sobota, 31 października 2020
Podsumowanie października!
Od Alkestis CD Naoru
Od Alkestis CD Ceres'a
Od Kary CD Szkła - "Zwrócone życie"
Nie jestem gotowa. Talaza tez nie była, a nie chciałam skończyć jak ona. Umrzeć wydając na świat potomstwo to heroiczny czyn. W tym momencie nie czułam się na tyle silna by go wykonać. Jednak to co się stało się nie odstanie. Pogodzenie się z tą myślą nie było jednak łatwe. Biorąc pod uwagę fakt, że Szkło mógł się za mną ożenić z litości jeszcze pogarszał sytuację. Nie chciałam tak myśleć, ale nie mogłam już nic na to poradzić. Bałam się, że było choć ziarno prawdy w tym co sobie wymyśliłam. Szkło znalazł mnie zadziwiająco szybko. Nie chciałam z nim rozmawiać. Powiedzenie „Zostaw mnie” było najprostszym co mogłam teraz zrobić. Nie było to jednak prawdą. Nie chciałam, żeby cokolwiek mówił, nie chciałam pocieszania czy usprawiedliwiania się. Chciałam tylko jego obecności. Niemego zapewnienia, że mimo wszystko jestem dla niego ważna.
Basior jakby czytał mi w myślach,
tylko siedział obok mnie, bez żadnego dźwięku. Po jakimś czasie sama nie
wytrzymałam tej ciszy wokół nas.
- Czego chcesz? – zapytałam zerkając
na basiora. Jego następne pytanie zbiło mnie z tropu. Przytaknęłam niepewnie na
propozycję wilka i czekałam na jego ruch. Szkło wstał powoli i podszedł do mnie
otulając mnie swoim ciałem. Dałam się przytulić, ale nie odwzajemniłam gestu.
Siedzieliśmy tak przez dobrą godzinę, patrząc na bezkres morza i nocnego nieba.
Gwiazdy, mimo że mało widoczne co jakiś czas migały nad nami, jakby chciały nam
przekazać, że nadal tam są. Po godzinie udało mi się uspokoić emocje i myśli.
- Boje się. – zaczęłam powoli.
Basior drgnął na dźwięk mojego głosu. Jego łapa obejmująca mnie musiała już
dawno zdrętwieć, ale on nie ruszył się ani odrobinę.
- Jeśli Cię to pocieszy, to ja też.
– odpowiedział basior po jakiejś minucie.
- Nie pocieszy. – zaśmiałam się lekko
z obecnej sytuacji i jednocześnie poczułam kolejne łzy zbierające się w
kącikach oczu.
- Wszystko się zmieniło odkąd
Talaza odeszła… - powiedziałam nie patrząc się w stronę Szkła. Nie chciałam
widzieć jego wyrazu twarzy jak wypowiedziałam jej imię. – Gdyby nadal tu była,
bylibyśmy przyjaciółmi i żadne z nas nie byłoby teraz w tej sytuacji. Ty byłbyś
szczęśliwy z prawdziwą miłością swojego życia… a ja bym przełknęła fakt, że
nigdy nie poczujesz tego co ja. – To wyznanie było dla mnie trudne. Odkąd się
poznaliśmy ze Szkłem, czułam coś więcej niż tylko przyjacielska sympatię.
Jednak gdy dowiedziałam się o nim i Talazie zdusiłam wszystkie uczucia w
zarodku i po prostu o nich zapomniałam. Jeśli Szkło bym zaskoczony moimi
słowami to dobrze to ukrywał.
- Dlaczego uważasz, że nie czuje
tego co ty? – spytał się basior. W jego głosie usłyszałam lekką urazę.
- Bo jesteś ze mną z litości. I z
braku innego, lepszego wyboru.
- Nie ma innego wyboru. Chce być z
Tobą, bo przy Tobie czuje się jak przy Talazie. – jeśli jego słowa nie miały
nie zranić, to niestety im się nie udało.
- Czyli jesteś ze mną bo Ci ją
przypominam.
- Tak… znaczy Nie. – Szkło
pomachał głową zrezygnowany. – Sam już nie wiem. To wszystko co się teraz
dzieje bardzo mi przypomina wszystkie poprzednie zdarzenia. Wiem jednak, że chce
się Toba opiekować i opiekować się naszymi dziećmi. Lepiej niż dotychczasową
trójką.
Uśmiechnęłam się lekko. No fakt,
Szkło nie wykazał się jak na razie w roli ojca. Jego odpowiedzi były szczere i
była to kolejna rzecz za którą go kochałam. Nie wystarczały mi one jednak. Cały
czas czułam, że popełniłam błąd zgadzając się na ten ślub. I na to dziecko…
Skoro Szkło nie był dobrym ojcem to jak ja mogłam być dobrą matką?
- A co jakby Talaza nadal żyła? –
spytałam chowając delikatnie pysk w łapach.
- Jak to co?
- Pewnie nawet nie zwróciłbyś na
mnie uwagi.
- Talaza nie żyje. – słowa basiora
odbiły się echem w mojej głowie. Ból był słyszalny w każdej samogłosce,
spółgłosce i dźwięku.
-
A jakby żyła? – nie wiedziałam, czemu brnęłam dalej. Miałam wrażenie, że
moja podświadomość chciała, żeby Szkło poczuł ból. Chociaż wiedziałam, że
poczuł już go wystarczająco dużo. Basior zamknął oczy i westchnął ciężko.
- Ale nie żyje Karo. I nawet
jakbym chciał to zmienić to tego nie zmienię. Pozostało mi żyć dalej. Jak
widać, znalazłem już kogoś dla kogo powinienem dalej żyć.
Teraz ja westchnęłam. Łzy
zbierające się od kilku minut zleciały po moich policzkach.
- Przepraszam. Nie powinnam. –
szepnęłam mając wyrzuty sumienia.
- Musiałem to w końcu powiedzieć.
– wilk starł łzy, które znalazły się na jego pysku. – Teraz ty jesteś moją
przyszłością, żono.
Uśmiechnęłam się i wtuliłam głowę
w tors Szkła. Nie wiedziałam jak potoczy się nasza historia. Wiedziałam jednak,
że nieważne co by się stało będziemy się wspierać i opiekować się sobą.
- Dziękuje mężu. – powiedziałam cicho
i zamknęłam oczy by zapamiętać ten moment na zawsze.
<Szkło? :3>
Od Magnusa – ”Rezerwat” cz. 7
Od początku suszy minął niecały rok. Prawie już wyrośliśmy, nasze futro zaczęło się wydłużać, było mniej miękkie. Szczenięcy podszerstek został już w znikomych ilościach. W normalnych okolicznościach nastający dla nas czas byłby ekscytujący. Planowanie ślubu i wesela, zakładanie rodziny… W obecnej sytuacji nie było nam to jednak dane. Każdy wilk w watasze oszczędzał siły. Żadnych treningów, zabaw, alkoholu, nawet seksu. Można było tylko polować, aby zaspokoić głód. Z tym z resztą też zaczynał być problem. Nie byliśmy jedynymi mieszkańcami wyspy, którym brakowało wody pitnej. Lada moment mogło zabraknąć i pożywienia.
Bliźniaczki,
Nina i Mina jako jedyne mogły nadal używać swoich mocy. Codziennie rano
wysączały nam z ziemi porcje wody. Na początku porcje były dwa razy dziennie i
były dużo większe. Mogliśmy nadal normalnie funkcjonować, a panika ustała tak
szybko jak się zaczęła. Gdy jednak po paru miesiącach nadal nie spadła ani
jedna kropelka deszczu, a w grudniu nadal nie spadł ani jeden płatek śniegu,
codzienna dawka wody zaczęła się zmniejszać. Najpierw zaczęliśmy dostawać raz
dziennie. Później porcja zmniejszyła się o jedną czwartą. Od dwóch miesięcy
dostawaliśmy połowę początkowej dawki.. Zaczął się marzec, miesiąc rozpoczynający
powolne odrastanie roślin, budzenie się zwierząt do życia i inne szczęśliwe
początki. Świat jednak nie wydawał się być na to gotowy. Nie tylko zwierzętom
brakowało wody. Rośliny zasuszyły się i nie była to tylko zasługa zimowego
wiatru. Wszystko dookoła było szare i bure. Nawet te bardziej kolorowe
umaszczenia wśród wilków, zdawały się powoli tracić na kolorze.
-
Wszystkiego najlepszego Karo. – powiedziałem uśmiechając się lekko do leżącej
obok mnie wadery – Właśnie stałaś się dorosła.
-
Już nie chce być dorosła. – wyszeptała wadera patrząc się na odległy horyzont,
oddzielający morze od nieba. Często patrzyliśmy w ten bezkres Zdarzało się, że
widzieliśmy smugi nadchodzącej burzy nad morzem,. Nigdy jednak te burze nie dochodziły
do nas. Te pięć krótkich słów, które wypowiedziała Kara, zmieniało cały nasz
pogląd na życie. Jeszcze kilka miesięcy temu nie mogliśmy się doczekać
dorosłości i wiążącymi się z tym przywilejami. Mieliśmy się pobrać właśnie tego
dnia. W drugie urodziny Kary.
-
Choć, pójdziemy po wodę.
Szliśmy
wyczerpani i chorowicie osłabieni. Kolejka do bliźniaczek nie była już długa.
Większość wilków watahy dostała już swoją porcję. Podeszliśmy na sam koniec
kolejki chwiejąc się powoli. Nagle poczułem coś mokrego na grzbiecie.
Podniosłem głowę do góry, nie wierząc własnym przeczuciom. Nie zobaczyłem
jednak tego co spodziewałem się zobaczyć. Niebo było szare i jasne. A deszczu
nadal nie było ani śladu. Przeszedłem kolejne kilka kroków w kolejce.
-
Ej czułeś to? – usłyszałem przed sobą głos jednej z wilczyc. Podniosłem głowę
ponownie i oniemiałem. Szukałem deszczu, a to nie jego powinienem. Dostrzegłem
teraz drobne płatki śniegu spadające w naszą stronę. W kolejce zapanował harmider.
Śnieg dawał możliwość odrodzenia się naszych rzek i jezior. A jeśli nie to
chociaż zwiększenia zasobów wód podziemnych z których korzystaliśmy od przeszło
dziecięciu miesięcy. Spojrzałem na towarzyszącą mi waderę. W jej oczach po raz
pierwszy od miesięcy widać było nadzieję, gdy patrzyła na przyprószone śniegiem
niebo. Odwzajemniła mój wzrok z delikatnym uśmiechem szczęścia. W jej oczach
widać było zbierające się łzy. W tych drobnych gestach odnalazłem część dawnej
Kary.
---
W
ciągu kilku dni śniegu napadało tyle, że mogliśmy się w nim kąpać. Wszystko powoli
zaczynało wracać do normy. Padało przez cały marzec, a gdy śnieg w końcu
stopniał, naszym oczom ukazały się połacie zieleni. Natura powróciła do życia,
tak jak okoliczne rzeki i jeziora. Jeden z największych dotychczasowych
kryzysów w watasze został zażegnany. Po jakimś czasie prawie wszyscy całkowicie
zapomnieli o miesiącach posuchy. Niestety jedną z osób, która nie zapomniała
była Kara…
-
Karou. – zacząłem patrząc na ukochaną, która zwyczajowo stała na szczycie
najwyższego klifu i patrzyła w nieznaną dal.
-
Tak Magnusie?
-
Czy zechciałabyś zostać moją żoną?
-
Czy chciałabym? – wadera spojrzała na mnie. – Tylko do czego nam to potrzebne? –
spytała, a mi słowa uwięzły w gardle. – Nie jest dobrze tak jak jest?
-
O… oczywiście, że jest. – powiedziałem po kilku minutach. – Ale
-
Ale tak wypada. Wiem Magnusie. – Wadera odwróciła się w moją stronę i usiadła
przede mną. Patrzyła mi w oczy z nieukrywaną miłością.
-
Przecież zawsze chciałaś zrobić to jak trzeba.
-
Może i chciałam, ostatnio jednak zmieniłam trochę myślenie.
-
Poznałaś kogoś. – to było bardziej stwierdzenie niż pytanie. Wadera zaśmiała
się wręcz szyderczo.
-
Nie mój miły… Dobrze. Jeśli Ci tak bardzo zależy to tak. Wyjdę za Ciebie. –
westchnęła Kara i zaczęła schodzić z klifu. – Tylko szybko Kochany. I przygotuj
wszystko, nie mam ochoty się tym zajmować.
Wilczyca
zniknęła pomiędzy drzewami a ja stałem na szczycie klifu nie wierząc w to co
się stało. Zyskałem to co chciałem, jednak czułem się jakbym coś przegrał.
<CDN>
piątek, 30 października 2020
Od Nuit Calme CD Paketenshiki
Od Naoru CD Alkestis
Od Ceres'a CD Alkestis
Od Szkła CD Kary - "Zwrócone życie"
Nowa para!
Od Kary CD Szkła - "Zwrócone życie
Etain wyjątkowo dobrze wszystko przyjęła. Gdy Szkło wytłumaczył jej co trzeba, medyczka uparła się, żeby nadal sprawdzać mój stan zdrowia. Basior oznajmił, że jeszcze następnego dnia się pobierzemy i idzie rozpocząć przygotowania. Pod pretekstem małej ilości czasu zostawił mnie w obecności niezbyt miłej medyczki. Opieprz za trening nie był duży, ale wadera przestrzegła mnie przed zbyt szybkim „stawaniem na nogi”. Ciało mogło być na to gotowe, ale umysł już nie. Jeszcze tego brakowało, żebym dostała padaczki, czy czegoś podobnego.
- No dobrze. Wszystko jest już
prawie w normie. – powiedziała Etain kończąc badanie. – Powiedz tylko Szkłu,
żeby za bardzo się nie śpieszył… znając jego mogłoby się okazać, że już jesteś przy
nadziei.
- A no tak - jęknęłam lekko. – A
tak teoretycznie miała zaraz zajść… - zaczęłam a wadera spojrzała na mnie
wzrokiem mogącym zabić. - … to co by się stało?
- Nie mam pojęcia. Jednak po
ostatnim wolałabym nie ryzykować. Nic fajnego witać nowe szczeniaki w żałobnej
atmosferze.
Oczy prawie wyszły mi z orbit. Czy
ona właśnie? A zresztą nieważne… jeśli do czegokolwiek dojdzie to moje ciało
będzie wiedziało czy jest gotowe na ciąże. Prawda?
- A i żadnego picia dzisiaj.
Osłabi Cię to tylko jeszcze bardziej. Pamiętaj, że tam będę. Mogę Cię obserwować.
Z ust medyczki brzmiało to prawie
jak groźba. A może nią było?
Przygotowania do ślubu i wesela
były szybkie, trochę chaotyczne, ale z pomocą mojej duszy organizatorki udało
nam się wszystko dopiąć na ostatni guzik. Prawie każdy wilk w watasze dodał
swoją cegiełkę do tego przedsięwzięcia. Sama ceremonia była szybka, ale piękna.
Taka jaką sobie wymarzyłam. Tylko, że Szkło przycichł zaraz po niej. Na
początku myślałam, że po prostu był głodny, albo przygotowania go zmęczyły.
Jednak gdy jedliśmy obok siebie, w ciszy, czułam, ze coś jest nie tak. W końcu
zaledwie kilkanaście miesięcy temu zmarła jego poprzednia partnerka. Z która
ślub był równie szybki i chaotyczny jak ten. Nawet mi wlatywały do głowy
wspomnienia tego niezapomnianego szczęśliwego dnia. Ale czy nadal były to szczęśliwe
wspomnienia?
Już chciałam coś powiedzieć,
poprosić Szkło na chwile sam na sam. Przeszkodził mi jednak wstawiony już
Agrest, który ni stąd ni zowąd wpadł pomiędzy nas mamląc coś jęzorem. Spojrzałam
na Szkło i zaśmiałam się wraz z nim. Kilka sekund później brat mojego męża
<oh… cudownie to brzmi> zawołał do nas całą zgraje wilków, którzy
otoczyli nas i rozpoczęli serenadę składania życzeń. Uśmiechałam się i dziękowałam
wraz ze Szkłem, dopóki nagle nie zrobiło mi się słabo. Otaczające mnie wilki zaczęły
wirować, a ja czułam się jakbym zaraz miała się wznieść w górę, lewitując.
Zamiast tego, usunęłam się na siedzącego obok mnie Szkło i straciłam przytomność.
---
- To standardowa reakcja
organizmu przy niedotlenieniu. – usłyszałam głos Etain.
- To na pewno tylko to? –
zatroskanie w głosie mojego nowego męża rozczuliło mnie. Otworzyłam powoli oczy
i podparłam się na łapie. Leżałam spory kawałek od wszystkich. Pewnie Etain tak
zarządziła, żebym odzyskała dostęp do tlenu.
- Ni, nie tylko. – odezwała się
biało czarna wadera stojąca obok Etain. Nie znałam jej jeszcze dobrze bo była
nowa w watasze. Dołączyła w chwili gdy ja byłam… niedysponowana. – To całkowicie
normalne biorąc pod uwagę jej stan, nie mówiąc o ciągłym osłabieniu organizmu.
- Jaki stan? Myślałem, że jest
tylko osłabiona.
- Nie, Kara jest też w ciąży. –
słowa położnej wbiły mnie w ziemie. Czy byłam na to gotowa? Absolutnie nie. Serce
zaczęło mi walić jak oszalałe. Czy naprawdę w tej chwili rośnie we mnie
dziecko? Albo dzieci?
- Słońce. Karo. – z tego wszystkiego
nie zauważyłam nawet jak do mnie podeszli. Szkło wyglądał na zmartwionego, po
raz kolejny. Czy on kiedyś przestanie się martwić!? Wiedziałam co myślał. Przez całe wesele i ślub pewnie też myślał o
niej. Nigdy nie będę dla niego dość dobra, a dzieci które nosiłam nie powinny
się wydarzyć tak wcześnie. Nie przy moim stanie, nie na tak wczesnym etapie. Wstałam
powoli, czując się obserwowaną przez wszystkich. Jęcząc cicho z wysiłku i osłabienia
odwróciłam się i zaczęłam odchodzić bez słowa.
- Karo! – krzyknął za mną Szkło.
- Zostawcie mnie! – odkrzyknęłam mu
i pobiegłam czując napływające łzy do oczu. To nie tak miało wyglądać! Powinnam
być jedyna. Jedyną miłością i największą miłością, a nie jakąś rudą podróbką.
Płacząc skierowałam się w stronę jedynego uspokajającego mnie miejsca. Na
plaże.
<Szkło? Draaamaaa>
Od Kary – 7 trening szybkości i zwinności
Po krótkim odpoczynku na wysuszonej ziemi, postanowiliśmy znaleźć jakiś wodopój. Skierowaliśmy się do Polany Życia i przysiedliśmy na chwile przy jeziorze. Okoliczne zwierzęta buszowały w zaroślach i pomiędzy drzewami. Ptaki śpiewały, ryby wyskakiwały co jakiś czas z wody jakby chciały się z nami przywitać. Wszystko wyglądał pięknie i aż nie mogłam się nadziwić, że żyje w tym miejscu.
- To co teraz robimy? – spytał Szkło,
gdy już zaspokoiliśmy pragnienie.
- Może wspinaczka? –
zaproponowałam patrząc na wysokie góry w oddali. Basior zgodził się bez
entuzjazmu. U szczytu góry widziałam wahanie w oczach wilka. Wiedziałam, że
zręczność nie jest jego najmocniejszą stroną, ale byłam pewna, że nadrabiał
siłą i wytrzymałością. Zaczęliśmy się wspinać powoli na szczyt. Szłam pierwsza,
a Szkło szedł moim śladem. Co jakiś czas trzeba było przeskoczyć z półki na
półkę, z czym ja nie miałam żadnego problemu. Basiorowi też ostatecznie udało się
dojść na samą górę. Zdyszani spojrzeliśmy na otaczający nas krajobraz. To było
idealne zwieńczenie tego treningu.
Gratulacje!
Od Kary – 6 trening szybkości i zwinności
Po tym jak kilka razy pokonałam tor przeszkód, przyszła kolej na Szkło. Jego kondycja była o wiele lepsza. Udało mu się szybko dojść do siebie po czasie żałoby. Podziwiałam go, że udało mu się z tego wyjść. Ja za każdym razem gdy traciłam kogoś z rodziny chowałam się w sobie na miesiące. Magnus zawsze mówił, że bywałam wtedy weselsza. Ukrywałam w sobie złe emocje. Prawdopodobnie zostało mi tak do teraz, ale w tym momencie czułam czyste szczęście. Szkło skończył tor dużo szybciej niż ja. Na koniec postanowiliśmy się zmierzyć w wyścigu. Tor był wystarczająco szeroki byśmy mogli pokonywać go w tym samym czasie. Dostałam tą łatwiejszą stronę, ale i tak czułam, że moja przegrana była pewna. Zaczęliśmy na sygnał i ruszyliśmy do przodu. Przez pierwsze minuty szliśmy łeb w łeb, ale po jakimś czasie basior zwolnił. Dobiegłam do końca jako pierwsza, z minimalną przewagą nad Szkłem. Uśmiechnęłam się, ale nie ze względu na zwycięstwo. Rzuciłam się na basiora ze śmiechem.
- Dałeś mi wygrać! – krzyknęłam udając
obrażoną i stojąc na leżący pode mną wilkiem.
- Niczego mi nie udowodnisz! –
wypierał się Szkło i przewalił mnie na bok, tak żebym też leżała. Westchnęliśmy
oboje z wysiłku.
Od Kary – 5 trening szybkości i zwinności
Po rozgrzewce postanowiliśmy zjeść, żeby mieć siłę na dalszy wysiłek. Wbiegliśmy w las i wytropiliśmy trochę większą zwierzynę. Trafiło na prawie dorosłego jelonka. Zagoniliśmy go na w stronę plaży i tam Szkło dobił go jednym skokiem. Przy posiłku czułam się cudownie. Byliśmy świeżym małżeństwem i czułam, że to była najlepsza decyzja jaką podjęłam w życiu. Gdy nasze żołądki były pełne, skierowaliśmy się w stronę stepów. Tam z pomocą kilku krzewów, drewnianych kłód, patyków i innych rzeczy jakie udało nam się znaleźć, zrobiliśmy tor przeszkód. Gdy zaczęliśmy trening, wszystko szło gładko. Szło mi lepiej niż poprzedniego dnia i coś czułam, że to nie była tylko moja zasługa. Obecność Szkła jakby dodawała mi skrzydeł. Nie chciałam też wyjść na słabą. Musiałam mu pokazać, że nie potrzebuje jego opieki tak bardzo jak myśli. Omijałam więc przeszkody w różny sposób, mając uśmiech na pysku i widząc wzrok Szkła na moim futrze. Dawno nie czułam się tak dobrze.
czwartek, 29 października 2020
Od Kary – 4 trening szybkości i zwinności
Obudziłam się dość wcześniej. A raczej zostałam obudzona.
- Karo! – krzyknął Szkło wpadając
jak piorun do mojej jaskini. Otworzyłam oczy przestraszona i od razu spytałam
co się stało.
- Wszędzie Cię szukałem. Już
myślałem, że znowu cię porwali. – powiedział nadal upojony emocjami. Usiadł
obok mnie i przywitał się czule.
- Musiałam chwile pobyć sama… -
westchnęłam nadal zaspanym głosem. – Trochę potrenować.
- Etain nie będzie zadowolona.
- Jakoś mnie to nie obchodzi. –
szepnęłam z szyderczym uśmiechem. Basior uśmiechnął się lekko, ale nadal wyglądał
na zmartwionego.
- OOo… nie martw się o mnie! –
jęknęłam przytłoczona opieką. – Jeśli chcesz możesz potrenować ze mną.
Ostatnie słowa wywołały uśmiech
na jego pysku. Wyszliśmy wspólnie na plaże i zaczęliśmy truchtem przemierzać
połacie piachu. Szkło był bardzo silny, jego wytrzymałość była nieporównywalna
do nikogo. Szybkość jednak nie była jego mocną stroną, więc nie było problemu z
bieganiem tuż obok siebie. Rozgrzewka minęła nam w bardzo przyjemnej
atmosferze.
Od Kary – 3 trening szybkości i zwinności
Moje futro zaczęło dość szybko się wysuszać. Obrobione mięso ładnie się przyrumieniło na ogniu, wydobywając z siebie cudowny zapach. Zjadłam powoli, delektując się, swój obiad i dosuszyłam mokre futro. Gdy czułam się już wystarczająco zregenerowana i najedzona, wróciłam do treningu. Przebiegłam się truchtem na plaże. Ominęłam swoją jaskinię i zaczęłam bieg na szybkość po chłodnym piasku. Biegłam z dala od fal i wody, żeby ponownie nie pobrudzić futra i nie zmarznąć tak jak wcześniej. Bieg podgrzał moje zastałe mięśnie do czerwoności. Czułam się jak ryba w wodzie, jakbym po wielu latach bezczynności w końcu zaczęła działać. Zimny wiatr smagał moje futro i czułam, że mogłabym nawet unieść się ponad ziemię. Osłabienie dopadło mnie nagle i prawie od razu. Zatrzymałam się dysząc i czując krew bulgoczącą mi w głowie. Usiadłam, żeby nie upaść i nie stracić przytomności. Gdy chwile odetchnęłam, udało mi się przejść kawałek do swojej jaskini. Jeszcze nie uzgodniliśmy ze Szkłem gdzie będziemy wspólnie żyć. Nie miałam jednak siły teraz go szukać. Położyłam się w środku jaskini i zapadłam w głęboki, uzdrawiający sen.
Od Admirała - "Taniec z Aniołami", cz. 3
Od Kary – 2 trening szybkości i zwinności
Po wyczyszczeniu ognistego futra przysiadłam na kamieniach taczających wodospad i w ciszy obserwowałam naturę. Wcześniej nigdy tego nie robiłam, ale po przebudzeniu ze śpiączki bardziej zwracałam uwagę na otaczająca mnie faunę i florę. Właśnie, Flora. To prawdopodobnie jej cząstka, której użyła, żeby mnie przywrócić do życia. Albo raczej przywrócić mój mózg. Po jakimś czasie kontemplowania przyrody zgłodniałam. Skierowałam się na Polanę Życia, żeby upolować coś na obiad. Musiałam zjeść coś ciepłego, bo czułam, że futro zaczynało powoli przymarzać mi do skóry. Chłodny wręcz zimowy wiatr wywoływał w moim ciele dreszcze. Truchtałam w miejscu by się rozgrzać. Upatrzyłam niewielkiego zająca mającego problem z tylną łapą. To jedyna ofiara jaką w obecnym stanie mogłam złapać. Poprułam do przodu czując przypływ adrenaliny. Bolącą wcześniej łapę zdążyłam już rozchodzić, więc biedny zając nie miał ze mną szans. Jego ucieczka była jednak spektakularna i pogoń zajęła mi dłużej niż myślałam. Gdy udało mi się w końcu złapać obiad, wróciłam z nim nad wodospad i rozpaliłam ogień, żeby zacząć się ogrzewać.
Od Kary – 1 trening szybkości i zwinności
Nie przestrzegając zasad Etain, dotyczących trenowania, postanowiłam dać sobie mocny wycisk. Po weselu, które tak skrupulatnie zaplanowałam w JEDEN DZIEŃ, byłam jeszcze bardziej osłabiona. Nie mogłam sobie pozwolić na ciągłą opiekę Szkła. Może i byliśmy teraz małżeństwem, ale poleganie na innych nigdy nie było moją mocną stroną. Opuściłam polanę weselną z samego rana. Nie mogłam dużo pić, w związku ze swoim stanem, więc czułam się nawet wypoczęta. Wbiegłam między gęste drzewa wymijając je slalomem. Starałam się utrzymać prędkość bez wpadania w przeszkody, ale niestety koordynacja mózg-ciało nadal mocno szwankowała. Wpadałam więc w kolejne drzewa i krzaki przewracając się co rusz. Po dwóch godzinach wyglądałam już jak po bijatyce z kilkoma wilkami na raz. Nie mogłam pozwolić by ktoś mnie taką zobaczył i posłał do Etain. Dlatego od razu, lekko kulejąc od jednego z upadków, skierowałam się do jednego z wodospadu przy górach. Obmyłam się i napoiłam. Zrobiłam to tak szybko na ile byłam w stanie. Zimna i oblepiająca mnie wokół woda zawsze mnie trochę przerażała.
środa, 28 października 2020
Od Ry'a - "Poszukiwanie" cz.3
Od Szkła CD Kary - "Zwrócone życie"
Od Kary CD Szkła - "Zwrócone życie"
Czy on? Czy on naprawdę? AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA no nie wierzę! Gdyby to było teraz stosowne to poskakałabym trochę z radości, ale coś czułam, że mogłoby to być źle odebrane. Milczałam więc, ukrywając ekscytację, która swoją drogą aż odebrała mi dech w piersi. Jeśli coś takiego mnie tak męczyło, to ten ciągły brak ruchu mógł mnie szybko wykończyć. Szkło patrzył na mnie z wyczekiwaniem, a ja aż nie mogłam powstrzymać uśmiechu. I płaczu. Płaczu ze szczęścia i jednoczesnego smutku na wspomnienie Talazy. Na tym etapie ekscytacja przerodziła się w strach i zakłopotanie. Musiałam i chciałam wierzyć, że przyjaciółka cieszyłaby się z naszego wspólnego szczęścia, ale czy na pewno? Nie chciałabym robić niczego wbrew jej woli, nawet po jej przykrej i nagłej śmierci. Myśli kołatały mi w głowie, tysiące rozwiązań, wspomnienia, odpowiedź na pytanie burego basiora tworzyły istny labirynt bez wyjścia. Powiedzieć po prostu tak? Może jednak nie powinnam się zgadzać, żeby nie psuć naszej przyjaźni? A może dać sobie czas na zastanowienie?
- Jeśli potrzebujesz więcej
czasu, to rozumiem… - zaczął Szkło. OHO zaczyna się czytanie w myślach. I kto
tu mówi, że nie ma żadnych mocy coo!? – Zrozumiem też jeśli się nie zgodzisz,
wiem że trochę się pośpieszyłem. W końcu tyle się działo w Twoim życiu
ostatnio, znaczy może nie tyle bo byłaś w śpiączce ale..
Basior wyjątkowo zaczął się plątać
w zeznaniach. Przestałam go słuchać, uciekając w swoje niepoukładane myśli. Czy
Szkłu na pewno chodzi o wspólne życie jako… pary? Jako mąż i żona? Tak, że z
dziećmi i… no wiecie *mówi szeptem* seksem!? Może chodzi mu po prostu o
najbliższą przyjaźnią jaką mogą dzielić wilki? Z resztą kogo ja oszukuje!
Dokładnie wiem o co mu chodzi, ale boje się tego jak wściekła! No bo przecież
ja nigdy…
- W każdym razie naprawdę
zrozumiałem ile dla mnie znaczysz. – zakończył Basior trochę przydługi monolog.
- Szkło. – zaczęłam w końcu
pomimo niemałego przerażenia. – Myślę, że powinieneś już iść. – powiedziałam starając
się zdobyć na lekki uśmiech. – Może umówmy się jutro rano pod jaskinią
medyczną, dobrze?
Wilk wstał powoli, jakby słowa
dochodziły do niego z opóźnieniem.
- Dobrze. Będę na Ciebie czekał. –
odszedł ze spuszczoną głową, mamrotając coś do siebie w gniewie. O nieeeee.
Teraz myśli, że chce u odmówić. Czy chce? NIE! Oczywiście, że nie chce! To
spełnienie moich marzeń <marzeń sprzed 24h, ale kto by to liczył>. Tylko,
że wszystko stało się tak szybko. Nie wiem czy jestem na to gotowa. A może tak
naprawdę nadal jestem w śpiączce i to wszystko to tylko wyśniony przeze mnie
sen. Albo lepiej! Stworzona przez mój mózg rzeczywistość na sekundy przed
wyzionięciem ducha. Cokolwiek by to nie było, wiedziałam że i tak musiałam
odpowiedzieć Szkłu. Wyśniony czy nie zasługiwał na jasną sytuację!
Dobra skoro i tak o śnie mogłam
zapomnieć, to postanowiłam zrobić mały obchód po Watasze. Może i moje stanowisko
stróża zostało na jakiś czas zawieszone, ale czułam że muszę się czymś zająć.
Spacerowałam więc w słabym świetle księżyca, przeszukując własny umysł w celu
znalezienia odpowiedzi. Dlaczego uczucia były takie trudne? Miałam wrażenie, że
dla wszystkich innych to było jasne od razu. Szkło z Talazą, Magnus z Tiską
<swoją drogą nadal nie wiedziałam co się u nich od******liło i czemu mnie
tak unikają>, nawet MUNDUS, ta zakała całej ziemi, stworzył w miarę szczęśliwy
związek z Wroną. Dlaczego więc ja, mimo że wiedziałam czego chciałam, nie
mogłam zdać się na głos własnego serca? Od zawsze wszystko planowałam…
wiedziałam czego chce od życia i kiedy chciałabym to zdobyć. Najwyraźniej
związek w tym momencie, nieplanowany, nie był tym czego chciałam. No właśnie
nie chciałam tego, ale teraz chce. Chyba nie powinnam słuchać przeszłej mnie,
prawda?
Patrzyłam na otaczający mnie
świat. Pogrążony w mroku, w błogim śnie. Wszystko wydawało się prostsze w
snach. Zwierzęta zaszyły się pomiędzy drzewami, w ściółce, w krzakach i innych miejscach,
na spokojny, odświerzający umysł sen. Pewnie sam powinnam się przespać, ale
czułam, że natłok myśli i chęć rozplanowania wszystkich możliwych scenariuszy
mi na to nie pomoże.
Nawet nie wiedziałam kiedy
znalazłam się z powrotem przy swojej jaskini. Słońce zaczęło już wschodzić, ja
nadal nabuzowana i emocjonalnie nakręcona, skierowałam się prosto do jaskini
medycznej. Nie było sensu tego przedłużać skoro wiedziałam już czego dokładnie
chce. Jak mogłam się spodziewać, płowy basior czekał już na mnie przed jaskinią
Etain. Wyglądał, krótko mówiąc, koszmarnie.
- Też nie mogłeś spać? – spytałam
i zaśmiałam się. Basior odwzajemnił uśmiech.
- Aż tak widać? – westchnął. –
Wal Karuś. – powiedział z siłą w głosie. – Jestem gotowy na wszystko co masz!
- Jesteś pewny? – powiedziałam przybliżając
się do basiora i uśmiechając się wymownie. Nie byłabym sobą jakbym go nie
podpuściła…
- Tak myślę. – zająkał się
Obeszłam szarego dookoła uważnie
go obserwując. Jego zdenerwowanie było wręcz namacalne.
- A jeśli Ci powiem..
- Tak? – pośpieszał mnie. No nie
ładnie tak poganiać, Śledczy Szkło.
- … że bardzo chętnie…
Szkło wciągnął powietrze do płuc
gdy mój pysk znalazł się obok jego ucha. Z każdym kolejnym słowem ściszałam
głos dla lepszego efektu.
- ...spędzę z Tobą lata życia jakie jeszcze są mi
dane? – Na ostatnie słowa patrzyłam mu głęboko w oczy. Nasze pyski dzieliły już
tylko milimetry.
<Szkło?>
Od Pakiego CD. Yira - "Projekt Różowego Słońca" cz.6
Obietnica, którą złożył Paketenshika, wydawała się niemal niemożliwa do dotrzymania. Jak znaleźć miejsce na świecie dla kogoś stworzonego z winy nauki? Nie potrzebował jeść ani pić, tym samym nie mógł stać się częścią ekosystemu. Nie mógł wrócić do ludzi i im służyć, to by było podłe i haniebne. Co innego mógłby robić? Zostać w jednym miejscu i służyć za ozdobę świata? Nie, musiało istnieć jakieś zajęcie. Jakaś praca albo powołanie, którym mógł się zająć. Jeśli nie dadzą rady po dobroci, znajdą coś na siłę. Zuva zawsze może pomagać w watasze, co nie?
Rudy wychowanek lisów wstał i zaczął krążyć po polanie, zastanawiając się nad dostępnymi opcjami. Nie było ich wiele, ale coś po prostu musieli wymyśleć. Być może umiejętności Zuvy się przydadzą… Mógłby sprowadzać mgłę podczas polowania, by wilkom łatwiej było polować albo walczyć z agresywnymi watahami. Tylko tutaj pozostawała sprawa Agresta, który niekoniecznie może chcieć mieć wśród swoich wielkiego, łysego, humanoidalnego kota o boskich właściwościach.
Innym wyjściem zdawała się być posada ochroniarza terenów watahy, co Zuva mógłby robić bez wiedzy szarego alfy Watahy Srebrnego Chabra. Jednak co się stanie, jeśli ktoś spoza tej konspiracji dowie się o istnieniu Myuu.2? Na pewno w pierwszym momencie się wystraszą, ale co zrobią dalej? Będą agresywnie nastawieni, czy przyjmą to dziwaczne stworzenie jak nieco zdeformowanego brata? Trudno było stwierdzić. Nie warto tyle ryzykować.
– Znajdziemy bezpieczne schronienie i tam zastanowimy się, od czego zacząć – zadecydował. – Powinniśmy wypróbować wszystkie możliwe opcje, ale musimy zacząć po kolei. Nie ma sensu się spieszyć.
Yir i bladoróżowy kotowaty zgodnie kiwnęli głowami. Paki był w tym momencie tak naprawdę jedyną osobą, która miała jakikolwiek plan, więc po prostu musieli na to przystać. Oby ten plan gdzieś ich zaprowadził, bo inaczej będzie nieciekawie.
– Nie ma sensu się spieszyć na co? – znajomy głos odezwał się spomiędzy drzew otaczających spaloną polanę.
Charakterystyczna biała wadera, którą Paketenshika świetnie znał od lat, spokojnym krokiem zmierzała w ich stronę. W aurze Zuvy dało się wyczuć zmianę w postaci napięcia, co zapewne oznaczało, że jest gotowy zaatakować przybyszkę w każdym momencie. Pomocnik medyka w grzywce wciągnął ze świstem powietrze. Tylko rudzielec czuł utratę panowania nad światem, jakby ktoś go rzucił książką wielkości Biblii w głowę, a ziemia przy okazji wyraziła chęć zjedzenia biednego wilka. Krew zmroziła mu się w żyłach, powodując aż chwilową utratę słuchu, co zdecydowanie było nieprzyjemnym doświadczeniem. Teraz to chętnie wyszedłby z siebie, stanął obok i poszedł na spokojny, niczym nie zmącony spacer. Pewnie każdy ojciec by miał taką reakcję.
Bo oto szła ukochana córka o czarnych, długich włosach z niebieskimi pasemkami, Alkestis. Jak zwykle opanowana, w jej ametystowych oczach widniało zrozumienie zamiast spodziewany od każdego innego wilka niepokój. Równowaga, jaką promieniowała, zdawała się działać nawet na Różowe Słońce, który odpuścił sobie pozycję obronną… a przynajmniej stan umysłu o takowej świadczący.
– Tisia! Co ty tu robisz? – Paki przyskoczył do swojej córeczki, z przyzwyczajenia ją obwąchując, czy nic jej nie jest. Siedzący niedaleko Zuva podniósł jedną z łysych brwi. Yir być może też.
– Powiedziałeś, że idziesz tylko szybko sprawdzić, co się stało. Nie wróciłeś. Zmartwiłam się. – Spojrzała na oddalonego kawałek różowego kota. – Znaleźliście go tutaj?
– Ta… Słuchaj, nikt nie może o nim wiedzieć, jasne? Przynajmniej nie teraz. Wiem, że umiesz dotrzymać tajemnicy i dlatego proszę, nie mów nikomu o Zuvie. Jeszcze nie.
– Jasne, tato, spokojnie. Nikt się nie dowie.
Uśmiechnęła się do niego tak uroczo, że aż zrobiło mu się głupio. On sam tak panikuje, a ona wcale się tym nie przejmuje. Pewnie nikomu innemu nie przyszło do głowy za nimi iść, co miałoby mnóstwo sensu. A Tisi można całkowicie zaufać. Powinien się uspokoić.
– To mamy dodatkowego wilka do pomocy? – Atramentowy basior wreszcie się podniósł, okazując większe zainteresowanie obecną sytuacją niż przed chwilą.
– Nie. Alkestis wraca do domu. Nie powinna się w to mieszać.
– Podobno jej ufasz?
– Martwienie się nie ma nic wspólnego z zaufaniem!
Pomocnik medyka wzdrygnął się na podniesiony ton zazwyczaj spokojnego rudzielca. A no tak, święta zasada Watahy Srebrnego Chabra. Nie wchodź między Pakiego a jego córkę. Nawet nie waż się komentować ich relacji, bo skończysz nabity na pal. Albo jak sobie jeszcze w miarę zasłużysz to jako wycieraczka przed wejściem do nory. Już niektórzy członkowie watahy przed tym ostrzegali. Podobno Mundus naskrobał sobie najbardziej. Miał skończyć jako rosół.
Paki otrząsnął się z emocji jak z wody i zwrócił z powrotem do Alkestis. Już był spokojniejszy. Obecność córki zawsze na niego zbawiennie wpływała.
– Wrócisz do domu i jakby ktoś coś pytał, powiedz, że jeszcze szukamy, bo nie ma żadnych śladów. A w razie czego improwizuj. Wierzę w ciebie. – Dał jej ojcowskie buzi w czoło. – Dasz radę. A teraz idź.
Wadera kiwnęła głową, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła drogą powrotną do watahy. Rudy nie martwił się, że trafi. Właściwie wcale się o nią nie martwił, kiedy już wyszła z zasięgu mocy Zuvy. W razie, gdyby kot zmienił zdanie na temat ich dziwnej współpracy.
Trójka facetów, jaka została na polanie, postanowiła bez dalszego zwlekania poszukać jakiegoś dobrego schronu. Myuu.2 wzniósł się w powietrze za pomocą niezbyt powszechnej lewitacji, co wywarło na Yirze takie wrażenie, że na nowo przytulił się do rudego towarzysza. Paketenshika tylko spojrzał na ten widok z niepokojem, jednak szybko postanowił się tym nie przejmować. Im mniej cię obchodzi, tym lepiej śpisz. Złota zasada.
Znaleźli jaskinię, w miarę ukrytą między krzewami oraz dostatecznie dużą, by zmieścił się w niej Zuva. Tam chcieli w ciszy i spokoju przegadać obecną sytuację.
Tylko, że Paki znalazł w niej gitarę. A on umie grać na gitarze.
<od strony Yira poleci piosenka, bo nie chcę tak przedłużać>
wtorek, 27 października 2020
Od Flory CD Etain - "Porywy"
Pokiwałam głową, ty samym zgadzając się na powierzone mi zadania. Mina jednak zrzedła mi trochę, a nagłe zmiany w zachowaniu medyczki zrobiły mi mętlik w głowie. Chciałam móc pomóc jej bardziej niż tylko sprzątając bałagan. A do tego nagła wzmianka o awansie, mojego pierwszego dnia jako jej pomocnicy. No błagam! Co to się wyrabia? Nie żebym się nie cieszyła, że ceni sobie moje moce, ale nie po to je miałam, żeby tylko sprzątać. Czy tak to tutaj działa? Motywują Cię miłymi słowami i awansem, a później każą sprzątać własne brudy? Jednak, jeśli chcę, żeby Etain mnie polubiła i może bardziej otworzyła swoje zamknięte serduszko na moją osobę, to muszę słuchać jej zadań i pokornie je wykonywać. Zaczęłam więc sprzątać pobojowisko jakie medyczka zdążyła od rana urządzić.
Po jakiejś godzinie sprzątania,
jaskinia wyglądała już w miarę przyzwoicie. W momencie gdy miałam podejść do
Etain, która akurat sprawdzała stany pacjentów, aby spytać jej co mam robić
dalej, do jaskini przyszedł nowy chory. Wyprułam do przodu jak strzała, po
kilku sekundach będąc przy nowym pacjencie. Spytałam się o jego objawy, ale po
stanie jego skóry i prześwitach w sierści już wiedziałam co się z nim działo. Wskazałam
mu miejsce w głębi jaskini, gdzie będzie miał swoje posłanie. W tym czasie
podeszła do mnie Etain.
- Ja się nim zajmę. Ty skończ
sprzątać i skocz po wodę dla chorych. – rozdziawiłam pysk, chcąc cos powiedzieć,
ale powstrzymałam się w ostatniej chwili. Skutkiem tego była moja rozdziawiona
w niemym zdziwieniu buzia.
- Coś się stało? – spytała Etain
patrząc na mnie spode łba. Otrzepałam się szybko i uśmiechnęłam miło do wadery.
- Nie, wszystko w porządku.
Gdy wilczyca odeszła, westchnęłam
cicho. Uporządkowałam ostatnie przedmioty i śmieci jakie udało mi się jeszcze znaleźć
i wyszłam na zewnątrz. Słońce zaszło już jakiś czas temu, co od razu
przypomniało mi o ostatnim rozporządzeniu Agresta. Nie mogłam jednak zostawić
chorych bez wody… Etain najwyraźniej zapomniała o obostrzeniach przez nawał
pracy. Nie mogłam jej winić, a już na pewno musiałam wykonać powierzone mi
zadanie. Drewniane wiadro, pewnie znalezione niedawno w pobliskiej wiosce
ludzi, nie było zbyt mocne, ale dawało radę utrzymać w sobie dość sporą ilość
wody. Ruszyłam w las, w stronę jednego ze źródeł wody pitnej. Dość szybko udało
mi się napełnić pojemnik i skierować się w drogę powrotną.
- A kto to nie w jaskini po ciszy
nocnej? – usłyszałam znajomy głos w środku lasu. Odwróciłam się i zobaczyłam
jak zza drzewa wychodzi Kara.
- Jaa… muszałam iszcz po wodze. –
powiedziałam sepleniąc przez rączkę wiadra w pysku. Wadera zaśmiała się cicho i
ruszyła w stronę jaskini medycznej.
- Chodź odprowadzę Cię. – powiedziała
w końcu a ja poszłam z nią. – Musze powiedzieć Szkło, żeby ustawił kogoś przy
jaskini Etain. Musicie mieć kogoś kto będzie was odprowadzał jak będziecie
wychodzić w nocy… w końcu bycie medykiem nie zna dnia ani godziny.
Uśmiechnęłam się oczami do wadery
i kiwnęłam nieznacznie głową. Gdy doszłyśmy do jaskini, Kara zostawiła mnie,
ale obiecała zająć się wartą przy medykach jak najszybciej będzie mogła. Weszłam
do środka i postawiłam wiadro przy ścianie jaskini. Nabierając wodę do
kolejnych głębokich muszelek, rozprowadzałam ją po pacjentach. Etain
oporządzała dalej chorych nie do końca zwracając na mnie uwagę. Wyglądała na
mocno skupioną ale bardzo zmęczoną jednocześnie.
- Może idź się prześpij. –
powiedziałam podchodząc do wadery.
- Nie muszę, doskonale daje sobie
radę.
- Nie dajesz. – Etain spojrzała
na mnie groźnie, a ja wycofałam się nieznacznie. – Znaczy… rodzisz sobie
oczywiście. Jednak lepiej, żebyś się przespała. Czuje, że Twój organizm jest
przemęczony i potrzebuje staje się coraz słabszy. – Etain spojrzała mi w oczy,
tera już nie z groźbą w oczach, ale z jakby… zaciekawieniem. – Brakuje nam
teraz tylko tego, żebyś sama zachorowała na tą przebrzydłą chorobę.
Ostatnie słowa w końcu dotarły do
upartego serca medyczki. Westchnęła cicho i zanim poszła się położyć w swoim
ugniecionym kącie, powiedziała mi na co zwracać uwagę w nocy, jak będę pilnować
chorych.
- Tylko pamiętaj, jak tyko będzie
się coś działo masz mnie obudzić.
- Tak jest szefowo! – uśmiechnęłam
się i zasalutowałam. Wadera zdobyła się na lekki uśmiech i odeszła.
Moja nocna warta przedłużała się
i wydłużała jak tylko mogła. Walczyłam ze sobą by nie zamknąć na chwile oczu,
bo wiedziałam, że skończy się to zaśnięciem. Obserwowałam więc wszystkich
chorych. Od początku rzuciło mi się w oczy, że jedna z młodych wader nie spała.
Po jakimś czasie podeszłam do niej, żeby zagadać.
- Czemu nie śpisz? – spytałam szeptem,
żeby nie obudzić innych pacjentów. – Musisz odpoczywać, żeby szybko wydobrzeć.
- Zwykle nie śpię w nocy. – odpowiedziała
tajemniczo wadera. Wydawała się dość zawstydzona i pamiętałam, że w dzień miała
duży problem z uspokojeniem silnych emocji. Nie wiedziałam z czego to wynikało,
ale nie musiałam wiedzieć. Mogłam jednak zrobić jedną rzecz. Wystawiłam jedną
łapę do przodu i stabilnie położyłam na ziemi przy młodej wilczycy. Spod łapy
zaczęły wyrastać rośliny, które otoczyły waderę z dwóch, robiąc jej oddzielony od
innych pokój. Z jednej strony wilczyca miała zimną ścianę jaskini, z dwóch
zielony bluszcz z kilkoma wiszącymi dzwonkami, a z czwartej strony, skierowanej
na centralną część jaskini znajdywało się średnich rozmiarów wejście. Takie
rozwiązanie tłumiło zewnętrzne głosy, dawało mniej światła, ale też prywatności
pacjentowi. Zerwałam jeden duży kwiat dzwonka i zabrałam go ze sobą wychodząc.
Wilczyca nie powiedziała nic gdy jeszcze byłam w jej czterech ścianach, ale jak
wyszła usłyszałam cichy głosik z trzymanego przeze mnie dzwonka: „Dziękuję”.
<Etain? Co ty na takie małe
zmiany w swojej jaskini? Robimy pokoiki dla pacjentów :3>