Od paru dni byłam wielce pochłonięta myślami, nad taką zaistniałą sytuacją w której to zaczynałam dostrzegać różnice w naszym młodym gronie. Mój brat, Wrotycz, zaczął się od niedawna szkolić pod względem fizycznym, ponoć Kama też, podobnie było z Kurahą. A ja? Co ze mną? Nie dość, że wyglądem odstaje od nich to jeszcze zaczynałam czuć się coraz bardziej na tyle. Czas to zmienić.
Następnego dnia, wstałam szybciej niż zwykle i po poinformowaniu rodziców, co by się nie martwili, poszłam w kierunku pobliskiego ale odizolowanego lasu. Pomyślałam, ze warto zrobić sobie kilka ćwiczeń nim się przystąpi do poważniejszych, kwestia bezpieczeństwa i zdrowia była najważniejsza. Już wkrótce zaczęłam od pewnego rodzaju zabaw z niewielkim pieńkiem i toczeniu go miedzy kamieniami. Potem skoki ponad przeszkodami, rundki wokół drzew. Sporo problemu widziałam w przeskakiwaniu nad wielkim zwalistym drzewem, miał całkiem sporych gabarytów rozmiar. Próbowałam z rozpędem ale ledwo dawałam radę uczepić się go, śliski niemiłosiernie.
A może by tak użyć ogonów do wzniesienia się? Zaraz odrzuciłam tą wizję. Chciałam kondycję sobie wyrobić i stać się silniejszą, nie mogę wiecznie polegać na innych wilkach i czynnikach.
Czas naprawdę wziąć się za siebie, to jedyny najsensowniejszy pomysł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz