Wstałem rano bez entuzjazmu. Nie żebym ostatnio miał go dużo w zanadrzu. Po ostatnich wydarzeniach ciężko mi było nie odcinać się od wszystkiego. Oczywiście cieszyłem się, że Kara żyła, że nadal mieliśmy nadzieję na jej ozdrowienie, jednak gdzieś w głowie cały czas przelatywała mi myśl: A co jeśli to na nic? Jeśli straciliśmy ją już tamtego dnia?
Wczorajszego dnia umówiłem się z Etain, że poćwiczę u niej swoją moc leczenia. Próbowałem już wszystkiego na nieprzytomnej Karzę, Tiska pilnowała, żebym nie przesadził, więc musiałem jak najwięcej trenować i próbować znowu i znowu. Musiałem być jednak najedzony, aby moja moc miała z czego czerpać energię. Skierowałem się więc na Polanę Życia. Z użyciem mocy, zapędziłem w kozi róg parę zajęcy. Jednego z nich musiałem ogrodziłem wysoką ścianą ognia, w trakcie zabijania drugiego. Nie chciałem żeby uciekł, ani żeby widział jak zabijam jego pobratymca. Nie bawiąc się zbytnio w oprawianie i doprawianie mięsa, wyjątkowo zjadłem na surowo. Po treściwym posiłku ruszyłem prosto do jaskini medyka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz