Był tylko jeden problem. Przez całe swoje życie nabierałam
siły bez szczególnych starań. Do zbudowania mięśni wystarczały mi codzienne
czynności i własne zainteresowania. Nie miałam pojęcia, jak miałby wyglądać
taki trening, ale kreatywności raczej nigdy mi nie brakowało i wkrótce wpadłam
na brzmiący całkiem sensownie pomysł.
Niemal cały poranek spędziłam na tropieniu dorosłej sarny, a
kiedy w końcu udało mi się trafić na osobnika odpowiadającemu opisowi, sporo
wysiłku kosztowało mnie zabicie go magicznymi atakami wycelowanymi wyłącznie w
okolice czaszki. Kiedy zwierzę padło, zręcznymi ruchami zakrzywionego noża
ściągnęłam nieuszkodzoną skórę ze stygnącego truchła. Wykroiłam także kilka
fragmentów mięsa, jako że szkoda było mi było tak marnować żywność, i z takim
ładunkiem wróciłam do swojej jaskini. Na miejscu przyszykowałam własnej roboty
igłę oraz nici. Podzieliwszy brązowy materiał na małe paski, uformowałam z nich
w swego rodzaju rożki, a następnie dorobiłam skórzane paski, na których można
było je mocować. Otrzymałam w ten sposób cztery przypominające woreczki
pojemniki. Każdy z nich przytwierdziłam sobie sztywno do łap, a następnie
pomknęłam w odmęty lasu.
Podczas przebieżki zbierałam niewielkie kamyki, którymi napełniałam
przytoczone do ciała torebeczki. Kiedy zabrakło w nich miejsca, zamknęłam je
szczelnie, po czym, chcąc wypróbować skuteczność pomysłu, podskoczyłam.
Zadziałało. Obciążniki znacznie utrudniały zwykłe czynności, zmuszając do
większego wysiłku i wzmacniając pracę mięśni.
Nie pozostało mi już nic innego, jak biec przed siebie. Z
początku nie opuszczała mnie myśl, że przypadkowy przechodzień, ujrzawszy mój
niezwykły ekwipunek, może zacząć robić sobie żarty, szybko jednak przekonałam
samą siebie, że to zbyteczne zmartwienia. Przecież właśnie po to ćwiczę, by
skuteczniej obijać takie irytujące osobniki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz