wtorek, 13 października 2020

Od Eothara Atsume - ,,Niecny Owoc", cz. 9

 To jak by im tu zjebać życie?

Dobre pytanie. 
Nie na tyle, żeby w ruch poszły kły, pazury i pochodnie, ale by pomruk tkniętej kijem bestii społeczeństwa był wyraźnie słyszalny. Równocześnie cios powinien być po prostu oszałamiający, jak nagłe wrzucenie żaby do wrzątku, przecząc wszelkiej logice władzy. Na marginesie najprostszym, ale równocześnie najgłupszym wyjściem jest oczywiście pozbycie się pierwszego ogniwa w hierarchii. Ten scenariusz prawdę mówiąc sprawdził się w moim życiu jeden, jedyny raz... Ostatnim razem niewidzialność utrzymała się przynajmniej 7 godzin, ale bez ryzyka nie ma zabawy. Wciąż przy odrobinie szczęścia czasu miałem wystarczająco dużo czasu na realizację planów. Ha, co ja mówię! Planem tego się nazwać nie dało, od tego momentu działałem bardziej na czuja, trzymając się jedynie ogólnego zarysu. Stałem tak może z kilka minut, rozglądając się wolno po otoczeniu, nim swobodnie, lecz śmiało ruszyłem naprzód już z konkretnym celem - jaskinią Alfa. Ostatecznie warto zapoznać się ze swoim przyszłym lokum. 
Wędrówka w tempie żywego truchtu trwała jednak dość długo, po części dlatego, że po drodze przekąsiłem fastfood w postaci łatwego łupu, jakim był zataczający się niczym pijany zając. Kolejny dowód na to, że Agrest był fatalnym gospodarzem: zostawił mnie z pustym żołądkiem, a na głodniaka nie myśli się zbyt dobrze. Mijałem inne wilki bez słowa, wyprostowany i pewny siebie, jako prawdziwy samiec Alfa, dopóki nie stanąłem na progu jaskini położonej w niewielkim oddaleniu do centrum. Jak się okazało, specjalnym gustem do urządzania wnętrz też nie grzeszył. Grota była pusta z wyjątkiem kilku koców złożonych na legowisko oraz skrawka papieru, niestety całkowicie pustego. Podejrzewałem, że mógł zastosować jakąś metodę wymazywania, ale na eksperymenty z ogniem i magią jeszcze przyjdzie czas.
Nieusatysfakcjonowany tą wizytą skierowałem swe kroki ku, zdaje się, głównej bazie śledczych. Nigdzie indziej, tylko tam mógł spoczywać mój święty Graal, całe stosy takich cieniutkich, chropowatych arkuszy. Wejścia do pierwszego pomieszczenia, niby holu z rozciągającym się na prawo i lewo korytarzem strzegł mój znajomy Naoru.
— Witaj, Agrest. - rzekł z uśmiechem, acz lekko zaskoczony basior. - Potrzebujesz czegoś? - dodał głośniej.
— Witaj. Muszę przejrzeć parę dokumentów. - stwierdziłem od niechcenia, przechodząc powoli obok wilka na środek groty. 
— Ok. Jakby co, Szkło ma dokumentację z ostatnich dni, przerabia ją na dole. - gdyby nie delikatny ruch pyska samca w odpowiednim kierunku, pewnie jeszcze stałbym w miejscu jak kołek, zadając sobie prozaiczne pytanie lewo-prawo, skok-odwrót. Ruszyłem zatem szybko krótkim, lekko opadającym w dół korytarzem. W stosunkowo niewielkiej jaskini pośrodku wśród starannie ułożonych papierów siedział niewyróżniający się, szary basior, wzdychając ciężko nad kilkoma arkuszami rozłożonymi na czymś w rodzaju kamiennego stołu.
— Czołem. - rzekłem głośno z uśmiechem, zaglądając bratu przez ramię. 
— Witaj. - odparł lekko w roztargnieniu, odwracając na moment wzrok od dotychczasowego zajęcia, zdziwiony i dość zmęczony; tylko tyle byłem w stanie wyczytać, czułem, że Agrest nie mógł się pochwalić nawet tak nieskomplikowaną mocą. Było to nieco irytującą odmianą od codziennego przewiercania spojrzeniem duszy każdego wilka. 
— Nad czym tak ciągle pracujesz? - spytałem z delikatną nutą wigoru, samemu pobieżnie przeglądając urzędnicze pismo. Jakaś śmierć, tyle byłem w stanie wywnioskować.
— Nad BD i Palette. Z każdym krokiem zamiast się powoli rozwiązywać, to zaczyna się robić jeszcze bardziej powalone. - westchnął z czymś w rodzaju ,,radosnego staczania się w otchłań", jak zwykłem nazywać to uczucie.
— To te, co ostatnio zamordowano? - mruknąłem, cofając się o krok. 
— Hę? Nie sądzę, żeby ktokolwiek z watahy był w stanie zrobić taką masakrę. - odrzekł z powątpiewaniem śledczy.
— No, w każdym razie nie takie sprawy udało ci się rozgryźć. Powinieneś odpocząć. - dodałem z naciskiem.
— Niby tak... Dzięki. - na pysku basiora pojawił się blady uśmiech. - A właściwie, co ty tu robisz? - rzekł, jakby nagle ocknął się ze snu.
— Muszę przejrzeć parę dokumentów, takie tam formalności. - mruknąłem, odchodząc już w kierunku wyjścia. Za tą grotą było jeszcze drugie, większe, pomieszczenie, ale nie zauważyłem żadnych zbiorów. toteż poszedłem prosto lewym korytarzem. Na dole wymieniłem krótkie ,,Witaj" z dwoma nieznanymi mi osobnikami i ruszyłem dalej. Znów dylemat, po wyliczance padło na kolejne lewo. Błąd. Palnąłem się w czoło z politowaniem i cicho przemknąłem się w wejściu do prawego korytarza. Tam wreszcie trafiłem do celu: w sporej, wysokiej jaskini czekały na mnie stosy w miarę równo poukładanych papierów, w większości poszarpanych, mniej już pożółkłych. Szczerze nie cierpiałem papierkowej roboty, ale tym razem zdecydowanie czułem iskierkę podekscytowania biorąc do łapy pierwszy dokument z lewej. Chyba to moja lepsza strona. Jakiś przebieg sprawy dotyczącej zaginięcia jakiejś Kary i Magnusa, problemy z ludźmi... więc to o tym gawędzili. 
W krótkim czasie wyrobiłem sobie przyzwoity rytm czytania i ogarnąłem kolejność materiałów od najnowszych do najstarszych. Niektóre, wyrwane z tej linii czasowej, tyczyły się podstaw istnienia watahy: z oczywistych powodów dość mocno pokreślona obsada Alfy, obstawy stanowisk, listy obywateli... Z poszczególnych kart członkowskich zdążyłem przejrzeć tylko kilka najważniejszych, kiedy przerwał mi jeden ze śledczych o piaskowo-brązowym umaszczeniu:
— Agrest, zamierzasz tu siedzieć do rana? - rzekł swoim głębokim głosem, aż drgnąłem, wyrwany ze swego rodzaju hipnozy.
— Ach, nie, prawie mam już to, co trzeba. Zaraz wychodzę. - odparłem pewnie, kiwając głową z uspokajającym uśmiechem. Do tej pory nie znalazłem praktycznie niczego, co stanowiłoby wielką przeszkodę w działaniu, zaciekawił mnie za to rodowód jaśnie Alfy. Brat Szkiełko, zmarła siostra, matka nieznana, nic szczególnego, za to podpis przy ojcu ,,sprawa nr. 46" - raczej dość nietypowe imię, nieprawdaż? Pod presją czasu jednym machnięciem łapy rozrzuciłem po prostu stertę papierów z typowymi śledztwami i wśród fruwających w powietrzu arkuszy próbowałem odnaleźć znajomy numer, lecz bezskutecznie. Wreszcie z ciężkim westchnieniem zmiotłem wszystko na jako taką kupę, otrząsnąłem się parę razy i wyszedłem w pośpiechu na zewnątrz. Szkła nie było już w jego izbie, toteż zwróciłem się do niedawno przybyłego pręgowanego na niebiesko, ciemnoszarego basiora:
— Hej, macie tam czystą kartę? - basior zamrugał parę razy, po czym wyjął skądś żądany przedmiot i przysunął mi pod nos. - Nie da się ukryć, że nasz kodeks jest dosyć nieścisły i mocno zakurzony, panowie. Po czyjej stronie leży wina, wnikał nie będę. Sporządziłem za to dodatkowe ustawy, które usprawnią funkcjonowanie watahy. Zapisujcie, proszę...

975 słów
Nie jestem prawnikiem
CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz