Azair od razu odłączył się od dwójki swoich przyjaciół. Podszedł do oddalonego regału, z thrillerami, jak przeczytał. Kucnął, przejeżdżając palcami po grzbietach książek i wdychając ten cudowny zapach papieru. Nie mieli tego w WSC...
Wstał, czytał tytuły. Było ich wiele, po niektórych tylko przepływał wzrokiem, bo nie były... Tamta, po lewej. Ostrożnie wyciągnął ją spomiędzy reszty i odruchowo przetarł okładkę dłonią. Wzdrygnął się. Z okładki patrzyła na niego stokrotka bez jednego płatka, jakby drwiąco rzucająca mu wyzwanie.
— Aza, mówię do ciebie.
Białowłosy odwrócił się do Rutena, odkładając niezdarnie książkę. Spojrzał na niego pytająco.
— Pytałem, co myślisz — powtórzył bordowowłosy.
— A, tak. — Azair przejechał dłonią po włosach. — Szczerze mówiąc, nie wiem, co mam myśleć. Może po prostu powinniśmy przejść się po wszystkich miejscach, gdzie gromadzi się jak najwięcej ludzi i po prostu wypatrywać naszego celu.
Jego towarzysze chwilę nie odzywali się, trawiąc jego słowa.
— W zasadzie nie mamy lepszego planu. — Mundus wzruszył ramionami. — Tylko gdzie mielibyśmy iść?
— Do galerii handlowej, tej na ulicy Wielkich Nadziei — odparł Ruten bez zastanowienia. Azair i Mundus spojrzeli na niego ze zdziwieniem. — Nie patrzcie tak na mnie, nie mam pojęcia, skąd to wiem.
— Cicho! — zawarczała na nich bibliotekarka, więc dyskretnie się ulotnili.
Stali w ogromnym holu. Naprzeciwko nich pyszniły się ogromne, ruchome schody, a wszechobecne neony kusiły swoimi kolorami. W powietrzu unosił się zapach fabrycznej nowości, kawy i ciastek z małej piekarni po prawej.
Dookoła krzątali się ludzie załatwiający sprawunki. Wysoka kobieta ciągnęła za rękę zielonowłosego chłopca, który, gdy się uśmiechał, błyskał zza zębów rozdwojonym językiem. Grupa nastolatek chichotała w rogu, pokazując swoje zdobycze z markowych sieciówek i rażąc w oczy kolorową skórą. Starsza pani przy piekarni podpierała się drewnianą laską, ale wyglądała, jakby mogła nią przyłożyć każdemu śmieszkowi, ukazując przy tym swoje ostre kły.
W takim tłumie trójka mężczyzn, jeden białowłosy, z oczami składającymi się tylko z białek, drugi bordowowłosy z oczami jaszczura i chudy, wysoki jak tyczka niebieskowłosy, nie wyróżniała się zbytnio. Problem był tylko jeden – jak w takim zgiełbu osobliwości znaleźć dziewczynę o dziwnych oczach? Co druga miała tu dziwne oczy.
— Co robimy? — odezwał się Aza.
— Rozdzielamy się — zawyrokował Ruten. — Mundus, ty badasz parter, tutaj. Aza...
— Ja i Ruten sprawdzimy górne piętra — wpadł mu w słowo białowłosy.
Ruten zmierzył go zirytowanym spojrzeniem, ale w zasadzie nie miał się o co gniewać. Po chwili, już rozdzieleni, ruszyli w swoje strony.
Stali więc na ruchomych schodach (które Aza w duchu ubóstwiał); Azair o stopień niżej od Rutena.
— Ona może być wszędzie — odezwał się nagle Ruten. — Nie tylko w tym wymiarze. W całym Wszechświecie. Wiesz o tym.
— Wiem — mruknął Aza. — Ale spójrz prawdzie w oczy, w jakimś wymiarze może znajdować się coś, co pomoże nam zniszczyć ten klucz. Jakiś wulkan albo coś o podobnej sile rażenia.
— Dobrze kombinujesz — pochwalił go Ruten. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, ale bordowowłosy, z wyrazem zmieszania, odwrócił wzrok na szyldy sklepów odzieżowych.
< Ruten? Zauważyłeś, jak łatwo pomylić przy wpisywaniu słowo "nocny" z "niecny"? xd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz