Następnego dnia obudził się jako ostatni. Nie wynikało to jednak ze zmęczenia, wręcz przeciwnie – czuł się jak nowonarodzony. Pierwszym co zobaczył była Blue Dream, siedząca w wejściu do jaskini, wpatrzona w przestrzeń przed sobą. Nic nowego. Słyszał jednak głosy dochodzące z zewnątrz. Usiadł w wejściu, zachowując odpowiednią odległość od siostry. Jego rodzice rozmawiali z kimś obcym, co byłoby zupełnie normalne, gdyby był wilkiem, względnie niebieskawą czaplą. Na pierwszy rzut oka wyglądał jednak jak trochę większa wersja lisa. Chwilę zajęło szczeniakowi policzenie jego ogonów, a i tak nie był pewien czy zrobił to dobrze, bo stale się poruszały.
– Dlaczego wróciłeś? – Vinys zastrzygł uszami, słysząc wyraźniej głos ojca. A więc znali się wcześniej.
– Nigdy nie mówiłem, że odchodzę – parsknął lis, patrząc już nie na rozmówce, a na grafitowe szczenię. – Świetnie radziłeś sobie bez mojej pomocy, więc pozwoliłem sobie na małe wakacje. Przyznaj, że tęskniłeś.
– Bez wątpienia – zaśmiał się Kuraha. – Witaj w domu, stary druhu.
Vin nie słuchaj dalszej części rozmowy. Dowiedział się wszystkiego co go interesowało i wymknął się z jaskini, korzystając z chwilowego zamieszania. Pobiegł na polanę i swoim zwyczajem położył się na brzegu.
– Witaj, Vinys. – Usłyszał za sobą znajomy już głos, ale nie odwrócił się. – Wstawaj, nie mamy czasu.
– Co masz na myśli?
– Będę cię trenował, jak kiedyś Kurahę.
To wystarczyło, żeby przyciągnąć na dłużej uwagę szczeniaka. Po chwili stał już na równych nogach, gotowy na cokolwiek lis mógł wymyślić.
– Od czego zaczynamy?
– Zobaczymy, kto będzie pierwszy w domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz