czwartek, 11 lipca 2019

Od Etain CD Zawilca

Przespałam prawie cały dzień, więc po ponownym znalezieniu się we wnętrzu przytulnej jaskini nie było już sposobu, bym dała radę zapaść w jakąś drzemkę, nie żebym w ogóle miała na to ochotę. Po prostu leżałam na suchym gruncie, susząc sierść i wyobrażając sobie, że jest jeszcze trochę cieplej, czym rekompensowałam sobie irytujące uczucie dyskomfortu, głodu oraz bólu pochodzącego nie tylko z porozrzucanych po moim ciele ran szarpanych, ale też z narządów wewnętrznych, głównie w dalszym ciągu z mózgu i z żołądka. Mimo jakiejś tam posiadanej wiedzy nie potrafiłam sama siebie zdiagnozować, zrzuciłam więc dziwne odczucia na karb natłoku dzisiejszych… czy może wczorajszych zdarzeń, pewna, że wkrótce wszystko samo wróci do normy. Pomyślałam sobie, że jutro albo pojutrze może nawet wyjść letnie słońce. Zdecydowałam się na nie poczekać. Przecież nikt mnie stąd nie wyrzuci.
Ale czy na pewno? Głos obcego wilka, który zabrzmiał niespodziewanie u wejścia jaskini, okazał się bolesny i denerwujący niczym ostrze noża przebiegające w poprzek czaszki. Brzmiąca w nim przesłodzona nuta nie umniejszała tych cech. Byłam pewna, że już opuściliśmy tereny wrogiej watahy. Samotnicy tak blisko granic? Wyglądało na to, że te nieznane przez nas tereny są dość zatłoczone.
Przez moment chyba skuliłam się delikatnie, przypominając sobie ostatnią, nazwijmy to w ten sposób, walkę, szybko jednak uświadomiłam sobie, jakie to tchórzliwe zachowanie. Zganiłam siebie w myślach, po czym obróciłam się w stronę wyjścia i podniosłam nieco głowę.
- Nie, nie wydaje mi się – rzuciłam głośno.
Na zewnątrz dało się słyszeć jakieś odgłosy zdziwienia, nie wyglądało jednak na to, by nieznajomy przejął się moimi słowami i zechciał podejść bliżej, by poprowadzić rozmowę. Podniosłam się więc i postąpiłam w stronę wyjścia, koniec końców go jednak nie przekraczając.
- Idź stąd i daj nam spokój – powiedziałam do samca, który wyglądał na młodszego ode mnie.
- Słucham? – zaśmiał się nerwowo, widocznie nie chcąc w tym momencie wszczynać awantury – To moja jaskinia.
- W środku jest czysto, jakby dopiero co stanęła. Żadnych śladów zamieszkania. Nawet jeśli aż tak bardzo dbasz o porządek, nijak nie da się wyjaśnić braku twojego zapachu. Masz nas za głupich? Nie wiem, skąd przybywasz, ale tu na pewno nie spędzisz nocy.
- Nie żartuj ze mnie! – widać było, że zaczął przejmować go gniew – Nie możesz…
Błysnął kłami, choć mnie szczególnie to nie wystraszyło. Nasza trójka była co prawda ranna i osłabiona, wciąż jednak mieliśmy oczywistą przewagę liczebną oraz sprawność potrzebną, by w razie potrzeby obalić jednego przeciwnika. Nieznajomy chyba też to rozumiał, bo na razie wstrzymywał się z atakiem, grożąc tylko nie do końca pewnie. Po chwili odwrócił się, prezentując rozmachany w gniewie ogon i, przeklinając nas pod nosem, ruszył w mroki nocy. Posłałam stojącemu obok Zawilcowi, który chyba znacznie mniej niż ja spodziewał się takiego zakończenia sprawy, krótkie spojrzenie, po czym bez słowa ruszyłam w zajmowany do niedawna kącik jaskini. Położyłam się, kierując wzrok ku szaremu sufitowi i pogrążając się powoli w lekkich, niewiele znaczących myślach, wróciłam do zbierania sił.
Minęło trochę czasu. Kiedy obróciłam się i wyjrzałam przez wejście, ujrzałam granatowe niebo spowite delikatną, błękitną poświatą, więc mogło być parę godzin przed świtem. Zdecydowałam się wyjść na moment przed grotę i zaczerpnąć świeżego powietrza. Postanowiłam przy okazji sprawdzić, czy wilk, z którym niedawno się kłóciłam, nie kręcił się gdzieś po okolicy. Coś mi mówiło, że nie odpuściłby tak łatwo.

<Zawilec?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz