- Lepiej kończ śniadanie, zanim całkiem osłabniesz –
uśmiechnęłam się – Zaraz pójdziemy zapolować na porcję dla mnie.
- O, a kiedy zdążyłem zaproponować swoje towarzystwo? Chyba
przegapiłem ten moment – przybrał złośliwy wyraz pyska.
- Nie chcesz? Będzie dużo krwi i złamanych kości. Może nawet
trafi nam się jeleń albo dzik. Te to potrafią krwawić.
Choć parsknięcie, jakie z siebie wydał, zabrzmiało dość
pogardliwie, osobliwy uśmiech pozostający na jego pysku i przede wszystkim brak
słownego sprzeciwu zdradzały, że jednak zdecydował się wziąć udział w przedsięwzięciu.
Na domiar tego zabrał się posłusznie do jedzenia. Oparłam się o drzewo,
zerkając co jakiś czas w stronę basiora, nie przeszkadzając mu jednak w
delektowaniu się posiłkiem. Można było uznać, że naprawdę sprawiało mu to
przyjemność. Zaczął degustację od delikatnego mięsa z brzucha, a potem, gdy już
przedarł się przez żebra, zatopił kły w zajęczym sercu. Po wszystkim podniósł
głową, oblizując pokryty krwią pysk. Czerwone plamy na ciele ładnie igrały z
kolorem jego oczu, w których teraz można było dostrzec jakiś dziwny, subtelny
blask.
Podniosłam się do pionu i ruszyłam przed siebie, kiwając od
niechcenia głową w stronę samca. Kiedy szliśmy przez rozświetlony porannym
blaskiem las, podjęłam rozmowę:
- Nie widziałam cię tu wcześniej.
- Dołączyłem niedawno – rzekł obojętnym tonem, nie
odwracając pyska w moją stronę.
- Co było wcześniej?
Wzruszył głową.
- Raz tu, raz tam. Od watahy do watahy.
- Skąd ja to znam… A twoja rodzina? Wszyscy żyją?
- Żyją – odrzekł, wahając się przedtem przez moment.
Przeczuwałam, że mógł kłamać na swój temat, ale nawet jeśli, to co to dla mnie
za różnica.
To Sangre pierwszy złapał trop. Kazał mi przyłożyć noc do
ziemi i zasugerował, że rzeczywiście mogliśmy trafić na duże zwierze, a ja
potwierdziłam przypuszczenia. Pognaliśmy za zapachem, za nic mając zwyczajową,
łowiecką ostrożność. Dopiero kiedy rzeczywiście wypatrzyliśmy w oddali samotną
łanię, przygarbiliśmy się i zwolniliśmy kroku, by podkraść się niepostrzeżenie
w jakieś zarośla. Schowana za liściastą barierą, zaklęciem wytworzyłam
drewnianą włócznię, która pognała w stronę kopytnego ssaka i zdążyła przebić
jego brązową skórę, nim zdążył zauważyć nadchodzący atak. Wtedy wyskoczyłam, by
dobić ciężko ranną ofiarę.
<Sangre?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz