Mijały dni. Każdego następnego ćwiczyłem, ćwiczyłem by być silny i by odrzucić swoje granice gdzieś za horyzont, którego, miałem nadzieję, nigdy w przyszłości nie będę musiał przekraczać. Ćwiczyłem, ćwiczyłem coraz intensywniej. Ćwiczyłem, by stać się niepokonanym. Już teraz czułem w sobie siłę, jakiej nie dostrzegałem nigdy wcześniej. Ta siła, wraz z codziennymi treningami napełniającymi moje ciało endorfinami i adrenaliną, dała mi jakiś niebywały spokój i pewność siebie. Nigdy wcześniej nie byłem tak rozluźniony i szczęśliwy. I naprawdę nabrałem nieobecnego wcześniej przekonania, że mogę pokonać każdego.
Szybkim kłusem biegłem przed siebie, wyciągając przednie łapy najdalej, jak tylko się dało, wsłuchując się w wiatr świszczący między gałęziami i w mojej sierści. Przeszedłem do cwału i przez dłuższą chwilę pędziłem z największą prędkością, na jaką było mnie stać. Zbiegłem z jakiegoś stromego wzniesienia, zacząłem wspinać się na kolejne i zorientowałem się, że moje nogi i Mundurek, który mniej więcej co kilkanaście minut pojawiał się gdzieś w zasięgu wzroku doprowadził mnie aż do gór. To świetnie, nadarzyła się okazja, by poćwiczyć wspinaczkę i kontynuować rozwijanie mięśni nóg.
Zanim dotarłem do końca wyznaczonej przez siebie trasy, pokonałem dwadzieścia wysokich pagórków o dosyć stromych zboczach. Wcześniej nie zauważyłem, że została mi do pokonania jeszcze jedna przeszkoda - wąska odnoga rzeki. Nie tracąc animuszu wskoczyłem do wody, kątem oka widząc jeszcze lądującego po drugiej stronie, niebieskiego ptaka.
Energicznie machałem łapami, już po chwili odnajdując podłoże po przeciwległej stronie.
- Dwanaście sekund - policzył Mundurek - może kiedyś pobijesz ten rekord?
- Mogę spróbować nawet jutro - kilka razy odetchnąłem głębiej, aby uzupełnić zapas tlenu w płucach - tylko rano, kiedy nie będę już tak zmęczony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz