Wszystko jakby ucichło. Obraz był ale rozmazany, natomiast dźwięk znikł.
Patrzyła nieruchomo na miejsce, które wskazał łapą Szkło. Miejsce, gdzie odnaleziono nowonarodzoną Alkestis. Miejsce, idealnie pomiędzy dwoma zwłokami, jak to zostało przedstawione. Jej oczy same wodziły centymetr po centymetrze o trawie. Glebo, cóż za mroczny sekret skrywasz? Czemu milczysz jak zaklęta? Czemu nie ujawnisz tej tajemnicy?
Nie pamięta co się stało, ani jak wróciła jej świadomość. Po prostu, nagle znalazła się z tatą w domu, który cicho śpiewał jej piosenkę. To była ta pierwsza, gdy się spotkali. Kiedy to było? Widząc jakąś reakcję od niej, westchnął z ulgą.
-Tak się cieszę, że wróciłaś kochanie- powiedział cicho patrząc na nią radośnie.- Jak się czujesz?
Ta tylko go obserwowała bez słowa. Paki ponowił pytanie, reakcja się nie zmieniła. Nawet zapytał czy go słyszy. Nic, zero. Rudy przyjrzał się jej uważnie, zaniepokoił się tym zjawiskiem.
-Tisiu? Tisiu, co się stało?
Tylko patrzyła na niego. Nawet się nie poruszyła.
Następne co jakoś z tyłu głowy rejestrowała to szybką ale cichą rozmowę ojca z opiekunką szczeniąt.
-Co się dzieje?- Zapytała przybyła Ashera.
-Odkąd to się stało, nie reaguje na nic. Tylko patrzy. Ashero, boję się, że wróciła do punktu w którym była na samym początku- dodał trzęsącym się głosem.
Co się stało? Pamięta, że powiedziano jej o znalezieniu jej i o specyfice tego. Potem klapki na oczach. Co się wydarzyło? Dlaczego słyszała wyimaginowany śmiech? Dlaczego czuła narastający lęk?
Zaczęła bezgłośnie poruszać ustami patrząc się szkliście przed siebie.
-Tisia? Tisia, co się dzieje?- Zapytała podenerwowany ojciec materializując się przy małej. Brak działania na to.
-Przyjacielu, to chyba jej reakcja obronna na traumatyczne wydarzenie- powiedziała boleśnie wadera. Ona chyba musiała być też gdzieś blisko.
-Zamorduje ich- warknął Paki.- Pogrzebie żywcem. Czy oni zdają sobie sprawę, ile czasu zajęło, by poczuła się w pełni bezpieczna? I oni nagle niszczą te ciężkie prace?- Basior zaczął podnosić głos.
-Ciszej! Krzyk tu w niczym nie pomoże a może tylko pogorszyć!- Przerwała mu.- Mundus i Szkło wystarczająco dużo szkód wyrządzili jej na dziś...
Umilkli słysząc coś na wzór słabego jęku. Zaraz doskoczyli do szczenięcia, z którego oczu zaczęły cieknąć łzy. Paki przytulił zesztywniałą córkę, podczas gdy Ashera głaskała ją po głowie. Mówili do niej cicho, bardzo łagodnymi głosami.
-...szcie... Zabierzcie ten zapach- zaczęła cicho kwilić.- Niech przestanie pachnieć krwią, proszę...
-Kochanie, nic tu nie ma- powiedział cicho Paketenshika.
-Ona jest wszędzie- zaczęła wolno unosić łapki i usuwać z siebie nierealną krew z ciałka.- Tatusiu, jestem w niej cała... Proszę, tatusiu...
-Tisiu, jestem czyściutka jak łza- odezwała się delikatnie Ashera.- Nie jesteś niczym ubrudzona.
-O-ona jest wszędzie- powtarzała w kółko mała kulka.
Nagle umilkła, by zaraz wydobyć z siebie bardzo wysoki i głośny pisk. Dwa wilki musiały odskoczyć od szczenięcia, gdyż z podłoża momentalnie wytworzyły się, jak nie wyrosły, ogromne i niebezpieczne kolce, czarne jak smoła. Wtedy Alkestis się ocknęła z transu. Gwałtownie rozejrzała się, aby dojrzeć otaczające ją twory i dalej stojących opiekunów, którzy patrzyli na nią zaskoczeni.
Zaczęła szybciej oddychać, kolce stopniowo wydłużały się. Panikowała z każdym dodatkowym centymetrem. Zaczęła się bać tego i siebie. Co się działo?!
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz