niedziela, 4 października 2020

Od Paketenshiki CD. Alkestis

Zapewne nawet najtwardsze wilki rozczuliły by się, widząc maleńką, jeszcze przed chwilą przerażoną Alkestis, teraz skuloną w rudych ogonach basiora, który przyszedł się nią zaopiekować. Paks był rozczulony na pewno. Czuł przyjemne ciepło rozlewające się po jego ciele, gdy patrzył na białe ciałko zwinięte wśród pomarańczowych odcieni. Było to ciepło bardzo charakterystyczne, rozpoznawalne dla każdego, kto choć raz w życiu miał kogoś, na kim mu zależało i widział, jak ta osoba osiąga wybrany cel. Albo kiedy to po ciężkim dniu macie chwilę dla siebie, co wykorzystujecie na spędzaniu czasu razem i wreszcie oglądasz ich twarz.

Innymi słowy, było to ciepło domowego ogniska. Przynajmniej Paketenshika tak to nazywał, z takiego doświadczenia, jakie zyskał mieszkając wśród lisów.

Przez kilka niezwykle długich chwil nie był w stanie oderwać oczu od puchatej kulki, zwiniętej w jego własnych ogonach. Uczucia mieszały się w nim, rozlewały na różne zakamarki jego wnętrza, walczyły ze sobą w dziwnym, nieopisanym tańcu. Gdyby emocje ukazywały się zewnętrznie w formie kolorowych świateł, zapewne teraz przypominałyby przepiękną zorzę polarną, mieniącą się całą tęczą barw, zmieniającą nieustannie swój kształt, by różnym parom oczu przypominać coś zupełnie innego, jednocześnie nie przybierając tak naprawdę żadnej formy. Tylko jeden kolor, jedno uczucie górowało nad innymi i wyróżniało się wśród nich na wzór księżyca wśród migających gwiazd. Była to świeżo kiełkująca, ojcowska miłość, tak silna jak matczyna, a wyjątkowo na swój własny sposób.

Nauczyciel położył się tuż obok swojej małej, uroczej kuleczki. Chciał poczekać, aż się obudzi, by móc z nią porozmawiać na bardzo ważny, niecierpiący zwłoki temat. Oby tylko nie przeraziła się jego widokiem albo owym wątkiem. Tylko o tyle prosił jakiekolwiek bóstwa spoglądały teraz na dolinę Srebrnego Chabra. Żeby mała Tisia się go nie wystraszyła.

Ashera chyba się uśmiechnęła, basior nie mógł stwierdzić, i gdzieś odeszła. Zapewne chciała zostawić ich samych, żeby mieli szansę się do siebie zbliżyć.

Młoda waderka spała dość długo, a przy okazji zdążył się również zdrzemnąć starszy wilk. Właściwie gdy otworzył oczy z kolejnej króciutkiej drzemki, prosto w nie spojrzały fioletowe ślepka, w których chyba widniało zaskoczenie, ale na pewno nie było tam choćby iskierki jakiegokolwiek strachu. To był naprawdę świetny znak. Serce Paketenshiki zaczęło śpiewać z radości, nawet jeśli twarz pozostała tradycyjnie bez śladu emocji.

– Dzień dobry – wyszeptał do niej, jego usta uformowały się w delikatny, przyjazny uśmiech. – Jak się dziś czujemy? Mam nadzieję, że dobrze.

Przekrzywiła łepek, słuchając go. Wydawało się mu to ogromnie urocze, tak że miał ochotę zapiszczeć jak kobietka. Oczywiście tego nie zrobił.

Zamiast tego wziął głęboki oddech i podniósł głowę z podłogi. Teraz albo nigdy, to wiedział na pewno. Jednak zaplanować to sobie, a faktycznie to zrobić to były dwie zupełnie inne bajki. Musiał dokładnie wybrać słowa, by nie zrozumiała go na opak, musiał mówić spokojnie, powoli. No i musiał przede wszystkim mieć miękki głos, żeby nie brzmieć jak jakiś niedorobiony generał, który zarządza… by została jego córką.

– Wiem co nieco o tobie, Alkestis. Może nie tyle, ile bym wolał, ale to jedno wiem na pewno. Jesteś sama. A przynajmniej zostałaś odnaleziona w samotności. Teraz masz Asherę, która się tobą opiekuje, jednak… Zasługujesz na kogoś, kto będzie przy tobie, nawet kiedy osiągniesz dorosłość. Kto wesprze cię dobrym słowem. Kto będzie cię znał od środka i na zewnątrz. Kto po prostu będzie dla ciebie. – Wziął kolejny głęboki oddech. To było o wiele trudniejsze niż się spodziewał. – Potrzebujesz rodziny. Może nie mam w tym jakiegoś sporego doświadczenia, ale wiem, że moi rodzice sobie poradzili. A oni… Daleko im było do wilków. Chcę cię wspomagać tyle, ile jestem w stanie. Chcę się tobą zaopiekować. Ale zrobię to tylko, jeśli ty się zgodzisz. Mogę… mogę cię zaadoptować? Zgodzisz się ze mną żyć?

Na jego policzkach rozpaliły się ognisto-buraczane rumieńce, gdy tylko dotarło do niego, jak zabrzmiała ta jego wypowiedź. Chciał odwrócić wzrok, jednak jednocześnie musiał widzieć reakcję Alkestis. Patrzył na nią, może nie tak uważnie, żeby jej nie wystraszyć, ale jego uszy z chciwością gąbki pochłaniały jakiekolwiek dźwięki, które mogły być powiązane z odpowiedzią.

<Alkestiiiiiiis… xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz