- Myślałem, że już sobie poszliście... - wilk burknął nieprzyjemnie, wlepiając w nas swoje żółte ślepia. Zamachałem ogonem ukazując niezdecydowanie, chociaż na myśli miałem bardziej niechęć. Bo kim był ten nieszczęsny wędrowiec? Dlaczego nie mógł odejść w pokoju i poszukać dla siebie lepszej siedziby? Włóczył się tylko krok w krok za nami, jakby chorobliwie nie potrafił odsunąć się od przedstawicieli swojego gatunku. Bo ich przecież jako istoty miał pewnie na myśli... prawda?
Staliśmy przed nim przez dłuższą chwilę, nie mając planu na reakcję na tak zatwardziałego natręta, kiedy przyszła mi do głowy pewna myśl. Dużo bardziej niepokojąca od poprzednich rozważań, stawiająca obcego osobnika w nieco innym niż dotychczas świetle. A jeśli podąża za nami i stara się zbliżyć, czy, tak tylko hipotetycznie, czy nie mógłby być szpiegiem? Otóż mógłby. I, w moim mniemaniu, wskazywały na to wszystkie znaki na niebie i ziemi. Jakie znaki? No, tego dokładnie nie czułem, ale byłem pewien, że albo z tym wilkiem, albo jego obecnością tutaj coś jest nie w porządku.
- Nie przypominam sobie, byśmy kiedyś stwierdzili, że wyprowadzamy się z tej jaskini. Więc, póki co, wypad, nie potrzeba nam tu podejrzanych typów - Etain wyglądała na rozdrażnioną słowami naszego rozmówcy. Jej głos zdawał się być coraz bardziej nerwowy.
- Ech - zawahał się basior - gdybym tylko wiedział... - omijając nas szerokim łukiem wyszedł z groty z podkulonym ogonem.
- Radzę ci poszukać sobie innego miejsca, jeśli nie chcesz się przeziębić.
- Idę już, idę, ale będę niedaleko, możecie powiedzieć, jeśli zmienicie zdanie i pójdziecie sobie wcześniej.
Nie napotkawszy już żadnej nieprzewidzianej przeszkody, weszliżmy do środka. Wewnątrz było ciepło, jakby od początku do końca naszej nieobecności ten typ grzał ją swoim oddechem.
- Co to w ogóle za wariat? - westchnęła wadera, kładąc się na swoim miejscu - mógłby uciec po cichu, gdy tylko w oddali usłyszał nasze kroki i zorientował się, że idziemy.
- A może chciał, byśmy go zauważyli - z zamyśleniem podrapałem się po szyi. Szyko pomyślałem jednak, jak bezsensowna byłaby ta wersja wydarzeń, gdyby moje wcześniejsze podejrzenia jakimś cudem okazały się trafne.
- Dlaczego miałby chciec? Jakiś samobójca? - Etain wzruszyła ramionami. Rzeczywiscie, nad tym się nie zastanawiałem - Mundek, co tak cicho siedzisz? Ty się znasz na tej całej psychologii, wyraźże opinię.
- Może po prostu taki desperat, co taki zahukany młodzik może robić samotnie w lesie? Jakby miał gdzie iść, już pewnie by poszedł.
- Na desperata chyba nic nie poradzimy - stwierdziłem, choć mój ton wskazywał raczej na pytanie.
- A może - zaczął niepewnie mój przyjaciel - mógłby się tutaj gdzieś jeszcze wcisnąć? Zostało sporo miejsca, a my chyba i tak niedługo planujemy się zbierać?
- A co się w tobie taki obrońca uciśnionych odezwał? - zachichotałem - w każdym razie to obcy.
- Eee, na kilometr czuć od niego strachem. A ty co dziś taki wesoły?
- A, widzisz, mam strasznie dobry humor. Mógłbym go w sumie nawet tu wpuścić... - popatrzyłem wyczekująco na naszą towarzyszkę.
< Etain? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz