- Tak łatwo się go chyba nie pozbędziemy - powiedziałem niemal szeptem, szeroko otwartymi oczyma patrząc na klucz. Być może za sprawą niepokoju, być może przez zmęczenie, przez dłuższy czas nie odrywałem od niego wzroku nie wiedząc już nawet, na co dokładnie patrzę.
Kątem oka dostrzegłem, jak biała, pozbawiona szczegółów sylwetka, która stała obok mnie poruszyła się nieznacznie. Zamrugałem, aby dać oczom odpocząć. Byłem już w tym stanie, w którym nie chciało się myśleć, utrzymywać ciała na czterech nogach, ani nawet koncentrować na byciu tu i teraz. A to niebezpieczny stan. Łatwo wpaść wtedy w macki zaniku pamięci. Ale to ja. Ruten. Jestem tutaj, w jaskini na terenach WSJ, gdzie jeszcze przed godziną przetrzymywaliśmy posła. Przede mną jest Azair, mój przyjaciel. Obok, na ziemi leży klucz do innych wymiarów.
- Co w takim razie zrobimy? - dosłyszałem głos Azy. Leniwie podniosłem wzrok i popatrzyłem mu w oczy.
- Tak? - rzuciłem nerwowo.
- Ale - wilk zmrużył oczy - co?
- Tak? - powtórzyłem, nie zwracając uwagi na jego wątpliwości - a więc dobrze. Przedostaniemy się tam jakoś. A potem nich się dzieje co chce - zamilkłem na chwilę i westchnąłem. Na chwilę zacisnąłem zęby, podniosłem pysk i krzyknąłem w przestrzeń - tylko jutro, do pioruna! Jutro!
- Myślisz, że musimy... - Mundus stał w wejściu do groty, patrząc na mnie bezradnie - znów stać się ludźmi?
- A skąd mi to wiedzieć - wzruszyłem ramionami - a może jeszcze czymś innym. Kto wie, ile światów czeka na nasze przybycie. I jakie inne formy się za nimi kryją. A co? Ktoś, kto urodził się w tak niewyspecjalizowanym ciele, w każdym innym powinien dać sobie radę.
- Im bardziej wyspecjalizowany gatunek, tym marniejsze są jego szanse na przetrwanie - odrzekł posępnie i zniknął gdzieś w mroku - śpię na zewnątrz, jeśli pojawi się jakieś zagrożenie, usłyszę - wyszedł przed grotę i położył się gdzieś nieopodal. W ciemności połyskiwały tylko jego błękitne pióra.
Nagle pogorszył mi się nastrój. Pomyślałem o tym, co ostatnio się działo. O tym, jak dziwne widmo, które spotkaliśmy w ludzkich ciałach zaczęło burzyć ostatnie granice naszych umysłów. Jak wymuszało na nas posłuszeństwo tym przeklętym kawałkiem metalu.
Popatrzyłem ponuro na Azaira. Jeszcze tego samego dnia walczyliśmy. Przekroczyliśmy kolejną granicę. Dopóki od pierwszego do ostatniego oddechu i przez cały czas bez przerwy byliśmy wilkami, nawet nie pomyślałbym o czymś takim.
Podniosłem się z ziemi. Chciałem porozmawiać z Mundusem.
Leżał skulony pod skalną ścianą, przed wejściem do groty. Kiedy pojawiłem się obok niego, popatrzył na mnie i szarpnął za nić wiszącą na swojej szyi. Uśmiechnąłem się.
- Coś nie tak? - zapytał, podnosząc głowę. Na odległość wyczuwałem, jak jego serce przyśpiesza.
- Może powiesz mi wreszcie o co chodzi? Bo chyba nie masz problemu z widokiem krwi? - zwróciłem się do niego, siadając obok - chciałbym wyjaśnić to raz na zawsze. Jutro, kiedy znajdziemy się w innym wymiarze, daleko od... tego wszystkiego - potoczyłem wzrokiem wokół - od domu, lasu, nie wiemy, co może się wydarzyć. Musisz zdecydować, po czyjej jesteś stronie. Muszę mieć pewność, że co by się nie stało, mogę ci ufać. Że się nam do końca nie rozlecisz, jak trzeba będzie kogoś zabić.
- Ruten, gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że mówisz jak mój przyjaciel.
- Przyjaźń to puste słowo - mruknąłem, podnosząc łapę i prze chwilę oglądając swoje pazury – ale wtedy miałbyś rację - nie zmieniając pozycji popatrzyłem na niego spode łba - a może zamiast krwi wszystkich tych głupich nieszczęśników wsiąkającej w ziemię, wolałbyś zobaczyć moją krew? Przyznaj, gdzieś tam w duszy poczułbyś się lepiej, prawda?
- Każdy ma granicę ilości zła, którym może się otaczać - odpowiedział cicho szary ptak, zaczynając drżeć - ja stoję nad tą granicą... zaraz zrobię krok w przód.
- Czego w związku z tym chcesz? - zapytałem, choć przeczuwałem, jaka będzie odpowiedź.
- Dobrze wiesz. Mam ci szczerze o tym powiedzieć? Po prostu się boję. Igramy z czymś, czego sami nie jesteśmy w stanie zrozumieć, to, co dzisiaj widzieliśmy, to czego doświadczyliśmy, to nie nasz świat - na chwilę podniósł głos, po czym znowu go zniżył - możesz być spokojny. Nikt nie usłyszy ode mnie ani słowa. Ale skąd możemy wiedzieć, co się stanie tam...
- Nikt? - ponownie zaśmiałem się cicho i zamilkłem na chwilę. Odetchnąłem głębiej - a może to ty potrzebujesz coś usłyszeć? Może mam ci przypomnieć treść naszej pierwszej rozmowy? Pamiętasz ją, Mundurek? - warknąłem, wstając i podchodząc krok do przodu - kto ma władzę nad biologią, ten ma władzę nad życiem! Pamiętasz to, mój najdroższy przyjacielu? Kiedy inni potrafili jedynie bezmyślnie przejść obok, to ty zatrzymałeś się i otworzyłeś te drzwi, a dziś zostawiasz to, co dałeś światu, co sam stworzyłeś!
- Wiem - syknął Mundus, zamykając oczy - a teraz nie potrafię znaleźć do nich klucza i ponownie zamknąć. I uciekam, jak szczur, prawda?
- Nieprawda. Ściskasz tamten klucz, omal go nie połamiesz. I doskonale zdajesz sobie sprawę, że możesz zamknąć je w każdej chwili... idź. Wiesz, jakim służbom o nas powiedzieć.
- Nie złamię obietnicy - ptak zdawał się mówić teraz trochę spokojniej.
- Zatem... może lepiej zostań z nami? Nie mów, że nie masz siły patrzeć na to, co robimy. Gdyby tak było, nie pracowałbyś teraz dla WSC i WWN jako... sam wiesz kto. Czy może się mylę?
- Nie. Ale nie to co widzę, jest złem. To ty, Ruten.
Odsunąłem się, przez cały czas wpatrując się w niego lodowatym wzrokiem.
- Tak tu ciemno - szepnął jakimś nieodgadnionym głosem, w którym słychać było tylko wyraźne przerażenie - tak ciemno. Dlaczego wcześniej nie dostrzegałem tej ciemności?
To mówiąc skulił się, zaciskając powieki.
Westchnąłem ponuro, zwiesiwszy głowę.
- Mundus - mruknąłem w końcu smętnie - A ja, gdy cię widzę... wiesz, robi mi się trochę lepiej w tym smutnym życiu. Jesteś mi po prostu potrzebny. Jak krew w żyłach. Pozwól mi spojrzeć w twoje oczy, gdy je widzę, czuję, że żyję.
Podniósł wzrok i popatrzył na mnie uważnie.
- Psiakrew, Ruten, czego ty oczekujesz? - zapytał cicho.
- Niczego - szepnąłem, pociągając nosem - niczego. Po prostu bądź z nami. Tutaj i tam.
Nie mówiąc niczego więcej, jak i nie słysząc żadnej odpowiedzi, podniosłem się i ponownie przekroczyłem wejście do jaskini, omijając leżącego zaraz za nim Azaira i ciężko opadając na ziemię nieco dalej, w kącie. Nasze spojrzenia spotkały się. Wyciągnąłem przed siebie przednie łapy i pozwoliłem ziemi wolno przekazywać swojemu ciału wieczorny chłód. Potem przymknąłem oczy. Byłem wykończony, pozostawało więc tylko oczekiwać na następny dzień. Nie wyobrażałem sobie nawet, co możemy zobaczyć po przedostaniu się do innego wymiaru.
Zacząłem już przysypiać, gdy dotarły do mnie ciche słowa białego wilka leżącego obok. Nastawiłem uszu i jeszcze na chwilę z trudem uchyliłem powieki.
Kątem oka dostrzegłem, jak biała, pozbawiona szczegółów sylwetka, która stała obok mnie poruszyła się nieznacznie. Zamrugałem, aby dać oczom odpocząć. Byłem już w tym stanie, w którym nie chciało się myśleć, utrzymywać ciała na czterech nogach, ani nawet koncentrować na byciu tu i teraz. A to niebezpieczny stan. Łatwo wpaść wtedy w macki zaniku pamięci. Ale to ja. Ruten. Jestem tutaj, w jaskini na terenach WSJ, gdzie jeszcze przed godziną przetrzymywaliśmy posła. Przede mną jest Azair, mój przyjaciel. Obok, na ziemi leży klucz do innych wymiarów.
- Co w takim razie zrobimy? - dosłyszałem głos Azy. Leniwie podniosłem wzrok i popatrzyłem mu w oczy.
- Tak? - rzuciłem nerwowo.
- Ale - wilk zmrużył oczy - co?
- Tak? - powtórzyłem, nie zwracając uwagi na jego wątpliwości - a więc dobrze. Przedostaniemy się tam jakoś. A potem nich się dzieje co chce - zamilkłem na chwilę i westchnąłem. Na chwilę zacisnąłem zęby, podniosłem pysk i krzyknąłem w przestrzeń - tylko jutro, do pioruna! Jutro!
- Myślisz, że musimy... - Mundus stał w wejściu do groty, patrząc na mnie bezradnie - znów stać się ludźmi?
- A skąd mi to wiedzieć - wzruszyłem ramionami - a może jeszcze czymś innym. Kto wie, ile światów czeka na nasze przybycie. I jakie inne formy się za nimi kryją. A co? Ktoś, kto urodził się w tak niewyspecjalizowanym ciele, w każdym innym powinien dać sobie radę.
- Im bardziej wyspecjalizowany gatunek, tym marniejsze są jego szanse na przetrwanie - odrzekł posępnie i zniknął gdzieś w mroku - śpię na zewnątrz, jeśli pojawi się jakieś zagrożenie, usłyszę - wyszedł przed grotę i położył się gdzieś nieopodal. W ciemności połyskiwały tylko jego błękitne pióra.
Nagle pogorszył mi się nastrój. Pomyślałem o tym, co ostatnio się działo. O tym, jak dziwne widmo, które spotkaliśmy w ludzkich ciałach zaczęło burzyć ostatnie granice naszych umysłów. Jak wymuszało na nas posłuszeństwo tym przeklętym kawałkiem metalu.
Popatrzyłem ponuro na Azaira. Jeszcze tego samego dnia walczyliśmy. Przekroczyliśmy kolejną granicę. Dopóki od pierwszego do ostatniego oddechu i przez cały czas bez przerwy byliśmy wilkami, nawet nie pomyślałbym o czymś takim.
Podniosłem się z ziemi. Chciałem porozmawiać z Mundusem.
Leżał skulony pod skalną ścianą, przed wejściem do groty. Kiedy pojawiłem się obok niego, popatrzył na mnie i szarpnął za nić wiszącą na swojej szyi. Uśmiechnąłem się.
- Coś nie tak? - zapytał, podnosząc głowę. Na odległość wyczuwałem, jak jego serce przyśpiesza.
- Może powiesz mi wreszcie o co chodzi? Bo chyba nie masz problemu z widokiem krwi? - zwróciłem się do niego, siadając obok - chciałbym wyjaśnić to raz na zawsze. Jutro, kiedy znajdziemy się w innym wymiarze, daleko od... tego wszystkiego - potoczyłem wzrokiem wokół - od domu, lasu, nie wiemy, co może się wydarzyć. Musisz zdecydować, po czyjej jesteś stronie. Muszę mieć pewność, że co by się nie stało, mogę ci ufać. Że się nam do końca nie rozlecisz, jak trzeba będzie kogoś zabić.
- Ruten, gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że mówisz jak mój przyjaciel.
- Przyjaźń to puste słowo - mruknąłem, podnosząc łapę i prze chwilę oglądając swoje pazury – ale wtedy miałbyś rację - nie zmieniając pozycji popatrzyłem na niego spode łba - a może zamiast krwi wszystkich tych głupich nieszczęśników wsiąkającej w ziemię, wolałbyś zobaczyć moją krew? Przyznaj, gdzieś tam w duszy poczułbyś się lepiej, prawda?
- Każdy ma granicę ilości zła, którym może się otaczać - odpowiedział cicho szary ptak, zaczynając drżeć - ja stoję nad tą granicą... zaraz zrobię krok w przód.
- Czego w związku z tym chcesz? - zapytałem, choć przeczuwałem, jaka będzie odpowiedź.
- Dobrze wiesz. Mam ci szczerze o tym powiedzieć? Po prostu się boję. Igramy z czymś, czego sami nie jesteśmy w stanie zrozumieć, to, co dzisiaj widzieliśmy, to czego doświadczyliśmy, to nie nasz świat - na chwilę podniósł głos, po czym znowu go zniżył - możesz być spokojny. Nikt nie usłyszy ode mnie ani słowa. Ale skąd możemy wiedzieć, co się stanie tam...
- Nikt? - ponownie zaśmiałem się cicho i zamilkłem na chwilę. Odetchnąłem głębiej - a może to ty potrzebujesz coś usłyszeć? Może mam ci przypomnieć treść naszej pierwszej rozmowy? Pamiętasz ją, Mundurek? - warknąłem, wstając i podchodząc krok do przodu - kto ma władzę nad biologią, ten ma władzę nad życiem! Pamiętasz to, mój najdroższy przyjacielu? Kiedy inni potrafili jedynie bezmyślnie przejść obok, to ty zatrzymałeś się i otworzyłeś te drzwi, a dziś zostawiasz to, co dałeś światu, co sam stworzyłeś!
- Wiem - syknął Mundus, zamykając oczy - a teraz nie potrafię znaleźć do nich klucza i ponownie zamknąć. I uciekam, jak szczur, prawda?
- Nieprawda. Ściskasz tamten klucz, omal go nie połamiesz. I doskonale zdajesz sobie sprawę, że możesz zamknąć je w każdej chwili... idź. Wiesz, jakim służbom o nas powiedzieć.
- Nie złamię obietnicy - ptak zdawał się mówić teraz trochę spokojniej.
- Zatem... może lepiej zostań z nami? Nie mów, że nie masz siły patrzeć na to, co robimy. Gdyby tak było, nie pracowałbyś teraz dla WSC i WWN jako... sam wiesz kto. Czy może się mylę?
- Nie. Ale nie to co widzę, jest złem. To ty, Ruten.
Odsunąłem się, przez cały czas wpatrując się w niego lodowatym wzrokiem.
- Tak tu ciemno - szepnął jakimś nieodgadnionym głosem, w którym słychać było tylko wyraźne przerażenie - tak ciemno. Dlaczego wcześniej nie dostrzegałem tej ciemności?
To mówiąc skulił się, zaciskając powieki.
Westchnąłem ponuro, zwiesiwszy głowę.
- Mundus - mruknąłem w końcu smętnie - A ja, gdy cię widzę... wiesz, robi mi się trochę lepiej w tym smutnym życiu. Jesteś mi po prostu potrzebny. Jak krew w żyłach. Pozwól mi spojrzeć w twoje oczy, gdy je widzę, czuję, że żyję.
Podniósł wzrok i popatrzył na mnie uważnie.
- Psiakrew, Ruten, czego ty oczekujesz? - zapytał cicho.
- Niczego - szepnąłem, pociągając nosem - niczego. Po prostu bądź z nami. Tutaj i tam.
Nie mówiąc niczego więcej, jak i nie słysząc żadnej odpowiedzi, podniosłem się i ponownie przekroczyłem wejście do jaskini, omijając leżącego zaraz za nim Azaira i ciężko opadając na ziemię nieco dalej, w kącie. Nasze spojrzenia spotkały się. Wyciągnąłem przed siebie przednie łapy i pozwoliłem ziemi wolno przekazywać swojemu ciału wieczorny chłód. Potem przymknąłem oczy. Byłem wykończony, pozostawało więc tylko oczekiwać na następny dzień. Nie wyobrażałem sobie nawet, co możemy zobaczyć po przedostaniu się do innego wymiaru.
Zacząłem już przysypiać, gdy dotarły do mnie ciche słowa białego wilka leżącego obok. Nastawiłem uszu i jeszcze na chwilę z trudem uchyliłem powieki.
< Azair? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz