Moje "medytacje" miały jeden skutek uboczny. Do tej pory wyglądało to jedynie na syzyfową pracę kontroli nad tą potęgą, panowaniem nad sobą, wyciszeniem...lecz w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że ćwicząc to, równocześnie umacniam w sobie tę nadnaturalną siłę. Przygotowuję ciało do znoszenia coraz większego jej natężenia. Nieświadomie czerpię coraz więcej mocy, kumuluję ją. Kiedy próbuję ją obudzić w świetle świadomości, zło uderza w ograniczające je płaszczyzny coraz agresywniej i mocniej. Czułam to w sobie, nieraz na co dzień.
Być może powinnam przestać; próba zmienienia swojej natury jest jak walenie głową w kowadło, jak niektórzy powiadają. Jednak treningi te, mimo wszystko, były dla mnie ukojeniem, a każdy mały sukces dużą satysfakcją. Nie potrafię tego do końca wytłumaczyć nawet w myślach.
Mała chmurka błyskawicznie rozpłynęła się w powietrzu, sycząc złowieszczo. Rozluźniłam wszystkie mięśnie, po chwili kładąc się na głazie i głęboko wdychając powietrze. Słońce prażyło bezlitośnie. To była wyjątkowo udana sesja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz