wtorek, 13 października 2020

Od Domino CD Ry'a

Czułam się nieswojo obryzgana krwią. Niedobrze mi było, jedząc parujące jeszcze w jesiennym chłodzie, tryskające posoką mięso istoty, która przed chwilą jeszcze dychała. Nieważne, ile bym posiłków nie upolowała, czułam się źle jako drapieżca. Czy to tylko dla mnie to jest takie trudne...? Jakimś cudem przecięty wilk nie ma takiego problemu. Gdy podpatrywałam białego, nawet on bez skrupułów przegryzł tej rzucającej się rozpaczliwie sarnie... Właśnie wtedy odwróciłam wzrok. O tym właśnie mówię, dlaczego muszę odwracać wzrok. Gdy tylko wzięłam nogę kopytnego do pyska, żołądek podskoczył mi do gardła, a język zamienił się w bolącą gulę, a gdyby nie głód skręcający mi kiszki, pewnie zwymiotowałabym. \Ry całe szczęście niczego nie zauważył- albo tylko udawał, żeby mnie nie speszyć. Jest niemożliwie miły jak na nieznajomego. I niemożliwie miły jak na bestię, która właśnie rozszarpała na moich oczach cudze gardło.
Gdy skończyliśmy jeść, zaproponował obmycie się z tej lepkiej czerwonej posoki po chwili rozmowy.
- Tak, chętnie.- Odetchnęłam z wyczuwalną ulgą w głosie.- Jak daleko to?
- Masz na myśli rzekę czy wioskę? Woda jest niedaleko, chwila spacerem, jeszcze szybciej lotem.- Skinął z uśmiechem na białe, grube skrzydła na moim boku.
- Przejdę się, żebyś miał kogoś na dole.- Bardzo chciałam się odwdzięczyć jakoś basiorowi za posiłek.- Skoro jesteś dla mnie taki dobry to nie byłabym sobą, gdybym tak po prostu zostawiła cię na dole. Wiem, że to nic, ale mogę się zrekompensować, dotrzymując ci towarzystwa podczas spaceru. Zawsze coś, prawda?- Zaśmiałam się.
- Heh, prawda.
Jego mimika była nadal niezmienna. Zastanawiałam się, czy rzeczywiście był stoikiem, czy po prostu umiał skrywać te emocje, których mu nie zależało pokazywać. Szliśmy naprawdę krótko. Ry opowiedział mi co nieco o watasze, jak daleko się rozciąga i jak duże jest to towarzystwo. Po jego tonie głosu mogłam rozpoznać, że z niektórymi jego członkami łączy go naprawdę coś mocnego. Nie mogłam tylko odgadnąć, co.
- Urocza z was wataha.- Sama dziwiłam się własnym słowom, bo w moim pysku to zdanie brzmiało jak czysta sprzeczność. Ulżyło mi, gdy mój rozmówca nie zareagował śmiechem. Czyli powiedziałam prawdę.
Rzeczka płynęła wartko pomiędzy pasmami brzózek na obu jej brzegach. Żółte, drobne listki spadały na spienioną lekko taflę, by zostać złapanymi w pyski głodnych owadów ryb i żab. W cieniu drzew latały ostatnie komary, delikatny wiatr poruszał koronami drzew, układając melodię szumów liści oraz wody pod nimi.
- Ładnie tu.- Odrzekłam, posyłając spojrzenie Ryowi.
Nie powiem, metaliczny zapach futra to coś, czego chciałam się pozbyć jak najprędzej. Nie czekając na basiora, przefrunęłam nad tatarakiem i wślizgnęłam się pod taflę wody. Przeraźliwy chłód uderzył mnie ze wszystkich stron, aż zabrakło mi tchu w piersi.
- Ź-źimna!- Jedyne, co zdołałam wykrztusić, wyłaniając pysk z wody.
Ry zaśmiał się pod nosem.
- Wiedziałeś o tym, nie kłam!
Wyskoczyłam lekko ponad powierzchnię, jednocześnie tworząc pod łapami cienką krę w kształcie heksagonu. Nie przemyślałam jednak tego, że lód zacznie odpływać w dość szybkim tempie od brzegu. Lekko przestraszona wzbiłam się w powietrze i wróciłam na mieliznę.
- Wchodzisz?
On sam w wodzie zanurzył się tylko na wymagane minimum, by umyć szal i pysk. Odwinął sobie materiał spod szyi i przepłukał go w łapach, aż brązowawy nalot rozpuści się w wodzie, a drobne rybki pozwoliły sobie pozjadać dryfujące, strupiałe płatki.
- Ładny szalik.- Dobrej jakości wełna, widać, że lokalna.- Nie wiedziałam, że wilki gustują w ubraniach.
- Bo nie gustują.- Ry wzruszył barkami, odciskając z szala nadmiar wody.- Ale nie mogę mu się oprzeć. Mam go z wioski, o której ci mówiłem.
- Wioska? Niemożliwe, żebyś miał na myśli prawdziwą osadę, przecież tu nie ma nikogo z...- Zamarłam, gdy odnalazłam spojrzenie basiora: Trochę niepewne, tego, co o nim pomyślę, trochę jednak zadowolone z mojego zaskoczenia. - Nie mówisz poważnie, prawda? To inna nazwa na waszą watahę lub inną grupę zwierząt, tak? Niemożliwe, żeby tu byli ludzie. N-nie lubicie tu ludzi...prawda?
Sama nie wiem, dlaczego tyle było w moim głosie nadziei skrytej pod tym rozbawionym tonem. Nie chciałam przyznać się przed sobą, jak bardzo tęskniłam za przeszłością, bo tak jeszcze trudniej przywyknąć do teraźniejszości. Jednak gdy owa przeszłość macha do mnie na horyzoncie, coś we mnie drży. Jakieś ciche marzenie, które chciałoby zostać znów odkopane.

< Ry? Wyyybacz, że tyle mi się zeszło. Szkoła mnie nie rozpieszcza 5 testami w tygodniu ><  >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz