poniedziałek, 5 października 2020

Od Flory – „Zwrócone życie”

Opuściłam swoje posłanie i leniwie przeciągnęłam, by wybudzić śpiące mięśnie. Mięśnie… jeszcze jakby faktycznie jakieś były. Moim zadaniem było leczenie i napełnianie zapasów ziół i roślin. Nie miałam czasu na treningi, dlatego moje ciało było raczej chude, nieumięśnione i co za tym szło wyjątkowo wątłe. Ratowała mnie tylko bujna sierść, która optycznie dodawała mi kilogramów. Na szczęście nie musiałam się martwić o polowania, w ciągu dnia najadałam się jagodami, ziołami i innymi jadalnymi roślinami. Na wieczór zwykle szłam do centrum watahy i dostawałam upolowanego zająca, bądź słodkowodną rybę. Nie był to mój przysmak, ale nie miałam wyjścia jeśli chciałam mieć siłę na codzienne wędrówki po okolicy. Nie byłam w tej watasze od długiego czasu, niedługo pewnie minie miesiąc odkąd mnie przyjęli, ale mieli wszystko czego potrzebowałam. Dość duży las z ogromną florą, góry, które osłaniały centralną część watahy od palącego słońca i od ludzkiej wioski będącej po drugiej stronie gór. Kilka strumyków i jedno większe jezioro na obrzeżach. No i jaskinia w górach, która dawała mi potrzebny spokój wieczorami. Wyszłam z nadal dość surowo urządzonej jaskini i skierowałam się na główną polanę. Kilka wilków, pomimo dość wczesnej pory już pracowało, inne smacznie chrapały w swoich posłaniach. Za kilka godzin, będzie tu istny tłum. Szczeniaki bawiące się wokoło, uspokajające je matki, starsze osobniki plotkujące i narzekające na młodych. Inni rozejdą się do swoich standardowych zadań. Ceniłam organizację panującą naokoło i czułam, że mogłam zatrzymać się w tym miejscu na dłużej. Gdyby tylko nie było tak nudno.. powtarzające się czynności, godziny, dni. Brak przygód, problemów, wyzwań. Większość wilków dożywała tu spokojnej starości, a jak jakiś umierał młodo to była afera na całą watahę.

- Witaj Hermi. – powiedziałam do wadery segregującej przyniesione przeze mnie zeszłego wieczora zioła.

- O cześć Floro. – zaczęła mocno entuzjastycznie. – Ktoś przyszedł i pytał o Ciebie w nocy. – powiedziała a mi mocniej zabiło serce. Strach przemieszany z podnieceniem zaognił się w mojej głowie. Kto miałby wiedzieć, że tu jestem? Czy ktoś mnie szuka? Czyżby moja rodzina sobie o mnie przypomniała? Nikt tutaj nie wiedział skąd pochodzę i nie chciałam tego ujawniać. NIGDY.

- Ta…ak? – zaczęłam starając się nie brzmieć nerwowo – A co mówił? – zaczęłam układać zioła razem z waderą.

- Coś, że ktoś cię potrzebuję. Jakiś Szokło? Szpło? Szkieło? – Hermi zastanawiała się coraz bardziej ale ja już wiedziałam.

- Szkło! – krzyknęłam rozemocjonowana jak nigdy. Myśl o nowej przygodzie i adrenalinie, rozświetliła mi oczy. Szybko przeanalizowałam drogę, którą musiałam przebyć aby dostać się do WSC. Kiedyś przechodziłam przez tereny jego watahy. Szkło pomógł mi wtedy i mimo początkowej nieufności, dość szybko się zaprzyjaźniliśmy. Byłam wtedy młoda i żyłam w strachu, że rodzina mnie odnajdzie. Odeszłam więc równie szybko jak się pojawiłam, ale przyjaciela takiego jak Szkło się nigdy nie zapomina. Rzuciłam szybko zioła, które układałam z Hermi i poleciałam do mojej jaskini.

- Muszę lecieć! Przeproś alfę, ale pewnie już nie wrócę! – krzyknęłam do zszokowanej wadery i pobiegałam się spakować. Nie miałam dużo, w końcu 2 lata spędziłam na praktycznie ciągłej wędrówce. Zabrałam trochę ziół i roślin jakbym miała przez długi czas nie mieć dostępu do jedzenia. Ruszyłam pełna radosnych emocji i wiary. Czekały mnie przynajmniej 3 dni drogi, chociaż wierzyłam, że z ekscytacji może to zająć nawet mniej.

---

Drugi dzień drogi był wyjątkowo ciężki. Szłam przez dość rozległe stepy, z żadnej strony nie było widać wody albo drzew. Moje emocje opadły, zabrane zapasy się skończyły, a zmęczenie nabierało na sile. Szłam jednak dalej, wiedząc, że Szkło mnie potrzebuję. Nie wysyłałby po mnie, gdyby sytuacja nie było nie cierpiąca zwłoki. Zrobiłam chwilowy postój w środku nocy. Przysnęłam na chwilę a potem żułam w pysku liście stepowych roślin. Były ohydne ale bogate w wodę, a przynajmniej jej resztki, które roślina zdołała wyciągnąć z martwej ziemi. Starałam się znaleźć zalążki roślin pod stepową ziemią, ale niestety bez powodzenia. Już dawno przestałam wytwarzać zieloną trawę i kwiaty z każdym krokiem. Po kilku godzinach odpoczynku ruszyłam dalej. Był środek nocy, zimno mogło mnie zabić, gdybym została w miejscu. Po kilku godzinach zobaczyłam coś nowego na horyzoncie. Ciemna poświata lasu dodała mi sił. Już niedługo, las był ostatnią granicą, która dzieliła mnie od Szkła.

---

Nie miałam już siły. Udało mi się dojść od lasu, jednak okazał się podobnie martwy jak sąsiadujące z nimi stepy. Mój chód zaczął już pokazywać zielone zalążki roślin, jednak nadal były one słabe i mało bujne. Może gdybyśmy mieli pogodniejsza porę roku to znalazłabym cokolwiek na rosnących co jakiś czas krzakach. Co jakiś czas widziałam małe zwierzęta uciekające na mój widok. Nie potrafiłam jednak polować, a nawet jakbym potrafiła to nie miałam na to siły. Szłam tak długo , aż moje łapy odmówiły posłuszeństwa. Wiedziałam, że już tak niewiele brakowało. Moje siły jednak wyczerpały się całkowicie. Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że znajdzie mnie ktoś zanim temperatura gwałtownie spadnie.

<Szkło?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz