Przekrzywiłam głowę, machając ogonem w sposób jakkolwiek
nerwowy, a przynajmniej wyrażający spore zdziwienie i generalny brak
zrozumienia dla sytuacji. Właśnie Zawilec, pomyślałam. Coś ty się taki wesoły
zrobił? Czując na sobie spojrzenie samca, miałam ochotę fuknąć z irytacją.
Pomysł na zaproszenie tutaj ciemnowłosego nieznajomego wydawał mi się
niesamowicie głupi, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że od początku uważał on
zajęte przez nas cztery ściany za swoją własność. Nie sądziłam, że z uśmiechem
i swobodą ducha przyjąłby propozycję udzielenia mu gościny pod jego własnym
dachem, prędzej wywiązałaby się z tego awantura. Szczególnie że nie byłam
pewna, czy w tamtej sprawie rzeczywiście kłamał. Kiedy odnalazłam kryjówkę,
byłam tak zmęczona i osłabiona, że, prawdę mówiąc, niezbyt dokładnie zbadałam
otoczenie jaskini, a przeanalizowawszy moje obliczenia szans na to, że była już
zamieszkana, każdy strateg zacząłby wołać o pomstę do nieba. Tak czy inaczej,
miałam teraz dwóch przeciwko sobie. Dwójkę osób, która była bardzo chętna
podzieleniem się schronieniem z osobnikiem, z którym niemal musieliśmy o nie
wcześniej walczyć. Byli dorośli i mieli własny rozum, więc uznałam, że co ja im
będę zabraniać podejmowania decyzji. W razie czego pewnie Mundus szybko zabije nieznajomego,
pokazał już co nieco podczas poprzedniego starcia. Ja, szczerze mówiąc, tak czy
inaczej planowałam przespać następne wydarzenia. Wzruszyłam głową.
- Chcecie, to go gońcie, ale ja tutaj zostaję.
Zawilec sprawiał wrażenie zadowolonego (od kiedy wyraża tyle
emocji?), kiedy zerknął na Mundusa. W czasie krótkiej wymiany zdań, która
nastąpiła potem, szary ptak zaoferował przeprowadzenie poszukiwań młodzika na
własne skrzydło, na co ostatecznie przystał jego, zdawało mi się, najlepszy
przyjaciel. Kiedy najchudszy z naszej trójki opuścił jaskinię, posłałam
pozostającemu w niej towarzyszowi wściekłe spojrzenie, w myślach mówiąc, że
może jeszcze pożałować własnej głupoty, po czym energicznie jak na miarę
ostatnich dni położyłam się na boku twarzą zwróconą do kamiennej ściany. Silny
głód potęgował we mnie uczucia zimna i nerwowości, dlatego chcąc pozbyć się tej
bolesnej mieszanki, pogrążyłam się głęboko w myślach, z nikłą dozą świadomości
trzęsąc tylko tylną łapą w górę i w dół, tak, że w równych interwałach uderzała
o miękką podłogę.
Wkrótce rzadko zawodzący ptak powrócił z misji, także i tym
razem kończąc ją sukcesem. Choć nie odwróciłam się na jego kroki, doskonale
słyszałam tupot czterech łap tuż za jego plecami. Potem zresztą radosny, dość
wysoki głos przywitał nas krótkim słowem. Pełen optymizmu Zawilec odpowiedział
w podobnym tonie, ja natomiast uniosłam tylko w milczeniu przednią łapę.
<Zawilec?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz