Pół nocy spędziłem na poszukiwaniach Kary. Nie było jej w rodzinnej jaskini, ani u żadnego z jej przyjaciół. Udało mi się nawet podejść do feralnego wodospadu, ale tam także jej nie znalazłem. Powinienem być cały czas przy niej, jeśli coś jej się stało, nie wybaczę sobie. Martwiłem się, że mogło się stać najgorsze. Wróciłem do jaskini, gdy księżyc zaczął już zachodzić. Ku mojemu zdziwieniu i wielkiej uldze odnalazłem, też tam Karę. Była roztrzęsiona i zszokowana. Gdy mnie zobaczyła załkała cicho i wpadła w moje ramiona.
-
Boje się. – szepnęła przez płacz. Czułem się prawdopodobnie tak samo zszokowany
jak ona. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Nie wiedziałem co począć,
zwykle to Kara pocieszała mnie, gdy czułem się bezradny lub coś mi nie wychodziło.
Mimo podobnego wieku, to ona mnie wychowywała, była niczym matka, której mi
zabrakło.
-
Ja tez się boje. – powiedziałem tylko i ku mojemu zdziwieniu, wadera uspokoiła
się trochę. Nadał łkała cicho, ale jej serce zaczęło bić miarowo. Spleceni w
uścisku położyliśmy się na posłaniu. Nie mówiliśmy już nic więcej, słuchaliśmy
tylko swoich oddechów. Gdy oddech Kary wydłużył się, wskazując na sen wadery,
wiedziałem, że sam też już mogę zasnąć. Pomimo zmęczenia sen jednak nie
przychodził. Nasłuchiwałem więc odgłosów nocy. Do wschodu słońca brakowało
jeszcze około 3 godzin, nie było więc słychać chodu zwierząt czy śpiewy ptaków.
Cała flora i fauna spała, dlatego też gdy usłyszałem dziwny odgłos szurania,
zaniepokoiłem się. Podniosłem pysk, starając się coś wypatrzeć przez wyjście z
jaskini. Zobaczyłem charakterystyczną lampkę, oznaczającą obecność jednego z
urządzeń nas obserwujących. Było bardzo możliwe, że bardziej obserwowali nas
nocą, bałem się jednak ryzykować. Obudziłem więc waderę, starając się jej nie
straszyć. Ostatnie czego teraz potrzebowaliśmy to kolejny atak paniki.
-
Nie panikuj, ale nas obserwują. – szepnąłem do niej. – musimy się gdzieś ukryć,
nie wiemy czy coś wiedzą. – powiedziałem. Kara z strachem w oczach ale także
śmiałą determinacją pokiwała stanowczo głową, zgadzając się. Staraliśmy się
wyjść po cichu na plażę. Najlepszym sposobem na ucieczkę było skierowanie się w
prawą stronę do gęstego lasu. Gdy tylko znaleźliśmy się na plaży, zauważyłem
ludzi. Szli od strony plaży, od prawej.
-
Uciekaj. – szepnąłem do Kary. – Do lasu już!
-
Alee – zaczęła, jednak nie dałem jej skończyć.
-
JUŻ!
Wadera
posłuchała mnie. Dwunożni dość szybko mnie zauważyli i obrali na cel. Nie miałem
jak uciec. Gdy mnie złapali, miałem nadal nadzieje, że przynajmniej Karze udało
się uciec. Zanim mnie uśpili usłyszałem jednak krzyk, to był dla mnie znak, że
przegraliśmy.
---
-
Złapaliście ich? – zapytał pracownik, starający się zatrzymać swoje stanowisko.
Przez jego nieuwagę przez ponad 24h, na wolności były dwa szczeniaki wiedzące o
całym przedsięwzięciu. Jego błąd zauważył dużo młodszy współpracownik, który zaczynał
dyżur zaraz po nim.
-
Tak, jednak mogło się to skończyć katastrofą. – powiedział Dyrektor i współtwórca
badań. - Proszę zając się tym wodospadem. Trzeba natychmiast pozbyć się tych piekielnych
ryb! – zlecił jednemu z pionków.
-
Czyli wszystko dobrze się skończyło tak? Wymazana pamięć, usunięcie czynnika, z
którego powstał problem. Można wręcz powiedzieć, że dobrze się stało. –
uśmiechnął się bezpiecznie naukowiec. Bał się stracić bezpieczne, acz męczące
go stanowisko. Miał już swoje lata i wiedział, że innej pracy mógł już nie
dostać. Nie mówił też o przemęczeniu i zbyt długich nadgodzinach, z uwagi na
to, że mogło być to źle odebrane.
-
Dobrze dam ci jeszcze jedną szansę. – powiedział Dyrektor, a pracownik
odetchnął z ulgą. Wyszedł z sali dziękując kilkukrotnie. Dyrektor wiedział
jednak, że musiał znaleźć więcej ludzi do pracy i to w jak najkrótszym czasie.
---
Obudziłem
się obok Kary. Wadera spała głęboko i z błogim spokojem na pysku. Uśmiechnąłem
się delikatnie i wyszedłem na zewnątrz by upolować śniadanie. Nie robiłem tego
jeszcze samodzielnie, ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Gdy wróciłem po stosunkowo
krótki czasie z dwiema soczystymi rybami w pysku, zastałem Karę przeciągająca
się z długiego snu.
-
Magnus! Jaki piękny dzisiaj dzień. Co dzisiaj robimy? – spytała wadera entuzjastycznie,
a ja podałem jej śniadanie.
-
Co tylko zechcesz. – powiedziałem i zabrałem się do jedzenia.
<CDN>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz