poniedziałek, 1 stycznia 2018

Od Jaskra CD Astelle

Położyłem się w głębokim śniegu, pysk kładąc między przednimi łapami. Nie miałem już siły. Nie pójdę dalej. Nie mam nawet po co iść dalej.
Masa smutnych, żałosnych myśli krążyła mi po głowie. Zamknąłem oczy i próbowałem wyłapać jakieś konkretne i iść ich śladem, jednak całą moją świadomość zajął chwilowo nasilający się ból w całym ciele. Ile czasu już tu spędziłem? Godzinę, może dwie. Plus te kilkadziesiąt minut krążenia po lesie bez żadnego, logicznego celu.
Wtem przed oczyma ukazała mi się moja rodzina. Moje dzieci, leżące tuż obok najdroższej partnerki przez chwilę były niemal namacalne. Chyba zasnąłem... chwilę później otworzyłem oczy z głośnym westchnieniem i pomyślałem o tych wilkach, najdroższych mojemu sercu. Przypomniałem sobie, jak bardzo chciałem mieć potomstwo i szczęśliwą rodzinę. Nie mogę tego zmarnować, nie zostawię Astelle samej z dziećmi. Czemu miałaby zostać wdową w tak młodym wieku? Dlaczego w ogóle miałaby?
"Z drugiej strony nie mogę tu leżeć do śmierci" - pomyślałem - "jakoś przedostaję się na południe, może dotrę do szpitala... dlaczego poszedłem akurat w tę stronę? Dlaczego nic nie poprowadziło mnie na polowaniu właśnie tam?".
Powoli podniosłem się i zacząłem wlóc się w obranym wcześniej, zbawiennym kierunku. Dam radę tam dojść. Ile to kilometrów? Może pięć... może sześć... chyba nie więcej.
Pod koniec drogi dyszałem ciężko. Żeby był tu teraz jakikolwiek inny wilk. Ale nikogo pewnie nie spotkam. Wszyscy boją się chodzić teraz po lesie.
W końcu. Jestem u progu jaskini. Teraz muszę uzyskać pomoc.
- Toph... - westchnąłem - pomóż mi.
Wadera wyszła do mnie z kąta jaskini i smętnie pokiwała głową:
- A więc jednak? - mruknęła i wskazała mi miejsce, w którym miałem się położyć. Ostatkiem sił dowlokłem się tam i bezwładnie upadłem na ziemię.
- Jakim cudem w ogóle się tu znalazłeś? - zapytała, podając mi jakieś zioła - dopadło cię gdzieś w pobliżu? Przecież mówiłam, żeby nikt nie zbliżał się do tej jaskini.
- Nie... nie tutaj, dalej - mruknąłem.
- Aż dziw, że jeszcze możesz chodzić - obejrzała mnie - widzę już pierwsze rany - dotknęła mojego grzbietu - witamy na pokładzie - westchnęła smętnie.
niecałą godzinę później, w jaskini pojawił się Mundus. Nie miałem pojęcia dlaczego, ponieważ z tego co wiem, wolał unikać teraz tej groty nie będąc pewnym, czy sam nie jest narażony na zachorowanie.
- Jaskierku - smutno stanął obok mnie nie ukazując zaskoczenia, jakby wiedział już wcześniej, że zachorowałem. Nie zastanawiając się nad tym, uśmiechnąłem się słabo.
- Idź, Mundurek. Powiedz Astelle. Proszę.
Pokiwał głową i wyszedł z jaskini. Nie pamiętam, co było dalej. Byłem wyczerpany i zasnąłem.

< Astelle? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz