poniedziałek, 22 lipca 2019

Od Etain - Szósty trening siły

Udanie się do północnych, starych lasów okazało się być chyba dobrym pomysłem, bo w dzień następny po włóczeniu się między gęsto rosnącymi drzewami obudziłam się pełna sił, chyba całkowicie zregenerowana. Nie mogłam narzekać na zmęczenie ani bóle mięśni, nawet pomimo intensywności ostatnich ćwiczeń i braku dni przeznaczonych na odpoczynek. Skoro zieleń tak dobrze na mnie działa, to czemu urodziłam się w pokrytych śniegiem górach, zaśmiałam się, pytając pustkę.
Po zjedzeniu śniadania i załatwieniu kilku przyziemnych spraw wybrałam się na zewnątrz w celu przeprowadzenia kolejnego treningu i nietrudno zgadnąć, gdzie postanowiłam skierować kroki. Ku swojemu zdziwieniu musiałam gdzieś po drodze zboczyć nieco ze ścieżki, bo choć zdawało mi się, że uważałam, gdzie idę, to zamiast w Skrytym Lesie znalazłam się w nieco innym, świeższym otoczeniu. Zastanawiałam się przez chwilę. Lasek, tak się na to mówi? Cóż, pełno tu było paproci, a mało światła, machnęłam więc beznamiętnie głową, godząc się z postanowieniem losem. Już zdążyłam rozciągnąć mięśnie, szykując się do standardowego biegu, jednak jakaś myśl mnie powstrzymała. Chyba moja podświadomość uznała, że czas na urozmaicenie, trochę inny zestaw ćwiczeń. I choć nie wiedziałam, jak miał on do końca wyglądać, ruszyłam spokojnym krokiem przez gęsty las, rozglądając się w poszukiwaniu inspiracji.
Wkrótce natrafiłam na upadłe drzewo. Podeszłam do okrytego mchem pnia i popchnęłam go bokiem. Ciężki. Może wystarczyć. Uderzyłam w gnijącą roślinę, a ta zachwiała się nieco. W powietrze uniosły się jakieś owady, brud i nie wiadomo co jeszcze. Ohydne. Może gdyby tak… Odwróciłam się gwałtownie i korzystając z władzy nad żywiołem natury, sprawiłam, że spod ziemi wyrosło młode, niewielkie drzewo. Gwałtownym ruchem łapy wywołałam jego upadek, tak nagły, jakby zostało trafione błyskawicą. Ubogi system korzeniowy ujrzał słońce i wraz z resztą rośliny spoczął na trawie.
Podeszłam bliżej, otwierając szeroko pysk i zaciskając zęby na cieniutkim pniu. Ostrożnie uniosłam łeb do góry, podnosząc dość ciężką roślinę. To może zadziałać, pomyślałam. Schylając całe ciało, odłożyłam dzieło swoich łap, by następnie znowu unieść je w górę. Postępowałam tak, aż poczułam zmęczenie, w dalszym ciągu przytłumione przez energię pełnego życia lasu. Wróciłam do jaskini, pewna, że tego dnia szybko dam radę wrócić do zajęć związanych z pracą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz