- Chciałabym się dowiedzieć czegoś o twojej rodzinie. Jesteś w tym stadzie od urodzenia, a wydajesz się być całkiem sam - słowa Etain trochę mnie zdziwiły. To prawda, raczej nigdy nie mówiłem o sobie dużo, ale to bez wątpienia nie dlatego, że miałem do ukrycia jakieś mroczne sekrety. Zwyczajnie wydawało mi się, że w historii mojego życia nie ma niczego ciekawego. Tym bardziej zaskoczyło mnie ostatnie pytanie wadery - masz jakieś rodzeństwo?
- Miałem... mam, chyba - czując napływający do organizmu stres podrapałem się za uchem. Gdyby nie biała, gęsta sierść, byłbym chyba cały czerwony. Bo jak można nie wiedzieć, czy ma się rodzeństwo? Moja rozmówczyni nieznacznie przechyliła głowę.
- To znaczy? Masz, czy miałeś?
- Siostra, na imię jej było Kama - kontynuowałem nieco ciszej - była naprawdę kochana i... zaginęła. Zaginęły, ona i nasza matka. Ich, ani ich ciał - przełknąłem ślinę - nigdy nie znaleziono. Ale wierzę, że gdzieś tam żyje.
- Ach tak - Etain delikatnie kiwnęła głową, zdając się czekać na kolejne słowa.
- Zostaliśmy wtedy sami z ojcem, który został zginął podczas walki, niedługo później. No i właśnie wtedy zostałem samcem alfa WSC. Już piątym pokoleniem. Ale wiesz, czasem mam wrażenie, że przez tyle czasu, które moi męscy przodkowie spędzili na przywódczych stanowiskach... coś ważnego zanikło - zamilkłem na chwilę - albo zanika wraz z każdym następnym pokoleniem. Założyciel naszej watahy był odważny, udało mu się założyć tę społeczność i jakoś ją rozwinąć. Po śmierci otrzymał nawet przydomek. Narcyz Szlachetny. A na czym się skończyło? Zawilec, mały króliczek, który nie potrafi nawet ładnie się uśmiechnąć - mruknąłem - a ty? Opowiadałaś kiedyś, że opuściłaś dom już dawno temu i od tego czasu wędrowałaś, prawda?
- No, można tak powiedzieć - wadera odparła krótko i pokiwała głową.
- Aha - odpowiedziałem, po chwili krępującej ciszy zrywając kontakt wzrokowy. Przez chwilę myślałem nad jakimś błyskotliwym pytaniem, które wybawiłoby mnie z kłopotliwej sytuacji, ale koniec końców nie wpadłem na nic takiego. Jakby w poszukiwaniu ratunku, nerwowo odwróciłem spojrzenie w kierunku Mundurka, który nadal wylegiwał się gdzieś w głębi jaskini, po swojemu jednak uważnie przysłuchując się naszej rozmowie. Potem potoczyłem wzrokiem wokół i nie napotkawszy niczego, na czym mógłbym zawiesić oko spojrzałem ponownie na Etain i z całym przekonaniem spróbowałem się uśmiechnąć. Że niby wcale nie odjęło mi mowy, tak po prostu siedzę sobie cicho, bo lubię czasem sobie posiedzieć i pomilczeć.
< Etain? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz