sobota, 3 października 2020

Od Paketenshiki CD. Nuit Calme

Obserwował ją w milczeniu. Wiedział w głębi ducha, że coś się dzieje, jednak skoro ona nie chciała powiedzieć, to po co miał ją o to męczyć? Mimo to, gdy zauważył jak jej ciało drży, od razu pobiegł po kocyk. Miał ich… kilka… Tak zupełnie bez powodu, naprawdę. Wcale nie kolekcjonował puszystych i ciepłych kocy. A gdzie tam.

Opatulił białą waderę w przyniesiony koc, zmartwionym wzrokiem oglądając jej reakcję. Coś było nie tak. Coś było grubo nie tak. Myślał, że mu się zdawało, jednak gdy tylko dotknął łapą jej czoła, okazało się to niestety prawdą.

Nuit Calme była zimna. Niepokojąco zimna. Koc mógł jej nie pomóc.

Basior poczuł w głębi narastającą powoli panikę. Cholera, nie na to się szkolił! Nie umiał pomóc waderze w potrzebie. Tylko… tylko Etain mogła…

Zabrał białą waderę na plecy i już miał zacząć się gramolić na zewnątrz nory, gdy usłyszał jej głos.

– Dokąd idziemy? – zapytała niezwykle cicho, ledwo słyszalnym szeptem. Nie miał się jak temu dziwić, wciąż była wykończona.

– Do miejsca, gdzie się tobą zaopiekują. – Nie skłamał. Ale znowu nie powiedział całej prawdy. Do diaska, Paki, ale z ciebie krętacz. – Tam też będzie bezpiecznie. Ale tam będą potrafili ci pomóc.

– Czekaj… idziemy do kogoś?

Rudzielec kiwnął głową. Nie był pewien, czy to zauważyła, ale nie potrafił wydobyć z siebie słów.

Gdyby mu się udało, rozpłakałby się.

Nie mogła tego zobaczyć.

Kurka, gdzie się podział ten opanowany basior, ten Paketenshika o wiecznie kamiennej twarzy? Ten, który ze spokojnym umysłem przejdzie największy chaos? Gdzieś go zgubił po drodze, zostawił z tyłu, a teraz był mu tak bardzo potrzebny. Nie mógł ulec swoim emocjom, panice, jaka się w nim wzbierała. To nie mogło się zdarzyć. Nie miało prawa. Nie mógł na to pozwolić.

Wziął głęboki wdech, na twarzy przywołał to swoje spojrzenie typu “Zostaw mnie w spokoju”. Jeśli miał pomóc Nuit Calme, musiał się tak zachować. Musiał wrócić do twardego siebie.

Ostatecznie.

Na zawsze.

Coś w nim pękło.

– Idziemy do Etain, to medyczka mojej watahy. Obiecuję, że nie będziesz do niczego w zamian zobowiązana, gdy tylko będziesz w stanie polować o własnych siłach, będziesz mogła ruszyć w dalszą drogę.

Maszyna bez uczuć. Martwy kamień. Tak zabrzmiały jego słowa. Obmyte z jakichkolwiek emocji. Mówił prawdę. Tylko prawdę. Więcej nic nie powiedział.

Z Nuit na plecach wygramolił się z nory jednym z licznych wyjść, jakie w ostatnim czasie zbudował. To prowadziło najbliżej jaskini medycznej. Miał się tam udać w linii prostej, bez żadnego rozpraszania. Jakże prosty do wykonania cel.

Robiło się ciemno, wadera przespała cały dzień. Miała prawo, była wykończona, szepnął do siebie w duchu rudy. Przytaknęła mu gałązka mijanego drzewa, która delikatnie, z gracją tancerki baletu, zakołysała się w rytm nadawany przez wiatr. To był piękny wieczór. Zimny, bo słońce przez cały dzień było zasłonięte przez chmury, jednakże teraz białe olbrzymy się rozstąpiły, ukazując coraz to ciemniejsze niebo. Zachodząca gwiazda rozświetlała las, którym przemierzali, na piękny odcień czerwieni i pomarańczy. Jako osoba rzadko wychodząca o tej porze z nory, Paki musiał przyznać, że było magicznie. Wszystkie jego zmysły to potwierdzały. Włącznie z węchem, wyczuwającym skądś świeży jabłecznik. Ach, będzie musiał zawitać do piekarza i spróbować, jak już odda Nuit Calme w łapki zaufanej Etain.

Wkrótce znaleźli w jaskini medycznej. Etain od razu pojawiła się przy nich.

– Co się dzieje? Kto to jest? – Wywiad. No tak.

– To podróżująca wadera, ma na imię Nuit Calme. Jest… zimna, z jakiegoś powodu. Martwię się o nią.

Medyczka kiwnęła głową. Idąc po leki, po drodze wskazała Pakiemu miejsce, gdzie ma położyć przybyszkę. Rudemu pozostało czekać. Najwyraźniej nie dostanie jabłecznika.

<Nuit Calme?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz