyły, zwiastując koniec wizji, ale moje oczy utkwione były w waderę. Wyczekiwałam najmniejszej oznaki życia. I wtedy w ostatniej sekundzie, gdy mgła już zasłaniała mi obraz, zobaczyłam delikatny ruch ogonem.

- - 

Oboje z Magnusem wylądowaliśmy dokładnie w tym samym miejscu, z którego wyszliśmy. Prąd już działał, więc mgła zniknęła.

- Kara! - krzyknęłam, żegnając portal. Ułamek sekundy dano mi, bym się przekonała, że wadera żyje. Tak mało! Tak bardzo sama nie byłam pewna, czy to, co widziałam, było prawdziwe, ale coś w tym wszystkim było. Musiałam zobaczyć więcej! - Kara! Muszę ją zobaczyć! Wpuście mnie, ona żyje! Ona…
Rozpłakałam się do reszty, głośno szlochałam, próbując wykrztusić z siebie te kilka słów.
„Ona żyje, muszę ją zobaczyć”
Jęczałam, powtarzając. To było jedyne, co mogłam powiedzieć przez barierę zaciśniętego gardła, między kolejnymi wybuchami płaczu.
Magnus siedział z tyłu, całkowicie milczący. Nie patrzył na mnie, pogrążony we własnym świecie. Minęło pewnie kilka minut, lecz wydawało się, że to godziny. Wilk poruszył się w końcu, by odejść w jakieś inne miejsce.

- Bredzisz. Kara nie żyje. - rzucił niskim, mrożącym krew tonem.

Zostałam sama. Płacz przeszedł już w ciche szlochanie. Ułamek sekundy. Byłam taka pewna, w sumie nawet nie mając do tego podstaw. I to właśnie mnie bolało. Szukałam rozpaczliwie jakiś sensownych argumentów, ale w głowie panowała pustka. Ta typowa próżnia, gdy nie masz już siły, gdy oczy są tak spuchnięte, że już nic przez nie nie widzisz. Wtedy kiedy przestajesz już czuć. Położyłam się bezradna na trawie. Siły starczyło mi jedynie na wlepienie wzroku w niebieskiego żuka, przemierzającego ziemię. „Skąd się tu wziąłeś, mały?” - pomyślałam ciężko. Byłam przecież w dużym hangarze, należącym do jakieś stacji badawczej. Połowa tutejszych drzew była z plastiku, reszta zasadzona ręcznie. Wszystko tutaj było pod kontrolą ludzi. Każdy wilk, każdy jego ruch, każde życie. Sarna, którą tu upolowałam, była z góry skazana przez nich na śmierć. „Czy to możliwe, że jesteś tu bez ich wiedzy?” - żuk wydawał się mnie ignorować. Komar czy mucha poradziłby sobie, ale rodzaj tego niebieskiego owada należał tylko do populacji w naszej watasze. Tylko tam.
Zostawiłam tę myśl, nie wiedząc nawet, jak duże ma znaczenie. Zmęczona wodziłam wzrokiem za insektem, póki całkiem nie zniknął mi z oczu.
W końcu próbując wstać, zdałam sobie sprawę, że wpadłam w otępienie. Powoli najpierw poruszyłam ogonem, następnie każdą łapą. Podniosłam się z charakterystycznym zawirowaniem w czaszce. Stwierdziwszy, że muszę odnaleźć Magnusa, ruszyłam w stronę, w którą o ile mi się zdawało, udał się basior. Musiałam jednak zabłądzić, bo zamiast wilka zobaczyłam ubranego w kombinezon ochronny człowieka z bronią w ręku. Usłyszałam tylko świst, gdy strzałka leciała w mój kark. Upadając w ramiona mroku, nie czułam już nic.


<Magnus?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz