- Może chcesz spróbować teraz z Karą? – spytała Etain patrząc na mnie uważnie. Właśnie skończyliśmy posiłek przyniesiony nam przez Tiskę. Spojrzałem na leżącą w rogu siostrę. Ukłucie w sercu nasiliło się, ale starałem je ignorować. Podszedłem do rudej wadery i przyłożyłem łapy rany na jej głowie. Wiedziałem, że to nie rana jest problemem, ale to co dzieje się wewnątrz. Niebieski ogień otaczający moje łapy, momentalnie przeniósł się na głowę wadery. Od razu wyczuł ośrodek winny za stan pacjentki.
- Powoli i spokojnie. Nie oddawaj
wszystkiego na raz tyko dawkuj moc, wtedy jest większa szansa, że zadziała – powiedziała
Etain obserwująca moje zmagania po raz enty. Byłem jej wdzięczny, że starała
się mi pomóc a jednocześnie nie litowała się nade mną jak niektórzy. Tiska od
jakiegoś czasu obchodziła się ze mną jak z jajkiem, najwyraźniej bojąc się, że
mur między nami ponownie się wzniesie. Po tym co się działo na arenie nie do
końcu mogłem się jej dziwić… Miarowo „wtłaczałem” leczniczą moc w umysł Kary.
Czułem jednak jak z minuty na minutę robię się coraz słabszy i słabszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz