Słysząc słowa Vinysa, które mimo iż niespecjalnie żywiołowe i w gruncie rzeczy jak zazwyczaj beznamiętne, zdawały się wykazywać pewien naturalny bądź nie stopień zainteresowania, zamachałem ogonem i uśmiechnąłem się szeroko. To świetny pomysł, prędzej, czy później sam zaproponowałbym coś takiego. Nie dlatego, że praca była całym moim życiem i nie reprezentowałem sobą niczego innego, bo zainteresowań miałem ostatnio coraz więcej. Choć trudno zaprzeczyć, że właśnie służba watasze i ogólnemu porządkowi była tym, z czym najłatwiej się identyfikowałem.
- To co, idziemy - skinąłem głową w kierunku, z którego przyszedłem wcześniej, zanim przez dobrych kilka minut obserwowałem szczęśliwą rodzinę mojego młodszego znajomego.
- Chodźmy - przytaknął Vinys, przyspieszając kroku. Nie wiem, czy było to nieprawdziwe odczucie, czy też potwierdzony nieświadomą pewnością głos intuicji, ale miałem wrażenie, że wilk uspokoił się trochę, odkąd opuściliśmy miejsce, w którym przebywał wraz z rodziną. Tak, byłem niemal pewien, że gdy oddaliliśmy się od rodziców i siostry Vinysa, zmienił się trochę jego nastrój. Nie byłem jednak pewien, czy mam uznać to za dobry, czy zły znak.
- Co tam zazwyczaj robicie? - zapytał po chwili ciszy.
- Ostatnio niewiele. Nie, przepraszam - zawahałem się - niewiele robimy tam na ogół, ostatnio trochę się dzieje. Znaleźliśmy ciało jakiegoś anonimowego staruszka z rozciętymi zaszytym przedramieniem. Dziwna sprawa. Ale oględziny zwłok nie wykazały niczego, co świadczyłoby o zbrodni i trzeba było po prostu go pochować - spochmurniałem.
- A wyglądało na morderstwo?
- Czy ja wiem, ktoś coś przy nim grzebał, to pewne. Ale śmierć mogła nastąpić z wycieńczenia, czy ze starości. Widać, że pod koniec życia nie pławił się w dobrobycie.
- Aha - popatrzył w dal. Jakieś jeszcze pytanie cisnęło mu się na usta, ale nie zadał go. Dalszą drogę przebyliśmy w ciszy, jak na początku. Dopiero gdy zbliżaliśmy się do południowej granicy WSC i do przejścia zostały już ledwie dwa, czy trzy kilometry, zwróciłem się do młodszego kolegi:
- Teraz działa nas tu czwórka, strażniczka Opal, dwaj śledczy z WWN i ja.
- Dlaczego akurat WWN? Należysz do WSC, a pracujesz tutaj? - zauważył Vinys.
Pewnie nie bez znaczenia pozostawał fakt, że to tam skierował mnie mój jedyny na razie bliski przyjaciel, a później wszystko potoczyło się już trochę przypadkiem. Ten fakt uznałem jednak za najmniej ważny i postanowiłem na razie to pominąć.
- W mniejszej społeczności łatwiej więcej dobrego zrobić. Mam tu przyjaciół, w Watasze Wielkich Nadziei mieszka też moja siostra, Gracja - wyliczałem - no i jakoś się tak złożyło, że to ten południowy posterunek jest mi bliższy.
Przerwałem na chwilę, zbierając myśli. W zasadzie sam nie byłem pewien, dlaczego tak ciągnęło mnie do tej właśnie siedziby śledczych. Uśmiechnąłem się lekko i dodałem:
- W WSC oprócz mnie jest tylko jeden śledczy, niejaki Azair Ethal.
- Brus - zajrzałem do groty. Nie było go, więc postanowiłem zając jaskinię nie czekając na niego i zwróciłem się do Vinysa - może jest na polowaniu i przyniesie coś ze sobą. Pewnie zaraz przyjdzie. A na razie wejdźmy, nie stójmy jak te kołki w płocie - siadaj, proszę - podniosłem z ziemi jakieś teczki leżące na stosie i wcisnąłem je do szczeliny skalnej - jeśli ciekawi cię nasza praca, pewnie chcesz zobaczyć jakieś dokumenty? - mamy tego trochę, część z nich to tylko zapisy z kronik, więc nikt nie czepnie się chyba, jeśli ci je pokażę - zacząłem delikatnie wertować pożółkłe kartki, aby przez przypadek żadnej nie zniszczyć.
Nagle na zewnątrz dały się słyszeć kroki. Podnieśliśmy wzrok, a chwilę później okazało się, że to analityk śledczy Silwestr dotarł w końcu na posterunek.
- O, dobry - mruknął - a kto to?
- Vinys, z WSC - przedstawiłem towarzysza - zastanawia się nad swoim przyszłym zajęciem, więc pomyślałem, że...
- Dobra, dobra - machnął łapą basior, a następnie dotknął swojego czoła - jak z WSC, to mógłby być nawet pomiotem szatana. Jak mu ufasz, nie ma problemu, tylko daj mi dziś trochę spokoju, wczoraj trochę żeśmy przesadzili...
- Przecież wczoraj nie było cię w pracy - podążyłem zaniepokojonym wzrokiem za wilkiem, który powlókł się pod ścianę w najciemniejszym kącie jaskini i opadł na ziemię - miałeś być na jakiejś radzie.
- Ta, Aksel miał urodziny. Głowa mi pęka... no, zajmijcie się tym, co żeście tam robili,
- Więc wszystko w porządku - upewniłem się nieśmiało.
- Tak - warknął, a zaraz po tych słowach do jaskini wszedł drugi wilk, śledczy Brus. Już zanim zdążyłem go przywitać, stanowczo wyciągnął łapę w naszą stronę uciszającym gestem i również położył się gdzieś pod ścianą.
- No, wracając do naszego zajęcia - nie drążąc tematu przeniosłem wzrok na kartkę, która przed chwilą znalazła się w mojej łapie - o, proszę, tego wcześniej nie widziałem - przyjrzałem się jej uważnie, siadając obok Vinysa - sprawa miała miejsce niespełna cztery miesiące temu, z tego co widzę, nierozwiązana do dziś. Kradzież. Z jaskini jednej z wader z WWN zniknął kawałek krzemienia, którego używała do rozpalania ognia. Hm, w takim razie dosyć cenna rzecz.
- Są tam zeznania?
- Jakieś są - pokazałem kartkę Vinysowi - dwóch podejrzanych, jej przyjaciel, który mieszkał u niej od dłuższego czasu i sąsiad. Tylko oni mieli dostęp do jej domu.
- Aha... - wilk zaczął czytać - oskarżają się nawzajem. Ale nie ma konkretów.
- Są - z ciemności dał się słyszeć boleściwy głos Brusa - pamiętam to. Była zima, lokator tej wilczycy twierdził, że sąsiad ma w swojej jaskini ziąb od jeziora, które leży tuż przy niej i na pewno będzie chciał się z pomocą tego krzemienia dogrzewać. A ten drugi zaczął tłumaczyć, że dopóki wspólnie zaprzeczali, nic nie mogli im zrobić, ale jeśli tamten go oskarża, to powie, jak to naprawdę było.
- I co powiedział? - zainteresowałem się.
- Opowiedział barwną historię o tym, jak poprzedniego wieczora siedział nad brzegiem jeziorka i odpoczywał, gdy nagle w wodzie mignęło mu odbicie krzemienia, który trzymał przyjaciel wilczycy. No i słowo przeciwko słowu. Nie da się rozwiązać czegoś takiego.
- Na pewno? - zmarszczyłem brwi - może któryś z nich zaplątał się w zeznaniach, tylko jeszcze tego nie zauważyliśmy...
- Jak zawsze optymista - burknął spod drugiej ściany Silwestr. Westchnąłem bezgłośnie.
- A ja spróbowałbym jeszcze raz - powiedziałem - Brus, gdzie mieszkają te wilki?
- A tam, na południe, pod Wysokimi Skałkami, nad jeziorem właśnie - wzruszył ramionami basior.
- Vinys, co myślisz? - w moich oczach błysnął promyk nadziei.
< Vinys, co myślisz? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz