- Dobranoc, Kzeris - uśmiechnąłem się lekko. Uśmiechnąłem się szczerze, patrząc jej w oczy i z każdym machnięciem ogona czując, że lubię ją coraz bardziej. I mając z każdą chwilą coraz silniejsze wrażenie, że będę spotykał ją częściej, niż mi się wcześniej zdawało. Niż w ogóle kiedykolwiek przypuszczałem kiedykolwiek, odkąd ujrzałem ją po raz pierwszy.
Następne dni mijały powoli. Za sprawą jakiegoś dziwnego, acz przyjemnego przyzwyczajenia szybko zacząłem odczuwać brak mojego zajęcia sprzed niespełna tygodnia, tak, że w końcu pewnego środowego przedpołudnia postanowiłem wybrać się na polowanie, sam, aby upolowaną zdobycz móc przeznaczyć w pełni na swój cel. Zajęło mi to dużej, niż przypuszczałem, choć w zasadzie sam siebie powinienem skarcić za ten szaleńczy optymizm. Na szczęście udało mi się wreszcie
znaleźć zająca, którego upolowałem w jakimś młodniku.
A potem wyruszyłem tam, gdzie planowałem od rana. Teraz z zającem, nie mając już pustych rąk. Tamtego wieczora to jaskinia Kzeris była moim celem. Zapowiadała się właśnie kolejna, ciepła noc, nadchodząca niczym szybujący w powietrzu łabędź, zapowiadana przez spokojne cykanie świerszczy.
- Kzeris? - zapukałem w odstający od ściany jaskini, płaski fragment skały, który sprytnie nagłaśniał moje stukanie. Swoją drogą, ciekawy wynalazek, warto byłoby upowszechnić takie pukacze wśród jaskiń w naszej watasze.
Ciemnowłosa wadera wyszła ze środka. Nie potrzeba było zbyt wielu słów, położyłem więc tylko przed nią na ziemi martwego zająca. Uśmiechnęła się lekko, gestem zapraszając mnie, bym usiadł razem z nią. Wydawało mi się, że sprawiłem jej przyjemność. Nie wiedziałem, czy to prawda, czy niepewne wrażenie, ale byłem pełen nadziei. Z jakiegoś powodu.
- Sama widzisz, nie było potrzeby odchodzić... z tego co widzę, mieszkasz tu sobie spokojnie - jak kilka dni temu, popatrzyłem jej w oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz