wtorek, 9 lipca 2019

Od Rutena CD Azaira Ethala - "Motyl Nocny"

Ruten
- Idziemy.
Dlaczego rzuciłem tylko to jedno, choć nie byłem nawet pewien, o czym rozmawiali? Nie nawiązałem do tematu, o którym Azair i Mundus wymienili przed chwilą kilka słów. To były tylko słowa, a ja, Ruten... lub ten ktoś, choć niczego już nie byłem pewien, zdałem sobie sprawę, że słowa już mnie nie obchodzą. Słowa? Czyje słowa?
Dlaczego nie zareagowałem wcześniej, kiedy Azair odważył się... podejść do mnie za blisko? Naruszyć moją strefę prywatności? Dotknąć mnie?
Mimo wszystko, teraz wszedłem do tej nędznej kuchni i nie zwróciwszy nawet specjalnej uwagi na pokazany mi przed momentem adres, odpowiedziałem tylko "Idziemy". Gdzie idziemy? Po co?
- Nie uważacie, że warto byłoby zrobić coś z tym ciałem? - zapytał trzeźwo Mundurek - nie wiadomo, czy ktoś nie wejdzie tu pod naszą nieobecność.
- Jeśli znaleźliśmy je w lodówce,  najwyraźniej wcześniej było tu bezpieczne - zauważył Azair. Popatrzyłem na nich mętnym wzrokiem. Dziś było mi już naprawdę wszystko jedno. Najpierw jakiś hałas, który prześladował mnie przez cały dzień, potem zanik pamięci, w końcu pieprzony dzik-samobójca i... to. Sytuacja była więcej, niż żałosna. Przynajmniej oni, Azair i Mundus, byli tu ze mną, tylko oni, obecni zawsze, gdy działo się coś do tego stopnia co dziś przypominającego ponury żart z mojego życia. Miałem wrażenie, jakby ostatnio nawet między sobą dogadywali się nieco lepiej. Odkąd pamiętam, zdawali się pałać do siebie jakąś niezrozumiałą dla mnie niechęcią.

Mundurek i jego przemyślenia
Ruten był taki sam, jak wszystkie inne wilki. Tak zawsze powtarzał sobie samemu w duszy szary ptak. Jedynie pod pewnymi względami, na płaszczyźnie, na jakiej nie sposób znaleźć dwóch identycznych, różnił się od innych. Mundusa zawsze ciekawiła ta postać. Wyrosły efekt braku dostatecznego uspołecznienia i przyjaźni z pozostałymi szczeniętami. Odludek, zamknięty w sobie i dosyć nieśmiały, a jednak bardzo uzdolniony. Na tyle inteligentny, by zdawać sobie sprawę ze swojej pojętności i by móc ją prawidłowo rozwijać.
To tylko schemat.
Łatwy do zrozumienia. Jak na przykład to, że Mundus nigdy nie będzie dobrym nauczycielem. Jest zbyt podatny na postrzeganie świata przez pryzmat skrajności. Zawsze kogoś darzył będzie zbyt dużą niechęcią, a kogoś innego półświadomie wywyższał. Ktoś taki nie powinien zajmować się sprawiedliwym obcowaniem z wieloma uczniami. To smutne, biorąc pod uwagę, jak bardzo chciał pomóc tej watasze przynajmniej w wymiarze kształcenia młodzieży. Jak niegdyś jego małym przyjaciołom, rodzeństwu, Palette i Wrotyczowi. Jej pozwolił ledwie zajrzeć w swoje zapiski, kilkukrotnie wspomniał coś o taktyce, zwrócił uwagę na najważniejsze aspekty szkolenia. Nawiasem mówiąc tego samego szkolenia, które Ruten teraz rozwinął, być może trochę uskrzydlił i nazwał Kształtowaniem, dopisując do niego myśl biologiczną. Paletka, jeszcze jako mała dziewczynka, była wyjątkowo pojętna, w niektórych kwestiach bardziej, niż swój brat, któremu przecież również bystrości nie brakowało. Ale... jakiegoś wyrazu brakowało w księdze opisującej jej duszę. To coś, co Wrotycz miał. I to jemu Mundurek poświęcił tamte długie miesiące. Tak, z pewnością zbyt często popadał w skrajności.
Później Wrotycz odszedł, a na świecie pojawił się jego syn.
Ruten. Ten wilk, którego skrzydlata, szara istota z wielką chęcią pozbawiłaby życia. A jednak żył nadal, a Mundus podążał za nim krok w krok, wpatrzony w jego niknącą w mglistej rzeczywistości sylwetkę, jak w obrazek, jak w wyrocznię. Tyle już razy mógł podnieść nóż, podejść do nie podejrzewającego go o to wilka i wbić mu go między łopatki, odczuwając tę samą satysfakcję, którą odczuwa myśliwy widząc sarnę szamoczącą się we wnykach, bez szans na wydostanie się. Mógł stać nad nim i odliczać ostatnie sekundy dzielące go od niezależności. Patrzeć, jak krew rozlewa się wokół, a niedotlenione mięśnie wiotczeją. O tak, nauczył się wiele nie tylko od Rutena, ale przez całe życie. Znał kilka tajemnic odbierania i ratowania życia. Dlaczego zatem ten basior czuł się w jego towarzystwie tak bezpieczny, jakby szczerząc kły stał za nim gotowy do obrony pies?
Bo to nie na ciebie warczy ten pies. To ty jesteś tym psem, Mundurku. Zaufanie. Dawno temu, być może nierozsądnie kazałeś mu sobie zaufać. A więc cierp teraz ty i skazuj na cierpienie wszystkie jego ofiary.
A Azair? To nieco trudne do zrozumienia, z jednej strony Mundus mógłby powiedzieć, że w tej chwili nienawidził go już całym sercem, z drugiej jednak nie miał wątpliwości, że nie byłoby to prawdą. Ale czy przyjemność sprawiłoby mu patrzenie na śmierć Azaira?
Potrząsnął głową. Schodzili właśnie po schodach, przez jakieś ciemne półpiętro. Popatrzył na nich, teraz byli ludźmi. Mundus nigdy nie słyszał o dzikach-halucynkach, ale najwyraźniej pomysł, że istnieją nie był wcale taki głupi.

< Azair? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz