czwartek, 11 lipca 2019

Od Etain CD Sangre

Wilk okazał się być milszy, niż się wcześniej spodziewałam, nawet mimo faktu, że nie mam w zwyczaju zakładać najgorszego. Zgodziłam się ze swoją wcześniejszą myślą, że moment, w którym ogarnęły mnie jakieś dziwne odczucia względem samca, spowodowany był tylko i wyłącznie własnym zaskoczeniem. Teraz bardzo spodobało mi się jego poczucie humoru. To głównie dzięki niemu uznałam, że moglibyśmy przyjemnie spędzić razem trochę czasu. Nawet jeśli okazałoby się, że niepotrzebnie mu zaufałam, a jego zamiłowanie do krwi i urwanych kończyn nie ograniczało się tylko do zwierzyny łownej, to wyglądał mi na takiego, którego w razie potrzeby potrafiłabym pokonać.
- Lepiej kończ śniadanie, zanim całkiem osłabniesz – uśmiechnęłam się – Zaraz pójdziemy zapolować na porcję dla mnie.
- O, a kiedy zdążyłem zaproponować swoje towarzystwo? Chyba przegapiłem ten moment – przybrał złośliwy wyraz pyska.
- Nie chcesz? Będzie dużo krwi i złamanych kości. Może nawet trafi nam się jeleń albo dzik. Te to potrafią krwawić.
Choć parsknięcie, jakie z siebie wydał, zabrzmiało dość pogardliwie, osobliwy uśmiech pozostający na jego pysku i przede wszystkim brak słownego sprzeciwu zdradzały, że jednak zdecydował się wziąć udział w przedsięwzięciu. Na domiar tego zabrał się posłusznie do jedzenia. Oparłam się o drzewo, zerkając co jakiś czas w stronę basiora, nie przeszkadzając mu jednak w delektowaniu się posiłkiem. Można było uznać, że naprawdę sprawiało mu to przyjemność. Zaczął degustację od delikatnego mięsa z brzucha, a potem, gdy już przedarł się przez żebra, zatopił kły w zajęczym sercu. Po wszystkim podniósł głową, oblizując pokryty krwią pysk. Czerwone plamy na ciele ładnie igrały z kolorem jego oczu, w których teraz można było dostrzec jakiś dziwny, subtelny blask.
Podniosłam się do pionu i ruszyłam przed siebie, kiwając od niechcenia głową w stronę samca. Kiedy szliśmy przez rozświetlony porannym blaskiem las, podjęłam rozmowę:
- Nie widziałam cię tu wcześniej.
- Dołączyłem niedawno – rzekł obojętnym tonem, nie odwracając pyska w moją stronę.
- Co było wcześniej?
Wzruszył głową.
- Raz tu, raz tam. Od watahy do watahy.
- Skąd ja to znam… A twoja rodzina? Wszyscy żyją?
- Żyją – odrzekł, wahając się przedtem przez moment. Przeczuwałam, że mógł kłamać na swój temat, ale nawet jeśli, to co to dla mnie za różnica.
To Sangre pierwszy złapał trop. Kazał mi przyłożyć noc do ziemi i zasugerował, że rzeczywiście mogliśmy trafić na duże zwierze, a ja potwierdziłam przypuszczenia. Pognaliśmy za zapachem, za nic mając zwyczajową, łowiecką ostrożność. Dopiero kiedy rzeczywiście wypatrzyliśmy w oddali samotną łanię, przygarbiliśmy się i zwolniliśmy kroku, by podkraść się niepostrzeżenie w jakieś zarośla. Schowana za liściastą barierą, zaklęciem wytworzyłam drewnianą włócznię, która pognała w stronę kopytnego ssaka i zdążyła przebić jego brązową skórę, nim zdążył zauważyć nadchodzący atak. Wtedy wyskoczyłam, by dobić ciężko ranną ofiarę.

<Sangre?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz