sobota, 27 lipca 2019

Od Rutena CD Azaira Ethala - "Motyl Nocny"

Ruten
Przytłaczał mnie wszechobecny hałas i tłumy wałęsających się wszędzie ludzi. Szedłem przez cały czas w jedną stronę, a ponieważ byłem coraz bardziej zniechęcony i zmęczony, przestałem przyglądać się wszystkiemu tak uważnie, jak wcześniej. Skanowałem tylko otoczenie, coraz częściej przyłapując się na błądzeniu nieobecnym wzrokiem gdzieś po ścianach. Nie czułem się w tym ludzkim ciele jak w swoim. Nie patrzyłem na ten ludzki świat jak na swój. Byłem tam, lecz patrzyłem na niego bardziej jak na sen, wyobrażenie, jakby z oddali. A mimo to moje ludzkie nogi musiały nieść mnie wciąż do przodu, a ja sam miałem omijać prawdziwych ludzi, ruchome przeszkody na mojej drodze. Było to już niemal denerwujące.
- Dzień dobry, może zechce pan spróbować naszych serków, właśnie wypuszczamy na rynek absolutną nowość, ciasteczka jogurtowe o smaku jabłkowym, dzięki innowacyjnym technologiom wewnątrz są całe kawałki owoców...
- Co, Serków... - obejrzałem się przez ramię, słysząc słowa jakiejś kobiety. Moim oczom ukazała się jedynie niewiasta w dziwnej czapce i kucyku, trzymająca tacę z małymi kubeczkami i talerzyk z podejrzanymi herbatnikami. Gdy tylko nasze spojrzenia spotkały się, zaczęła gadać wyuczony tekst, jakby ją ktoś nakręcił.
- Teraz nasze słodycze z prawdziwymi kawałkami owoców są jeszcze bardziej wyraziste, a dzięki dodatkowi z witaminy C gwarantują zdrowie podczas urlopu!
Przyglądałem się jej przez moment.
- Czy pani tak na serio?
- Proszę spróbować - podsunęła mi tacę - nasze produkty dwukrotnie zdobyły tytuł...
- Dlaczego pani to mówi? Przecież to bzdury - prychnąłem, nie mogąc znieść już jej natarczywego tonu - wzbogacane ciastka?
- Teraz dwukrotnie większa ilość witaminy C w naszych produktach gwarantuje zdrowie podczas urlopu i później, w okresie jesienno-zimowym...
- Bardzo przepraszam, proszę mnie nie obrażać - fuknąłem ze złością. Na krótką chwilę zamilkła z wyrazem zdziwienia w oczach - kto pani naopowiadał takich głupot?
- Ale o co panu chodzi? - wzruszyła ramionami.
- Przecież wzbogacanie słodyczy to zwykły chwyt marketingowy - sam nie wiem, skąd w mojej głowie wzięło się to słowo, ale postanowiłem je wykorzystać - wie pani, do czego to może prowadzić? Naciąganie tych nieszczęsnych bydląt na zdrowe ciastka w imię czyjegoś interesu?
- Może mi pan powiedzieć, o co panu właściwie chodzi? - obruszyła się.
- Wzbogacanie słodyczy witaminami wprowadza ludzi w błąd, sugeruje, że są zdrowe.
- Ja tylko proponuję - wzruszyła ramionami - nie chcesz pan, to głowy nie zawracaj.
- Ach tak, ktoś pani kazał to robić - powiedziałem smutno, bo właśnie zacząłem sobie przypominać, na jakich zasadach działają współczesne ludzkie stada - za pieniądze.
- Za darmo bym tu nie stała. Przyjdzie taki i ludzi zaczepia.
Nagle usłyszałem dźwięk dzwonka. Mruknąłem z niezadowolenie. Musiałem zrezygnować z dalszej rozmowy i odebrać telefon.
- Ruten, zejdź na dół - usłyszałem głos Azaira.
- Zaczekaj chwilę - rzuciłem krótko, a gdy ten rozłączył się, schowałem telefon z powrotem do kieszeni i zakończyłem z lekkim westchnieniem - w jaki sposób chcecie budować zdrową, silną populację, jeśli wystarczy kilku cwaniaków, by burzyć jej filary?
Kobieta wzruszyła ramionami. Nie mogłem nawet mieć do niej pretensji, jedna z tysięcy ofiar systemu, które bardziej przydałyby się będąc przedmiotami jednej z lekcji anatomii, niż funkcjonując w ten sposób. Poszedłem dalej, w kierunku schodów mających zaprowadzić mnie na niższe piętro, do Azaira.

Mundus
- Coś nie tak? - zapytała z uśmiechem. Przez chwilę myślał nad odpowiedzią.
- Nie, skąd - odchrząknął. Od pięciu minut siedzieli w jakiejś kawiarni.
- Patrzysz na mnie jakbym była duchem.
Rzeczywiście, zamyślił się, przez co zaczął wpatrywać się w oczy dziewczyny może trochę zbyt intensywnie. Opuścił wzrok.
- A więc... mówisz, że nie jesteś stąd? - zapytała, przejeżdżając palcem po krawędzi kamiennego stolika.
- Ja tak powiedziałem? - zmarszczył brwi. Sam nie wiedział, co skłoniło ją do siedzenia z nim przy jednym stole. Może poleciała na odznakę.
- Nie, ale widać po rysach - zaśmiała się - zatem skąd?
- A, no tak, być może. Z... Rosji. Takiej mocno... wschodniej. A ty? - z nadzieją podniósł wzrok, licząc na to, że wreszcie dowie się czegoś konkretnego. Jak dotychczas rozmowa kręciła się wokół zupełnie nieważnych rzeczy.
- Ja tak po prostu, stąd - delikatnie kiwnęła głową.
- To też bardzo ładne miejsce - niczego głupszego chyba nie dał rady wymyślić. W duchu postukał się w czoło, ale kociooka odpowiedziała:
- E tam, taka wiocha.
- Uwierz, ja też nie z Moskwy - zaśmiał się cicho i odchylił do tyłu, przypominając sobie jedyną wioskę, jaka sąsiadowała z terenami WSC - wieś to najlepsze miejsce, w jakim może żyć człowiek.
- Pewnie dlatego jesteś teraz w mieście? - figlarnie uniosła jedną brew. W  duchu przewrócił oczyma. Nie był dziś w specjalnie dobrej formie do prowadzenia rozmów wymagających używania czaru manipulacji. No cóż, najwyższa pora wziąć się w garść.
- Przepraszam za śmiałość, pracujesz tutaj? Zastanawiam się, dlaczego w sezonie urlopowym tak tu tłoczno.
- Skąd wiedziałeś? Tam, w tamtym sklepie! - uradowana wskazała ręką na coś, co można było nazwać sklepem z ubraniami.
- Masz identyfikator z numerem przy bluzce - uśmiechnął się lekko.
- Ach, tak - zarumieniła się - podjęłam się pracy jakiś tydzień temu. Rzeczywiście, dzisiaj wyjątkowo duży ruch.
Zaczął już tracić nadzieję. Widmo twierdziło, że oczy jego córki "zmieniają się co chwilę". Jej wciąż wyglądały tak samo.
- No proszę, możesz już zarabiać własnoręcznie? - zapytał pół żartem.
- Ach, czyli to przesłuchanie - roześmiała się i odwróciła wzrok - nie schlebiaj mi, mam już prawie dziewiętnaście lat.
- No proszę, nigdy bym nie powiedział - podparł się łokciem o stół. W tym momencie zobaczył w jej oczach coś, czego wcześniej nie dostrzegał. Tęczówki przybrały najpierw różowawą, a potem szmaragdową, opalizującą barwę.

< Azair? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz