Dzisiaj, dzisiaj, to dzisiaj, to musi być właśnie tego ranka. Mundurek obiecał.
- Gotowy? - zawołał, gdy tylko nasze spojrzenia spotkały się, na umówionym wcześniej miejscu. Szybko pokiwałem głową, rwąc się do działania.
- Miałeś całe pięć dni przerwy, to, jak się mówi, świat i wilki... odpocząłeś i jesteś gotowy na ciąg dalszy.
- To świetnie - znów pośpiesznie kiwnąłem głową - gdzie teraz idziemy?
- Dzisiaj zaczniemy czymś lżejszym, poćwiczysz tylko mięśnie, jak najmniej wymagająco.
- Od czego zacząć?
- Potrafisz truchtać w miejscu? To truchtaj.
Pierwsze kilka kroków wyszło pokracznie, wcześniej nie robiłem niczego takiego. Szybko jednak przyzwyczaiłem się do nowego ćwiczenia i stało się ono nie tylko nowym odkryciem, ale i czystą przyjemnością.
- Teraz ugnij nogi, najbardziej jak potrafisz i pięć kroków do przodu.
Wykonałem polecenie, czekając na dalsze wskazówki.
- Na ugiętych nogach, pod tamtym pniem - wskazał na wiszące kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią, przewrócone drzewo - tych mięśni rzadko używasz, dlatego będą szybciej się męczyć. Na początku. To samo powtórz piętnaście, szesnaście razy. Jesteś już na tyle wyćwiczony, że dasz radę bez problemu.
Przytaknąłem bez dłuższego namysłu. Zadanie nie wydawało się trudne. O jego poziomie przekonałem się dopiero za dziesiątym razem. Za czternastym zaczęło boleć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz