Od dłuższej chwili spojrzenie miałam utkwione w wilku, oplecionym przez przelewającą się lekko na krawędziach, zawieszoną w przestrzeni substancję. Jego głos i cała postać były teraz uosobieniem niewinności i bezbronności, pierwszej zapewne fałszywej. Przed oczami migała mi gęsta, bordowa sierść splamiona krwią, jaszczurze oczy wychodzące z orbit, w uszach dzwoniło echo wrzasków. Nie, to by było zbyt proste. Mimo to całą pozostałą uwagę skierowałam na prowadzenie sensownego dialogu.
— Wypróbowany, powiadasz? - podchwyciłam, prostując się. Nie odpowiedział. Jednym, szybkim ruchem wytrąciłam mu z palców narzędzie. Strzykawka potoczyła się po ziemi, zatrzymując przy jednym z kamieni. Nie spuszczając wzroku z Rutena i materii, próbującej nieustannie przejąć stery, dotknęłam przedmiotu. A gdyby tak wypróbować ją na samym doktorku? - przeszło mi przez myśl. Tylko...po co. - odparłam koncepcję. Nieprzytomny basior w mojej jaskini stanowiłby jeszcze większy kłopot, nie miałabym żadnego alibi. Westchnęłam cicho, krzywiąc się. Substancja zaczęła się przerzedzać, a po chwili odpuściłam i pozwoliłam jej całkowicie zniknąć. Nieco zdezorientowany wilk zaliczył twardy upadek. Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać; podniósł się energicznie i zaczął oddalać żwawym, acz godnym krokiem.
— Do widzenia, Notte.
Prychnęłam do siebie z dezaprobatą, odprowadzając go wzrokiem aż do momentu, gdy zniknął za rogiem w gąszczu. Przeniosłam uwagę na wciąż przytrzymywane przeze mnie narzędzie. Powlokłam się do środka i rzuciłam je w kąt. Pozbędzie się go, ale później. Byle nie teraz. Położyłam się, prawie że padłam na posadzkę przy ścianie, dysząc ciężko. Dźwiganie całego ciała stało się dla mnie wyzwaniem. Czułam ogromne zmęczenie, ból głowy pulsował nieznośnie, obraz rozmazywał. Nigdy nie utrzymywałam mocy przez tak długi czas. Zaczęłam powoli przejeżdżać pazurami po lewej kończynie, milimetr po milimetrze docierając coraz głębiej. Obiecałam. Obiecałam sobie. Ale ostatecznie obroniłam towarzysza. Pierwszy i...przedostatni raz. - nie miałam siły się oszukiwać.
Dopiero po około pół godziny byłam w stanie podnieść łeb i pomyśleć o czymś innym, niż ogarniające mnie wyczerpanie. Na przykład o tym, co tu się do jasnej ciasnej stanęło. Ruten. Mimo wszystko udało mu się mnie zaskoczyć. Od tej chwili mogę się po nim spodziewać właściwie wszystkiego. Jakie badania prowadzi się potajemnie, z użyciem ogłuszonych obiektów badawczych? - nie chciało mi się wierzyć, że "dla rozwoju medycyny".
— Hę? - mruknęłam, wciągając woń świeżego mięsa. Ursal popchnął w moją stronę martwego zająca, mrucząc pod nosem coś w rodzaju "proszę". - Dziękuję. - szepnęłam w odpowiedzi, ochoczo zabierając się za jedzenie.
<Ruten? Możesz przenieść akcję w czasie, jeżeli chcesz, ja po prostu zakończyłam tę sytuację...chyba dopada mnie brakus wenus XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz