No tak, to całkiem logiczne. - przemknęło mi przez myśl. Już, już basior dokańczał ostatnie listki na krwawym obrazku, wystarczyło jedno pociągnięcie pędzlem, by go dokończyć, i w tym momencie artysta postanowił zmazać całą historię. Gadka ciekawa, tylko nie można było tak od razu? Badania. Czyżby Zawilec chował pod płaszczykiem drętwego Alfy wojowniczy geniusz? - szczerze mówiąc, moje powątpiewanie graniczyło z pewnością...działanie na własną rękę było znacznie bardziej opłacalne. Chociaż medycy kojarzyli mi się raczej z ziołami niż strzykawkami.
— Daj znać o wynikach. Fajnie byłoby mieć godny pochówek. - skwitowałam przyjaznym tonem. Atmosfera stała się znacznie lżejsza, oboje się rozluźniliśmy. Popchnęłam delikatnie nosem torbę w jego stronę, po czym w milczeniu podeszłam do swojej. Nie słychać już było szumu deszczu, grzmotów ani stukania kulek gradu. Zza chmur nieśmiało wychodziło słońce. Przerzuciłam skórzany pasek przez szyję.
— A ty, co tam masz? - spytał Ruten, również szykując się do odejścia.
— Coś podobnego związanego z medycyną. - uchyliłam lekko wieko torebki. Poprawiłam grzywkę i ruszyłam w stronę wyjścia.
— Do zobaczenia. - rzuciłam na pożegnanie.
— Do zobaczenia, Notte. - usłyszałam za sobą.
~Trochę czasu później, jak zwykle~
Po codziennym treningu postanowiłam wybrać się na odprężający spacer po lesie, i może przy okazji małe polowanie. Szłam łapa za łapą, powoli, obserwując uważnie otoczenie dookoła. Wszechobecny upał wprowadzał poważne ograniczenia prędkości. Czy to gorąco, czy sam fakt zwiększonego działania słońca tak na mnie działa? Raczej to pierwsze, bo sprawdzało się w przypadku innych wilków. Właściwie, to z logicznego punktu widzenia moje żywe ciało nie powinno tak tego odbierać. Zło nie może przenikać do tego stopnia...
Z zamyślenia wyrwał mnie jakiś ruch przede mną w oddali. Wytężyłam wzrok i skamieniałam. Patrzyłam w czerwone oczy istoty składającej się jakoby wyłącznie z cieni, przybierających kształt ni to kota, ni to lisa. Zamrugałam prędko, lecz demon wciąż stał na drodze. Po chwili poruszył się i jego kształt zaczął zanikać, zacierać się, po czym stał się dla mnie niewidoczny, aczkolwiek pewnie nie zniknął. A, to tylko ciekawski sąsiad. - pomyślałam, wracając do tropienia zwierzyny.
Na zewnątrz znów o zmierzchu zrobiło się pochmurno, jakby pogoda miała okres i musiała się wyszaleć. Chyba jutro naprawdę zaopatrzę się w jakąś torbę - bardzo pożyteczny, uniwersalny przedmiot, łatwo go wymienić lub porzucić bez obaw rozpoznania. Ursal ogryzał w kącie bażancie kości z resztek mięsa, a ja rozrysowywałam pazurem w miękkim kawałku skały część projektu, śpiewając cicho fragment piosenki, zasłyszanej niegdyś w domu rodzinnym.
— I fear not the death I see, I welcome paths made our for me. Take me where my soul will set me free... - nagle zamilkłam, podnosząc wzrok ku wejściu do jaskini. Niemal w tym samym momencie pojawiła się w nim głowa bordowego wilka. Ruten. Lubię go? Niespecjalnie. Nie lubię? Też nie. Delikatnie mówiąc, był dość specyficzny.
<Ruten? Coś takiego udało mi się sklecić...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz