Azair dyszał ciężko, przygrzmociwszy grzbietem w kamienną ścianę. Nie spuszczał wzroku z Rutena, który teraz przyglądał się kluczowi.
Tajemnica przenoszenia się do innych wymiarów leżała na sercu Azie. Ileż można zrobić, mając taką moc! Wystarczy tylko to sobie wyobrazić. Dlaczego Ruten tego nie widzi? Mogliby zostać panami całego Wszechświata. Z wiedzą zdobytą przez międzywymiarowe podróże byliby najinteligentniejszymi żyjącymi istotami. Wystarczyłoby tylko... Przekręcić klucz...
Azair trzepnął głową. Skąd wiedział, co trzeba zrobić, żeby otworzyć portal? Była to jego myśl, czy sugestia klucza?
Nagle dym w szklanej kulce zaczął pulsować. Z klucza rozległ się chichot, a potem...
Łańcuszek uniósł się z łap Rutena, żeby z powrotem opaść najego szyję. A następnie zaczął dusić.
Bordowy wilk zaczął szarpać wisiorek, próbując odciągnąć go od swojego gardła. Na próżno. Im bardziej próbował, tym ciaśniej zaciskał się łańcuszek.
Azair po chwili sparaliżowania w panice rzucił się na Rutena. Teraz to on szarpał przedmiot, nie tylko pazurami, ale i zębami, nie bacząc, że może zranić Rutena. Liczyło się tylko to, żeby klucz nie udusił jego przyjaciela. Szarpnął mocniej. Próbował go zdjąć, ciągnąc w górę. Po chwili dołączył się Mundus i próbowali we dwójkę uwolnić bordowego wilka, którego oczy już powoli zaczęły wychodzić z orbit.
W końcu, po paru minutach, które wydawały się wiecznością, łańcuszek pękł.
Ruten upadł ciężko na ziemię, gwałtownie łapiąc powietrze. Aza wypluł przedmiot jak najdalej od całej trójki, nie spuszczając jednak z niego wzroku, na wszelki wypadek, jakby naszyjnikowi było na myśli zaatakować jeszcze raz. I wtem zmarszczył brwi. Bo oto zerwany łańcuszek naprawił się, łącząc rozerwane końcówki, tak, jak gdyby niewidzialne dłonie majstrowały przy nim, a dym w kulce zachichotał ponownie.
— Musimy się tego pozbyć — oznajmił Mundus, który stał przy Rutenie, walczącego o unormowanie oddechu.
Azair kiwnął głową, przyznając mu rację. Ostatnio coś często zgadzał się z Mundusem.
Biały basior ostrożnie złapał klucz w zęby, po czym wybiegł z jaskini i, nie zwalniając, ruszył przed siebie, szukając jakiegoś strumyczka czy skrytki, do której wrzuciłby klucz. Znalazł takowy; cieniutką, ale za to głęboką wstążkę wody.
Zamachnął się, a gdy naszyjnik z pluskiem zniknął z pluskiem, biegiem wrócił się do jaskini.
— Proszę bardzo — odezwał się, siadając obok swoich przyjaciół. Jednak z tyłu głowy kołatała mu się myśl, że nie będzie to aż takie proste.
Po chwili Mundus spojrzał na ziemię, po czym rzekł:
— To nadal tu jest.
Azair zerknął tam, gdzie ptak. Rzeczywiście, klucz na łańcuszku leżał sobie na ziemi, cały mokry od wody strumyka.
Mundus podszedł, chwycił klucz w ząb i wyleciał z wisiorkiem.
Wrócił po pół godzinie, nieco wyczerpany od szybkiego lotu.
Jednak naszyjnik znowu zmaterializował się pod ich łapami, tym razem nie tylko wilgotny, ale i oblepiony ziemią.
— Tak łatwo się go chyba nie pozbędziemy — zauważył cicho Ruten.
— Co w takim razie zrobimy? — zagadnął Azair.
Odpowiedziało mu milczenie.
Bo cóż można było zrobić? Próby utopienia i zakopania spełzły na niczym. Cała trójka miała wrażenie, że nieważne, jak daleko od siebie odrzucą wisiorek, ten znowu pojawi się przy nich jakimś magicznym sposobem.
< Ruten? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz