- ... Spotkamy się jutro? - zapytał Vinys w ostatnich słowach, zanim ponownie odwrócił się w stronę, gdzie chwilę wcześniej zniknęła jego siostra. Uśmiechnąłem się lekko.
- Pewnie - kiwnąłem głową i odprowadziłem wzrokiem wilka, który usłyszawszy potwierdzenie zniknął wśród krzewów. Przez chwilę jeszcze patrzyłem za nim. To do jutra.
Po południu wybrałem się jak zwykle do siedziby śledczych w Watasze Wielkich Nadziei. Miałem wrażenie, jakby ostatnio działo się tam więcej, niż wcześniej. Nie dlatego, że przestępczość wzrosła, bowiem odkąd należałem do WSC i zainteresowałem się tym tajemniczym, pełnym zagadek i łamania prawa światem, okolice te należały do spokojnych, nawet małe dziecko mogło czuć się na nich zupełnie bezpiecznie. Tak przynajmniej mi się zdawało. Ale nie umknęło mojej uwadze, że ostatnimi czasy w jaskini śledczych zapanował spory ruch. Często odwiedzał ją Brus, który odpowiedzialny był za sprawowanie nad nią opieki. Przychodziłem więc i ja, zawsze mogąc liczyć na to, że jako starszy i bardziej doświadczony opowie mi coś ciekawego o naszej pracy, jakichś starych, nierozwiązanych sprawach, albo uraczy jakąś anegdotą z dawnych lat. A ponieważ przesiadywaliśmy tam zawsze do późna, czasem zaopatrzywszy się wcześniej w jakąś sarenkę, czy młodego jelenia, wpadała także Opal i siedzieliśmy tak we trójkę.
Ponieważ już oficjalnie zostałem przyjęty na stanowisko śledczego, tego wieczora postanowiłem w jakiś ciekawy sposób wykorzystać swój wolny czas. Poprzeglądałem trochę dokumenty i kroniki naszego małego "posterunku", trochę z uczuciem ulgi, trochę z rozczarowaniem dowiadując się, że od miesięcy nie wydarzyło się praktycznie nic, co wymagałoby interwencji śledczych. Nuda. Taaaka nuda. No nic, powinienem chyba się cieszyć, że żyjemy w watasze prawa i nikomu nie dzieje się krzywda.
Nazajutrz z rana potruchtałem od razu w miejsce, w którym poprzednio spotkałem Vinysa. Jeleń nadal tam leżał, od wczoraj nadgryziony jeszcze chyba przez leśne zwierzęta. Mięsa nadal było jednak tyle, że grzechem byłoby nie skorzystać z okazji i pozwolić mu się zmarnować...
Kiedy skończyłem jeść i położyłem się, wygrzewając na słońcu, do moich uszu dotarł odgłos kroków. To pewnie oni. Vinys i jego rodzina. Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie powinienem zniknąć gdzieś w lesie, zanim mnie dostrzegą. W końcu wylegiwanie się bądź co bądź w pobliżu ich mięsa, a kto wie, może i jaskini, mogło nie zostać dobrze odebrane.
Wstałem leniwie i zacząłem truchtać w kierunku gęstszego, ukrytego w lesie zagajnika. Obejrzałem się dopiero będąc w bezpiecznej odległości i zobaczyłem ich, dwa starsze wilki i dwa szczenięta, jednym z nich był mój nowy znajomy, a drugim bez wątpienia jego siostra. Wcześniej widziałem praktycznie tylko jej pyszczek i to przez ledwie kilka, może kilkanaście sekund. Mimo to, była dość charakterystyczna. Zamyśliłem się i wpatrywałem się w rodzinę trochę dłużej, niż wcześniej miałem zamiar. Jedno rzuciło mi się w oczy, mianowicie wszyscy czworo byli spokojni. Strasznie spokojni. Tak sobie siedzieli i jedli, praktycznie bez żadnych emocji. Przechyliłem głowę, zupełnie już zapominając o niepokoju i o tym, że teoretycznie jeszcze chwilę wcześniej planowałem usunąć się z ich pola widzenia.
< Vinys? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz