- Znaczy wiesz – zaczęłam niezręcznie, uświadamiając sobie,
że nie nawykłam do tłumaczenia się z takich błahostek – Tak tylko pytam z
ciekawości, to nie żaden wywiad śledczy. Nie musisz mi się z niczego spowiadać.
Zaśmiałam się trochę do siebie, trochę do sufitu nad moją
głową, po chwili uświadamiając sobie, że sprawiało to wrażenie równie dziwne,
jak ostatnie zachowania Zawilca.
- Po prostu myślę, że przyjemnie jest mieć kogoś bliskiego –
zakończyłam.
Odpowiedziało mi jakieś ciche, niemal bezgłośne oraz
pozbawione znaczenia potwierdzenie. Nie widząc sensu w dalszym niepokojeniu
samca lekką pogawędką, wróciłam do swoich zajęć, na które w tym momencie
składało się przesypywanie w łapie ziarenek piasku i okazjonalne przewracanie
się z boku na bok. W jaskini zrobiło się nagle cicho jak w grobie,
nieopuszczające mnie ostatnio zmęczenie oraz jasne, bezbarwne światło
dochodzące z zewnątrz zrobiły więc swoje i w pewnym momencie zapadłam w dziwnie
mocną i długą, dzięki temu bardzo przyjemną drzemkę. Pozwoliła mi na chwilę
zapomnieć o bólu, po przebudzeniu byłam więc niemalże skłonna uznać ją za dar z
niebios. Ostatnio rzadko przydarzały mi się takie miłe niespodzianki.
Niedługo po tym, jak wstałam, Mundus zaproponował wyjście na
wspomniane wcześniej polowanie. Zdziwiłam się, pewna, że wszyscy już o tym
zapomnieli, swoją drogą będąc także bardzo niechętną opuszczeniu kryjówki.
Uznawszy jednak, że lepiej zmusić się do niedługiego wysiłku, niż przypadkiem niepokoić
kogoś swoim stanem zdrowia, zdecydowałam się towarzyszyć parze przyjaciół.
Pierwsze kroki stawialiśmy w milczeniu. Czułam się trochę
niezręcznie, zerkając na kroczącego obok Mundusa. Nigdy z nim nie polowałam,
poza tym zastanawiałam się, po co w ogóle czapla postanowiła wybrać się na
łowy. Byłam pewna, że one zazwyczaj brodziły po bajorkach w poszukiwaniu ryb i
żab. Co zrobi, jeśli trafimy na dzika, zaciuka go dziobem? Może od razu
powinien ułatwić nam zadanie i zebrać się do lotu, by z wysokości wypatrzyć dla
nas ofiarę? Westchnęłam, uświadamiając sobie nagle, że również miałabym większą
ochotę na kojarzącą się z lekkością rybę w charakterze przekąski. Nie
przypominałam sobie jednak, bym dojrzała jakąś w odwiedzanym ostatnio stawie, a
szanse na zlezienie w okolicy rzeki czy potoku wydawały mi się bardzo nikłe.
Wzruszyłam głową. Może kiedyś.
Szczęście chyba niezbyt nam sprzyjało, ponieważ na swój cel
natrafiliśmy później, niż można byłoby się tego spodziewać. Okazała się nim
grupka kuropatw składająca się z trzech osobników. Ucieszyło mnie to. Zwierzyna
tak łatwa, że do ich zabicia nie musiałam nawet używać mocy. Jatka zakończyła
się szybko. Położyliśmy dwa osobniki, pozwalając trzeciemu na ucieczkę. Mój
język drżał nieznacznie, kiedy z wolna oblizywałam pysk z pokrywającej go krwi,
przyglądając się na zmianę Zawilcowi, który przeżuwał różowe mięso oraz
Mundusowi, starając się odgadnąć, jakie emocje czuje na widok zabitych i
pożeranych ptasich kuzynów.
Po zakończeniu posiłku udaliśmy się z powrotem do groty. Pod
koniec trasy wysunęłam się naprzód, niecierpliwie wyczekując chwili, w której
miałam rozłożyć się na piasku w wygodnej pozycji. Po przekroczeniu wejścia
czekało mnie jednak niemałe zaskoczenie. W środku znajdował się poznany już
przez nas młody wilk. Leżał pod ścianą, czyszcząc niedbale futro, jednak zamarł
na nasz widok, ogarnięty podobnym zdziwieniem.
- Znowu on – jęknęłam bez zastanowienia.
- Co? – otwarte szeroko żółte oczy lśniły ładnym blaskiem –
Myślałem, że już sobie poszliście.
<Zawilec?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz