Życie na dziko jest ciężkie, kiedy nie wiesz jak się za to zabrać. Od małego incydentu z odmrożeniem palców Baronowej życie już nie jest takie wygodne. Nie ma nigdzie miski z karmą w galaretce, woda z kałuży nie jest taka czysta i orzeźwiająca, o czesaniu, myciu szamponem i byciu noszonym w transporterach musiałam zapomnieć. Wędrowałam nie wiem jak długo, szukając miejsca tak miłego jak to z mojego dzieciństwa. Czasami napotykałam na drodze jakieś wioski albo małe miasteczka i jak przydrożny kundel prosiłam o resztki. Pomimo tego, co mówiły dzikie zwierzęta o ludziach, że to niszczyciele, zabójcy i egoiści, nie umiałam się z nimi zgodzić. Najwyraźniej jestem nieuleczalnie chora, skoro jako wilk lubię ludzi. Pomimo, że wyglądam jak dzikie zwierzę, to moja skórzana, różowa obróżka wzbudza w nich zaufanie. Coś jest nostalgicznego z ich śmiesznego wołania nas na ulicy, byciu karmionym, głaskanym, adorowanym za słodkość, duże oczy i oklapnięte uszy. Ich miłość często boli, ale jest uzależniająca. Co jest złego w tym, że miło jest być kochanym? Nie chcę się pozbywać tej obroży, skoro pozwala mi ona na przebywanie w dwóch światach jednocześnie.
***
Kręcąc się po okolicy, spotkałam grupkę czterech wilków. Wyśmiali mnie za tę obrożę. Nazwali mnie psem i kazali zmykać z podkulonym ogonem do swojego pana, ale ja chciałam bliżej poznać swoich "braci", to chyba pierwsi dzicy jakich widzę na oczy, więc byli intrygujący. Chyba byłam zbyt natrętna, bo musieli mnie odstraszać kłami i pazurami- ale najwyraźniej zwykłe pogróżki im nie wystarczyły. Próbowali mi zerwać obróżkę, nieważne że siłą i przy przygnieceniu mnie w trójkę do ziemi.
- Jesteś wilkiem to zachowuj się jak on! Zdejmij to cholerstwo, to żałosne. No już, oddawaj to. Wilk nie podlega ludziom, jest wolny, silny i dziki, rozumiesz? Ha, no przecież, że nie rozumiesz...- Jeszcze nigdy nikt nie patrzył na mnie z taką mieszanką zniesmaczenia, nienawiści i politowania.
Broniłam się, ale nie wiedziałam, że będą próbowali mi wydrapać oczy. Uchroniłam jedno z nich i cudem uciekłam, wlatując na najwyższe drzewo jakie dostrzegłam. Oczywiście obrożę zabrali jako trofeum, że nawrócili kolejnego słabeusza i idiotę na "prawdziwą ścieżkę dzikości". Z blizną, jednym sprawnym okiem i bez plakietki nie miałam co wracać do wiosek, pogoniliby mnie kamieniami z takim szpetnym pyskiem. Czyli chyba będę musiała być teraz...wilkiem. Być silna, groźna i majestatyczna, gonić zwierzynę, chłeptać krew i pokazywać kły tym niedobrym ludziom co chcą nas wytrzebić. Nie czuję tego. Tak bardzo tego nie czuję.
***
Przez długi czas nie mogłam się przyzwyczaić do długich wędrówek, mięśnie były obolałe każdej nocy, a skrzydeł nie umiałam tak do końca używać. Długotrwały lot na wysokości był o wiele bardziej wyczerpujący niż zabawy w szybowanie po pokoju. Niczego czworonożnego nigdy nie mogłam dogonić, były zbyt szybkie, zwinne i do tego niebezpieczne z tymi swoimi kopytami, rogami albo porożem, mogącym przebić mi trzewia, gdy tylko wejdę im w drogę. Na szczęście odkryłam ryby i to był ratunek od śmierci głodowej Od tego czasu zawsze podróżowałam wzdłuż rzek, do morza. Później za ocean, niesiona przez morską, silną bryzę. Nie wiedziałam, że świat potrafi być tak duży i tak pusty. Żadnych ludzkich osad, całe lasy bez żadnej rozumnej duszy w okolicy (albo to ja nie umiałam chodzić cicho, więc każdy normalny, kto zna savoir vivire lasu schodził mi z drogi, zanim mnie zobaczył). Samotność była coraz bardziej dobijająca. Nie mogę tak żyć, nie chcę umierać w samotności, więc szukałam. Aż natknęłam się na stado jakiś kopytnych na oświetlonej słońcem polanie. Nie poświęciłabym temu dłużej niż minutę uwagi, gdyby nie błysk czyiś oczu w zaroślach po drugiej stronie stada. Były duże, lśniące i dziwnie psie. Poluje? Kurczę, nigdy nie widziałam jak się poluje na coś takiego. Postanowiłam zaszyć się w cieniu i podejrzeć może jakieś wskazówki, sztuczki lub cokolwiek, co by sprawiło, że może znalazłabym się wyżej w łańcuchu pokarmowym od rybojadów i padlinożerców.
< Ktoś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz