wtorek, 13 października 2020

Od Ry’a – 1 trening siły

Jesienny poranek przywitał mnie przenikliwym i na wskroś nieprzyjemnym chłodem, który wdarł się do pustej jaskini jeszcze przed pierwszymi promieniami bladego październikowego świtu. W obliczu tak paskudnej sytuacji czułem się niemal praktycznie zmuszony do porannego treningu, który pozwoliłby rozgrzać moje spięte po długiej nocy mięśnie, dzięki czemu perspektywa rozpoczęcia kolejnego dnia miała szansę stać się być może trochę mniej odpychająca.
Nie zastanawiając się dłużej czy nie znalazłby się bardziej produktywny sposób na spędzenie pierwszych godzin poranka, owinąłem szczelnie szalik wokół szyi, tak by nie przeszkadzał mi on w biegu i, tłumiąc resztki rozsądku nutami jakieś niezwykle przejmującej na ten moment melodii, ruszyłem przez bezbarwną o tej porze zarówno dnia, jak i roku puszczę.
Czując się przytłoczonym przez ten brak kolorów, monotonne widoki i równie niezmienną, w miarę niewymagającą powierzchnię, zdecydowałem się biec tak długo, aż nie znajdę się na terenach około górskich.
Czy szczęściem można nazwać pomyśle przy tak sporadycznie podjętym przedsięwzięciu dotarcie na teren Wysokich Skałek, miejsca które w ciągu swojego krótkiego życia udało mi się odwiedzić, będąc optymistycznym powiedziałbym dwa razy, podczas których w mojej głowie nie zapisał się nawet najmniejszy ślad prowadzącej tutaj ścieżki? Tego nie byłem pewien, a jednak niezaprzeczalnie cieszyłem się z takiego obrotu spraw. Zachwycający widok i przepełnione poranną wilgocią górskie powietrze rozbudziło mnie lepiej niż kubek ciepłej kawy, sprawiając, że chętnie i dosyć bezmyślnie rzuciłem się biegiem na wskroś paru bardziej wymagających, kamienistych ścieżek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz