czwartek, 8 października 2020

Od Alkestis - "Kwintesencja", cz. 4

 -Tisiu, dlaczego nie chcesz zacząć nauki o swoich możliwych mocach?
Pytanie ojca zaskoczyło małą kulkę, która uniosła głowę z jego ogona. Spojrzała na niego zdezorientowana, jakby błądziła gdzieś myślami. 
-Nie wiem tato- powiedziała cicho odwracając wzrok ku jego ogonom.- Nie chcę cię zawieść. Mam wrażenie, że coś zepsuje. A jeśli nie mam żadnych mocy?
-Nawet jeśli nie masz, dalej będę cię kochał- mówiąc to pomiział jej główkę. Biała zachichotała na ten gest.- Naprawdę kochanie. I nie bój się, może akurat się pozytywnie zdziwisz? Jestem pewien, że taka mała słodycz jak ty, zaskoczy nas.

Och. Gdyby wiedział, jak prorocze okażą się te słowa...

Następnego dnia Alkestis obiecała sobie, że później pomyśli nad samodzielnym odkrywanie siebie, ewentualnie poprosi tatę o pomoc, nim oficjalnie zacznie lekcje o swoim żywiole. Ponoć wystarczy się skupić i być spokojnym? To nie powinno być takie trudne. Może akurat się okaże, że zacznie wychodzić jej lepiej niż takie polowanie. Nauczyciel i zarazem ojciec był zadowolony - wyglądało na to, że była całkiem szybka. Kto wie, może pójdzie w kierunku łowiectwa?
W samo południe, raczej kilka minut przed, czekała w umówionym miejscu na Mundusa. Ptak przyleciał punktualnie, jednak zamiast powitania, nakazał iść jej za sobą. Zdziwiło ją to. Czy tata wiedział, że weźmie ją gdzie indziej? Nie była za bardzo pewna. Ale hej! To przecież pan Mundus, krzywdy jej nie zrobi przecież. Prawda?
Prowadził ją w milczeniu, nawet nie oglądał się za siebie na szczenię, które pozostawało z tyłu. Sama waderka nie była pewna, dokąd ją prowadzi. Nie mniej jednak, z każdym krokiem czuła narastający chłód w grzbiecie. Coś jej nie pasowało. Coś było mocno nie tak.
W końcu się zatrzymał, prawie na niego wpadła z roztargnienia. Obrócił częściowo łeb w celu spojrzenia na nią prawym okiem.
-Wiesz gdzie jesteśmy?- Zaprzeczyła ruchem głowy. Odwrócił głowę do poprzedniej pozycji.- Wrócimy tu. Chodź za mną.
Szli krótko, maksymalnie 5 minut. Na miejscu czapla zrobiła krok na lewo, ukazując widok szczenięciu. Oczy rozszerzyły się jej na ukazaną scenę.
Gleba była pokryta czerwienią, sądząc po kolorze, dosyć świeżą. Ziemia wyglądała jakby spadł barwny deszcz. Alkestis wręcz zatoczyła się do tyłu zakrywając pyszczek.
-Czemu tu jest tak dużo farby? Czemu ona tak dziwnie pachnie?- Brzmiała na granicy mdłości. Było tu stanowczo zbyt dużo bodźców, które ją przytłaczały. Czapla obserwowała jej reakcje.
-To krew.- Powiedział krótko.- Skąd taka reakcja? Krew źle na ciebie wpływa?
Mała lekko pobladła widząc tylko gdzieniegdzie przebłyski naturalnego barwnika trawy. Starała się odsuwać tyłem, być z dala od tej brzydkiej scenerii, cały czas zakrywając pyszczek. Wpadła w końcu na drzewo, które blokowało jej dalsze ruchy. Mundus jedynie podszedł bliżej i nachylił się ku niej. W jego oczach prawie nie było śladu emocji, natomiast u niej, wręcz kiełkował strach.
-Co się dzieje? Jakieś wspomnienie?- Spytał oschle.
Wtedy ją to uderzyło. Najwcześniejsze wspomnienie. Zapach, który nie rozumiała. To była wtedy krew.
Odejdź, głos brzmiał wyjątkowo z oddali. Mimo szczerych chęci, nie była w stanie odwrócić wzroku od rozlanej krwi, która wymuszała na niej obserwację.
W końcu nie wytrzymała. Zwymiotowała na boku, kurczowo się trzymając przy tej niezbyt przyjemnej czynności. Zaczęła płakać w trakcie i nie przestała po zakończeniu.
-Chce do taty- wydusiła z siebie przy uciekających stróżkach łez. Mundus stał nad nią niejako władczo.
-Nie. Odpowiadałem na twoje pytania, ty teraz odpowiesz na moje.
-Nie chcę! Chce do taty!- Piszczała wystraszona. Uniósł skrzydło blokując jej drogę ucieczki, która nie była w jej wymiotach.
-Czemu cię przeraża widok rozlanej krwi? Co ci to mówi? Co się wtedy wydarzyło?
-ZOSTAW MNIE!
Pierwszy raz, powiadam, pierwszy raz młoda Alkestis wykrzyczała coś. To co za chwilę nastąpiło, było szybkie. Po zwolnieniu zaciśniętych powiek, dotarło do niej, że znajduje się trzy metry za drzewem, do którego niejako była przytwierdzona. Stamtąd patrzył lekko zaskoczony ptak, gdy podążyła wzrokiem za nim, zobaczyła, że stoi w kałuży dziwnej czarnej cieczy. Zignorowała to, zaraz zerwała się do biegu w kierunku zamieszkania z tatą. Gdzieś z tyłu głowy wiedziała, że on jej nie goni ale była tak wystraszona, że nie patrzyła na to. Sama ledwo widziała przez łzy podczas ekspresowego biegu.
Paki musiał być całkiem osłupiały widząc biegnącą i zapłakaną adoptowaną córkę, która jak w niego wpadła, od razu zaczęła popiskiwać płaczem. Zapewne instynkty ojcowskie wezmą górę po jej uspokojeniu i dorwie tego, kto doprowadził jego małą Tisię do łez. Na razie jednak, skupił się na młodej. Dopiero po długiej chwili przestała płakać ale nie puszczała się go, jakby był jej jedyną deską ratunku.
-Paketenshika? Muszę z wami porozmawiać- oboje usłyszeli głos śledczego Szkła z progu.- Mam kilka pytań do twojej córki.


CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz