poniedziałek, 1 stycznia 2018

Od Kurahy CD Palette

 Podczas całego zajścia stałem nieco z boku i obserwowałem. Nie widziałem tych szczeniaków nigdy wcześniej. Co ważniejsze: Dlaczego w ogóle tu były? Najwyraźniej nie należały do najmądrzejszych. Kto przy zdrowych zmysłach obraża wilki z obcej watahy na jej terenach? Uznałem więc, że nie warto przejmować się tak nisko rozwiniętymi jednostkami i czekałem jedynie na zakończenie sporu. Nie omieszkałem, mimo wszystko, zapamiętać tej trójki. 
Skrzywiłem się, widząc jak Palette potraktowała tamtą zgraję. Samo patrzenie niemal mnie zabolało. Odprowadziłem wzrokiem uciekające szczeniaki. Miałem dziwne przeczucie, że jeszcze się z nimi spotkamy.
- To co teraz? - Zapytała Palette, zupełnie jakby wcześniejsze wydarzenie w ogóle nie miało miejsca.
- Może się pościgamy? - rzucił Wrotycz, jednak okazał się jedynym entuzjastą tego pomysłu.
Bitwa na śnieżki zmęczyła nas na tyle skutecznie, że postanowiliśmy chwilę odpocząć i po prostu wybrać się na krótki spacer. Rozmowę z poznaną już wcześniej waderką skutecznie utrudniał mi jej brat, więc skupiłem swoją uwagę na nowych znajomych. 
Po niecałym kwadransie znaleźliśmy się na zupełnie zarośniętym przez drzewa terenie. Bezlistne gałęzie pokrywały ogromne ilości śniegu. Zatrzymałem się na moment, zastanawiając nad pewną kwestią.
- Co jest, Kuraha? - Wrotek zatrzymał się, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Tak się zastanawiam... - zacząłem. - Byłoby tu o wiele ładniej gdyby padał śnieg, nie sądzicie?
- No, racja, może trochę - stwierdził cicho Zawilec.
Spojrzałem w górę, skupiając wszystkie myśli na tym co chciałem zrobić. Wyobraziłem sobie, jak lekki do tej pory wietrzyk przybiera na sile i porywa z gałęzi wierzchnią warstwę śniegu. Wiedziałem, że zbyt mocny podmuch zabrałby ze sobą spodnią część, która zdążyła już pewnie odrobinę się rozpuścić, a potem zamarznąć z powrotem.
Przymknąłem powieki i po chwili poczułem jak moją sierść rozwiewa przyjemny podmuch. Gdy otworzyłem oczy, wokół nas wirowały płatki śniegu. Odetchnąłem z ulgą, rzadko zdarzało mi się panować nad mocami, a ta "sztuczka" wymagała ode mnie niesamowitej precyzji.
- Ale świetne! - zawołała Paletka, podbiegając do mnie. 
Uśmiechnąłem się. Kama skakała, łapiąc spadające z gałęzi śnieżne drobinki, a Zawilec niepewnie dreptał obok, z wystawionym językiem. Nawet nie zauważyłem, kiedy Wrotycz znów znalazł się między mną a swoją siostrą.


<Wrotek?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz