Kiedy obudziłem się następnego dnia, pierwszym, co poczułem gdy poruszyłem nogami, był dosyć silny ból mięśni. Ach, zakwasy.
W dodatku powinienem zjeść śniadanie, bo wczoraj wieczorem śledczym nie udało się niczego upolować i jedynym moim posiłkiem była jedna, leśna mysz.
Słysząc denerwujący odgłos burczenia w brzuchu wyszedłem przed jaskinię, w której ostatnio spałem. Stanąłem przed nią i zacząłem węszyć, bez wielkiej nadziei na wyczucie jakiegokolwiek przebywającego w pobliżu zwierzęcia. Ku swojemu zdziwieniu poczułem jednak zapach świeżego mięsa i krwi. Podążyłem za nim.
- Mundurek? A to co? - zapytałem, siadając na ziemi przed kawałkiem mięsa, który przyniósł mi ptak.
- Słyszałem, że wczoraj Opal i Brusowi nie udało się upolować niczego na kolację. Dzisiaj w końcu złapali sarnę. To trochę dla ciebie, przestraszyli się, że cały dzień nie jadłeś.
- O, dziękuję - poczułem się naprawdę miło zaskoczony ich prezentem, pochyliłem się więc nad mięsem i zacząłem wcinać.
- Jak skończysz, powinieneś odpocząć po posiłku. Później pójdziemy nad jezioro i trochę popływasz. Po dwóch dniach tak intensywnego biegania przyda ci się to.
* * * A więc później * * *
W zasadzie nie wiem, po co powyższy dramatyczny przerywnik. Nie działo się bowiem nic szczególnego, trochę popływałem, trochę porozmawialiśmy, wróciłem jak zwykle zmęczony... matko, kto w ogóle wymyślił pisanie opowiadań o treningach? To nie lepiej już znaleźć jakiś ciekawy temat, choćby misję zdobycia słońca, czy cuś? Nie no, serio, weź pisz to, wilku i się męcz. Bardziej niż od tego całego biegania i ćwiczeń, łapy będą bolały mnie od trzymania pióra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz