środa, 31 lipca 2019

Podsumowanie lipca!

Moi Kochani,
dziś przychodzę z podsumowaniem miesiąca. Niby nic nadzwyczajnego, a jednak, widzicie, pobiliśmy kolejny rekord! Tym razem to liczba postów w miesiącu, która przekroczyła dziś 146, tym samym czyniąc ten lipiec najlepszym lipcem WSC i najlepszym miesiącem WSC w ogóle. Od 2013 roku, Kochani, mieliśmy tu prawie 80 miesięcy działalności, a to ten, historyczny lipiec stał się tym najbardziej płodnym!
Uwaga! Ponieważ archiwum naszej watahy dociera tylko do stu ostatnich opowiadań, pozostała część jest ukryta, a przeczytać je można wchodząc w ostatnie widoczne opowiadanie i klikając pod nim "Starszy post".
No, a teraz podsumowanie. W tym cieplutkim miesiącu bezsprzecznie na prowadzenie wychodzi pewna piękna dama oraz nasi przyjaciele ze świata zbrodni.

Na pierwszym miejscu plasuje się Szkło z zawrotną liczbą 35 opowiadaniami na koncie.
Zasłużone, drugie miejsce zajmuje Azair Ethal, napisawszy 18 opowiadań.
Natomiast na trzecim miejscu widzimy wilki o imionach Etain i Ruten z 16 opowiadaniami.

Innymi postaciami, które wystąpiły w naszych opowiadaniach w tym czasie, były AashaUrsalShinoGoth i Mundus.

Warto wspomnieć, że nie tylko wymienione na trzech pierwszych miejscach wilki były w tym miesiącu aktywne. Co najmniej dziesięć opowiadań napisali również Notte (12),  Blue Dream (11) i Vinys (10).
Opowiadania w tym miesiącu napisali także Haruhiko, Zawilec, Sangre, Kzeris, Palette, Ashera, Serenity, Naoru i Noria Wari'yel.
Dziękuję wszystkim, którzy pisali opowiadania i nie zapominali o WSC. Do zobaczenia za miesiąc, Przyjaciele!

                                                                                          Wasz samiec alfa,
                                                                                                Zawilec

Od Szkła CD Kzeris

- Dobranoc, Kzeris - uśmiechnąłem się lekko. Uśmiechnąłem się szczerze, patrząc jej w oczy i z każdym machnięciem ogona czując, że lubię ją coraz bardziej. I mając z każdą chwilą coraz silniejsze wrażenie, że będę spotykał ją częściej, niż mi się wcześniej zdawało. Niż w ogóle kiedykolwiek przypuszczałem kiedykolwiek, odkąd ujrzałem ją po raz pierwszy.
Następne dni mijały powoli. Za sprawą jakiegoś dziwnego, acz przyjemnego przyzwyczajenia szybko zacząłem odczuwać brak mojego zajęcia sprzed niespełna tygodnia, tak, że w końcu pewnego środowego przedpołudnia postanowiłem wybrać się na polowanie, sam, aby upolowaną zdobycz móc przeznaczyć w pełni na swój cel. Zajęło mi to dużej, niż przypuszczałem, choć w zasadzie sam siebie powinienem skarcić za ten szaleńczy optymizm. Na szczęście udało mi się wreszcie 
znaleźć zająca, którego upolowałem w jakimś młodniku.
A potem wyruszyłem tam, gdzie planowałem od rana. Teraz z zającem, nie mając już pustych rąk. Tamtego wieczora to jaskinia Kzeris była moim celem. Zapowiadała się właśnie kolejna, ciepła noc, nadchodząca niczym szybujący w powietrzu łabędź, zapowiadana przez spokojne cykanie świerszczy.
- Kzeris? - zapukałem w odstający od ściany jaskini, płaski fragment skały, który sprytnie nagłaśniał moje stukanie. Swoją drogą, ciekawy wynalazek, warto byłoby upowszechnić takie pukacze wśród jaskiń w naszej watasze.
Ciemnowłosa wadera wyszła ze środka. Nie potrzeba było zbyt wielu słów, położyłem więc tylko przed nią na ziemi martwego zająca. Uśmiechnęła się lekko, gestem zapraszając mnie, bym usiadł razem z nią. Wydawało mi się, że sprawiłem jej przyjemność. Nie wiedziałem, czy to prawda, czy niepewne wrażenie, ale byłem pełen nadziei. Z jakiegoś powodu.
- Sama widzisz, nie było potrzeby odchodzić... z tego co widzę, mieszkasz tu sobie spokojnie - jak kilka dni temu, popatrzyłem jej w oczy.

< Kzeris? >

Od Naoru CD Serenity

Naoru uśmiechnął się do przyjaciółki. 
- W takim razie z chęcią zobaczę główną filię. - odparł, a Serenity przytaknęła. Po chwili otworzyła przejście, które miało sprawić, że w mgnieniu oka znajdą się w miejscu, które było ich celem. Naoru skłonił się lekko i gestem ręki wskazał, by Serek weszła przed nim. Chłopak mógł usłyszeć delikatny śmiech dziewczyny, który był muzyką dla jego uszu. Mógłby słuchać go godzinami. Nao uśmiechnął się. Serek weszła pierwsza, a za nią wszedł zielonooki.  
Znaleźli się w miejscu docelowym. Było niezwykle piękne. Naoru mógł zobaczyć wiele strażników. Miejsce to olśniewało swoimi pięknymi i spokojnymi barwami. Chłopak rozejrzał się. 
- Pięknie tu. - oznajmił. 
- Prawda? To niezwykłe miejsce. - odparła jego przyjaciółka. Naoru miał ochotę odpowiedzieć, że nie tak niezwykłe jak ona, ale zatrzymał to jednak dla siebie. Nie wiedziała dlaczego, ale nie był pewnie czy dobrze by zrobił, gdyby to powiedział na głos. Teraz nie byli samo. Otaczało ich mnóstwo strażników w przeważnie ludzkich formach. 
- Sporo tu strażników. - powiedział zielonooki. 
- Tak. Jest to nasze centrum. Dlatego jest tu tak dużo strażników. - odparła Serenity, a Nao przytaknął skinieniem głowy. 
- Muszę ci przyznać, że nie myślałem, że kiedykolwiek będę mieć okazję zobaczyć twój wymiar. - powiedział z uśmiechem i przyglądał się innym strażnikom. Wszyscy mieli skrzydła co było dla niego niezwykłe. Dobrze, że Serenity nauczyła go latać. Jeśli coś by się stało widziałby jak lecieć, a nie spaść. Spojrzał na swoją piękną przyjaciółkę. Nie mógł nacieszyć oczy tym widokiem. Serenity była naprawdę wyjątkowa. 

<Serenity?>^^

Od Ashery CD Sangre


Samica była zaskoczona. Nie miała pojęcia co się właśnie stało. Sangre znikł. Zostawił ją samą po tym co zaszło. Położyła się w kącie na starych deskach, które zaskrzypiał pod jej ciężarem. Nie lubiła takich miejsc. W ogóle nie przepadała za więzieniem innych. Bała się Sangre, gdyż nie wie jakie są jego granice. Dotknęła swoich ust. Nagle przypomniała jej się sytuacja, która miała miejsce przed chwilą. Zarumieniona położyła pyszczek pod łapami. Z czasem udało jej się zasnąć.

Wokół panowała ciemność. Ashera nic nie mogła zobaczyć. Nie wiedziała gdzie się znajduje. Nagle usłyszała dziwny dźwięk. Światło zapaliło się na końcu tunelu. Wadera zaczęła iść w jego kierunku. Gdy była coraz bliżej słyszała znajomy głos. Była to Axa. Jednak to co mówiła, było nie zrozumiałe dla Ashery. Nareszcie dotarła do światła. Wyszła z ciemności, by znaleźć się w ciemnym lesie. Wszędzie były drzewa otoczone mroczną mgłą. Ashera skuliła się, lecz ruszyła przed siebie. Ostrożnie stawiała swoje łapy. Nagle coś poruszyło się obok niej. Były to czarne kruki, które przeleciały nad jej głową. Ashera pisnęła, gdyż myślała, że ptaki te chcą ją zaatakować. Nagle pomiędzy drzewami przemknęła sylwetka wilka. Ashera widząc to ruszyła w kierunku, w którym prawdopodobnie szedł wilk. 
- Czekaj!- zawołała. Przyspieszając kroku. Szła truchtem pomiędzy mrocznymi drzewami, które skrywały w sobie niewyjaśnioną tajemnicę. Postać stanęła. Wyprostowała się, a jej czarne jak smoła futro powiewało na wietrze, który nagle się zerwał. Blask z czerwonych ślepi padł na otoczenie. Postać odwróciła się do Ashery. Jej serce przyspieszyło. Postać rozwinęła czarne skrzydła. Ashera wycofała się. Zaczęła biec w przeciwnym kierunku. Po długiej ucieczce zatrzymała się widząc Axę. 
- Axa?- wyszeptała biała wadera. Wilczycą, która stała na przeciw niej odwróciła się. Faktycznie była to Axa. 
- Nie....... ... - wyszeptała Axa, a Ashera przybliżyła się do córki. 
- Nie zrozumiałam się kochanie. Możesz powtórzyć ? 
- Nienawidzę cię. - Ashera stanęła jak wyryta. - NIENAWIDZĘ CIĘ!- krzyknęła Axa, a do oczu białej wilczycy naleciały łzy. Słowa jej córki bolały ją. 
- Ale kochanie....
- Nie! Jesteś niczym! - Axa uśmiechnęła się przerażająco. - Pamiętasz? Mówiłaś, że zrobisz dla mnie wszystko. 
- To prawda skarbie. 
- Więc zgiń. - powiedziała ruda wadera. Ashera upadła.  Poczuła gorąc. Nie mogła oddychać. 
- Spełnij jej życzenie.- usłyszała. Obok białej wadery pojawił się czarny wilk, którego widziała wcześniej. - Chcesz by była szczęśliwa? Więc zniknij. Zgiń. Spraw by poczuła szczęście. - wyszeptał wilk. Ashera zacisnęła oczy. Strumienie łez spływały po jej policzkach. Gdy otworzyła oczy zobaczyła przed sobą ostre narzędzie. Spojrzała w górę. Widziała Axę i czarnego wilka, który stał obok rudej wadery. 
- Użyj tego ostrza. - odparł, a ona drżącą łapą złapała przedmiot. Zacisnęła mocno oczy i .......... Zrobiła to. Wbiła ostrze w swoją szyję. Krew zaczęła spływać po jej ciele z rany. Rozległy się ciche szepty. Nim Ashera zamknęła oczy wypowiedziała jeszcze jedno słowo. Przepraszam

Biała wadera obudziła się na miejscu, w którym zasnęła. W starej opuszczonej chatce. Ciągle tam była i żyła. Dotknęła łapą miejsca, w które wbiła ostrze. Nie było śladu po nim. 
- Nie wierzę, że uczyniła byś to.- usłyszała i oświeciła się. Zobaczyła Sangre, który siedział i spoglądał na nią czerwonymi ślepiami, któreś świeciły i rozpraszały panujący w pomieszczeniu mrok. 
- Chciałabym, by moja Axa była szczęśliwa. - powiedziała z uśmiechem, a łzy spływały po jej policzkach. Jej kochana Axa. 

<Sangre?> Wybacz, że tak długo >.<

Od Notte CD Rutena ,,Nocny włóczęga"

Od dłuższej chwili spojrzenie miałam utkwione w wilku, oplecionym przez przelewającą się lekko na krawędziach, zawieszoną w przestrzeni substancję. Jego głos i cała postać były teraz uosobieniem niewinności i bezbronności, pierwszej zapewne fałszywej. Przed oczami migała mi gęsta, bordowa sierść splamiona krwią, jaszczurze oczy wychodzące z orbit, w uszach dzwoniło echo wrzasków. Nie, to by było zbyt proste. Mimo to całą pozostałą uwagę skierowałam na prowadzenie sensownego dialogu.
— Wypróbowany, powiadasz? - podchwyciłam, prostując się. Nie odpowiedział. Jednym, szybkim ruchem wytrąciłam mu z palców narzędzie. Strzykawka potoczyła się po ziemi, zatrzymując przy jednym z kamieni. Nie spuszczając wzroku z Rutena i materii, próbującej nieustannie przejąć stery, dotknęłam przedmiotu. A gdyby tak wypróbować ją na samym doktorku? - przeszło mi przez myśl. Tylko...po co. - odparłam koncepcję. Nieprzytomny basior w mojej jaskini stanowiłby jeszcze większy kłopot, nie miałabym żadnego alibi. Westchnęłam cicho, krzywiąc się. Substancja zaczęła się przerzedzać, a po chwili odpuściłam i pozwoliłam jej całkowicie zniknąć. Nieco zdezorientowany wilk zaliczył twardy upadek. Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać; podniósł się energicznie i zaczął oddalać żwawym, acz godnym krokiem.
— Do widzenia, Notte.
Prychnęłam do siebie z dezaprobatą, odprowadzając go wzrokiem aż do momentu, gdy zniknął za rogiem w gąszczu. Przeniosłam uwagę na wciąż przytrzymywane przeze mnie narzędzie. Powlokłam się do środka i rzuciłam je w kąt. Pozbędzie się go, ale później. Byle nie teraz. Położyłam się, prawie że padłam na posadzkę przy ścianie, dysząc ciężko. Dźwiganie całego ciała stało się dla mnie wyzwaniem. Czułam ogromne zmęczenie, ból głowy pulsował nieznośnie, obraz rozmazywał. Nigdy nie utrzymywałam mocy przez tak długi czas. Zaczęłam powoli przejeżdżać pazurami po lewej kończynie, milimetr po milimetrze docierając coraz głębiej. Obiecałam. Obiecałam sobie. Ale ostatecznie obroniłam towarzysza. Pierwszy i...przedostatni raz. - nie miałam siły się oszukiwać.
Dopiero po około pół godziny byłam w stanie podnieść łeb i pomyśleć o czymś innym, niż ogarniające mnie wyczerpanie. Na przykład o tym, co tu się do jasnej ciasnej stanęło. Ruten. Mimo wszystko udało mu się mnie zaskoczyć. Od tej chwili mogę się po nim spodziewać właściwie wszystkiego. Jakie badania prowadzi się potajemnie, z użyciem ogłuszonych obiektów badawczych? nie chciało mi się wierzyć, że "dla rozwoju medycyny".
— Hę? - mruknęłam, wciągając woń świeżego mięsa. Ursal popchnął w moją stronę martwego zająca, mrucząc pod nosem coś w rodzaju "proszę". - Dziękuję. - szepnęłam w odpowiedzi, ochoczo zabierając się za jedzenie.
<Ruten? Możesz przenieść akcję w czasie, jeżeli chcesz, ja po prostu zakończyłam tę sytuację...chyba dopada mnie brakus wenus XD>

Od Notte - 7 trening mocy

Chmury. Deszcz. Śnieg. Burza. Grad. Huragan. Zniosę wszystko. Tylko proszę, do cholery jasnej, nie upał.
Zbliżało się południe, a słońce grzało tak, jakby zostało mu ledwie kilka minut życia. Żar lał się z rozpalonego, jasnego, błękitnego nieba, po którym pływało ledwo parę samotnych chmurek. Natężenie światła sprawiało, że musiałam mrużyć oczy. Próżno szukać porządnego cienia. Wszystko kipiało i ociekało gorącem, nawet tutaj, nad morzem. Wiatr był dosyć słaby, fale niskie. Powietrze drżało niespokojnie. Świat zamarł w oczekiwaniu na lepsze czasy. Ukryłam się pod jednym z drzew przy klifie i, obserwując wodę, próbowałam skupić się na swoim zadaniu, a nie na tym, jak chętnie zmiażdżyłabym jasną, stojącą nade mną kulę. Nawet ptaki zrezygnowały z nawoływania i wyśpiewywania miłosnych treli.
Tym razem przerwał mi Ursal, zachęcając, żebym poszła za nim. Mój towarzysz był aż nazbyt grzecznym dzieckiem; nigdy się nie wtrącał, nie marudził, sam organizował sobie czas, stawał się coraz bardziej samodzielny, aczkolwiek wciąż był właśnie dzieckiem, potrzebującym czyjejś uwagi. To jeszcze umiałam zrobić. Na szczęście przerwał mi już pod koniec. Obejrzałam posłusznie jego znalezisko, pokiwałam głową. Tyle wystarczy.

Gratulacje!

Od Notte - 6 trening mocy

Kolorowa wadera zdążyła wydać tylko krótki, cichy, urwany okrzyk, nim ostre jak brzytwa szczęki rozerwały jej struny głosowe. Kawałki mięsa fruwały w powietrzu. Oblizałam krew, czując charakterystyczny metalowy posmak. Wilczyca dołączyła do stosu ciał, o dziwo, w całości, choć martwa.
Gałązki drzewa drgnęły i poczęły powoli wykręcać się we wszystkie strony, jak kończyny staruszka w artretyźmie. Wszystkie liście opadły, zanim jeszcze zdążyły dobrze uschnąć, szeleszcząc całą gromadą. Roślina poczęła czernieć od góry do dołu, teraz już cała wijąca się, pękająca i zamieniająca w proch pod naciskiem ogromnej, czarnej łapy. Reszta lasu reagowała tak samo przy akompaniamencie pisków i wrzasku zwierzyny. Wilk szedł dalej, zostawiając za sobą jedynie zniszczenie i pożogę.
Gwałtownie podniosłam się i przycisnęłam do ściany, szeroko otwartymi oczami lustrując ciemne wnętrze groty. Wszystko było na swoim miejscu. Uspokoiłam oddech, rozmasowałam trochę zesztywniałą kończynę i wyszłam na zewnątrz. I tak już nie zasnę. Kropił deszcz, noc była pochmurna, bezksiężycowa. Wyciągnęłam szyję ku niebu, rozkoszując się dotykiem chłodnych kropli na skórze. Utkwiłam wzrok w jednym punkcie. Czułam, że to dobry moment. Po pewnym czasie nad moją głową na parę chwil uformowała się czerniejsza od nocy kulka. Spojrzałam kątem oka na Ursala. Naszła mnie ochota, by ją wypróbować.
Otrząsnęłam się i wróciłam do środka, by oczekiwać nadejścia dnia.

Od Notte - 5 trening mocy

Spacerowałam przy granicy WSC i WWN, nie skłaniając się wyraźnie ku żadnej ze stron. Krawędzie terenów były swoistą ziemią niczyją - dopiero dobre kilkaset kroków dalej można było mówić, że się komuś wlazło na działkę. Poza tym z tego, co mi było wiadome, aktualnie byliśmy z tą watahą w dobrych, wręcz przyjacielskich stosunkach. Nie musiałam się spinać i przemykać tak, jak w przypadku WSJ, gdzie nigdy nie można było być pewnym co do nastawienia gospodarzy.
Szukałam głównie punktów strategicznych do niepostrzeżonego przedostania się na ich teren, swoistych korytarzy. Maszerowałam jedną z wydeptanych przez leśną zwierzynę ścieżek, kiedy krzaki kilka metrów dalej, zaszeleściły i wyłoniło się z nich stworzenie nieprzynależące do tego świata. Ciało demona przypominało dzikiego kota, o wyjątkowo masywnych kończynach i puchatym ogonie. Głowa, ozdobiona licznymi kolcami, była bardziej spłaszczona. Z paszczy wysuwał się rozdwojony język, sycząc cicho. Całość otaczała piekielna, ciemna aura.
Zatrzymaliśmy się i przyglądaliśmy sobie przez dłuższą chwilę. Demon ruszył pierwszy. Postanowiłam pójść za nim, w głąb terenów WWN. Niekiedy kształty zamazywały mi się, lecz nie musiałam już wytężać wzroku do tego stopnia, by utrzymać obraz. Istota mimo wszystko zniknęła w pewnym momencie, zostawiając mnie samą. Rozejrzałam się pobieżnie. Tuż przy zarośniętym wąwozie.

Od Notte - 4 trening mocy

Tym razem obudziłam się prawie że ze wschodem słońca. Niebo było trochę zachmurzone, ale podświetlone na fioletowo i pomarańczowo kłęby świadczyły o wczesnej porze. Mój towarzysz spał jeszcze smacznie w kącie. Na dźwięk potrąconego przeze mnie kamyka przekręcił się tylko na drugi bok z cichym mruknięciem. Wyszłam przed jaskinię i usiadłam centralnie przed wejściem. Moja grota znajdowała się na uboczu, nie musiałam się martwić, że ktoś wyskoczy w pobliżu. No, może tylko Ruten ze strzykawką. - uśmiechnęłam się lekko.
Postanowiłam rozpocząć dzień właśnie od treningu mocy. Westchnęłam, wzięłam głęboki wdech i wydech, analizując docierające do mojego nosa zapachy. Zając. Ćwierkający ptak. Żywiczna woń lasu. Utkwiłam spojrzenie w dziupli wydrążonej w jednym z drzew i zmrużyłam lekko oczy, skupiając się z całej siły na zadaniu. Liczy się tylko tu i teraz. Powoli moje powieki opadały coraz niżej. Zamknęłam je całkowicie i...musiałam od razu zrezygnować. Nie dziś takie fanaberie. Przez chwilę miałam wrażenie, że mroczna substancja się materializuje, ale pewnych efektów nie było widać.

Od Notte - 3 trening mocy

Tuż po pobudce mój żołądek głośno oznajmił swoje niezadowolenie z powodu panującej w środku pustki. Nie jadłam nic wczoraj wieczorem, więc nie mogłam mu się dziwić. Ten narząd uwielbiał "tłumy", w przeciwieństwie do mnie. Większość wilków akurat się budziła, poznawałam to po odgłosach, słońce straciło już większość czerwonych i pomarańczowych blasków. Wataha przygotowywała się na kolejny dzień funkcjonowania.
Wyszłam cicho na zewnątrz i skierowałam się przed siebie, do lasu. Po pewnym czasie spędzonym z nosem przy ziemi natrafiłam na trop borsuka, rosomaka bądź jakiegoś łasicowatego; ciężko stwierdzić. Na miejscu przekonałam się o słuszności mojego pierwszego założenia. Czarno biały ssak przekopywał właśnie ściółkę leśną, może w poszukiwaniu pożywienia. Jesteśmy tacy podobni... - przyszło mi na myśl, przyglądając się zwierzęciu. Stworzenie jednak w tym momencie podniosło łepek, jakby zaniepokojone. Nie było czasu do stracenia. Wyskoczyłam w jego stronę. Po krótkim pościgu dopadłam zdobyczy. Próbowała się jeszcze desperacko bronić, ale ostatecznie osłabiona upływem krwi padła pod jednym z ciosów.
Zaciągnęłam ją w bardziej ustronne miejsce. Po posiłku przypomniałam sobie o codziennym treningu. Nade mną rozciągał się swoisty baldachim z koron trzech buków. Idealnie.

Od Notte - 2 trening mocy

Moje "medytacje" miały jeden skutek uboczny. Do tej pory wyglądało to jedynie na syzyfową pracę kontroli nad tą potęgą, panowaniem nad sobą, wyciszeniem...lecz w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że ćwicząc to, równocześnie umacniam w sobie tę nadnaturalną siłę. Przygotowuję ciało do znoszenia coraz większego jej natężenia. Nieświadomie czerpię coraz więcej mocy, kumuluję ją. Kiedy próbuję ją obudzić w świetle świadomości, zło uderza w ograniczające je płaszczyzny coraz agresywniej i mocniej. Czułam to w sobie, nieraz na co dzień.
Być może powinnam przestać; próba zmienienia swojej natury jest jak walenie głową w kowadło, jak niektórzy powiadają. Jednak treningi te, mimo wszystko, były dla mnie ukojeniem, a każdy mały sukces dużą satysfakcją. Nie potrafię tego do końca wytłumaczyć nawet w myślach.
Mała chmurka błyskawicznie rozpłynęła się w powietrzu, sycząc złowieszczo. Rozluźniłam wszystkie mięśnie, po chwili kładąc się na głazie i głęboko wdychając powietrze. Słońce prażyło bezlitośnie. To była wyjątkowo udana sesja.

Od Notte - 1 trening mocy

Hamowanie na miękkim, sypkim piasku, o tej porze pomarańczowo-złotej barwy, nie należało do najprzyjemniejszych i najłatwiejszych zadań. Po złożeniu skrzydeł moje łapy jeszcze przez kilka sekund sunęły po podłożu, zagrzebując się coraz głębiej. Prychnęłam cicho, otrzepując po kolei wszystkie cztery. Obejrzałam się za siebie, poobserwowałam przez chwilę las, kończący się kilkanaście kroków od krawędzi klifu, po czym usiadłam i przeniosłam wzrok na morze, hen, po horyzont. Falująca woda miała w sobie coś magicznie pięknego, przyciągającego, niepokojącego w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Utkwiłam spojrzenie mniej więcej w jednym punkcie, przymknęłam oczy i trwałam tak w skupieniu, powoli, cierpliwie próbując. Ostatnio poświęcałam swojej mocy, jeżeli można tak to nazwać, więcej uwagi, niż zwykle. Zarówno efekty, jak i moje zmęczenie po sesji się zwiększały, tyle że to drugie bardziej, niż powinno.
Otworzyłam oczy. Nic już nie zagłuszało szumu morza, za to ból głowy i pulsowanie w prawej przedniej łapie przyćmiewały mi umysły. Przeszłam się trochę brzegiem. Gdy najgorsze minęło, podleciałam na klif i poszłam upolować coś na śniadanie.

wtorek, 30 lipca 2019

Od Azaira Ethala

Chyba zostało już wspomniane, jak bardzo Azair nienawidzi lata?
Miał dosyć. Żar lał się z nieba strumieniami, deszczu ani widu, ani słychu, a chłód jaskini nie dawał absolutnie żadnej ulgi. Niestety, przez temperaturę nie miał nawet siły się ruszyć, leżał więc na grzbiecie, łapami przerzucał sobie Kamyka i mruczał pod nosem przekleństwa w stronę tej Matki Natury, przez którą cierpiał takie katusze.
To nie tak, że jej nie lubił. Ale ona widocznie nie znosiła jego.
Z każdą kolejną sekundą wściekał się coraz bardziej. Miał ochotę rzucić wszystko i wyemigrować na Północ, gdzie podobno z nieba całe dnie spada śnieg, tworząc parumetrowy puch na ziemi, tak, że trzeba się przez niego przedzierać. Przeczekałby tam lato, a potem wrócił do Watahy Srebrnego Chabra na jesień. Plan brzmiał idealnie.
Ale miał tu stanowisko. Nie mógł go opuścić. Gdyby to zrobił, jedynym śledczym watahy zostałby ten gówniarz, Szkło. Na którego, nawiasem mówiąc, trudno teraz wpaść, bo spędza całe dnie w Watasze Wielkich Nadziei, pomagając tamtejszym.
Ostatnio, z tego co Aza słyszał, przyprowadził do medyczki, Etain, jakąś waderę o wątpliwym pochodzeniu. Podobno wylizała się z dosyć poważnych obrażeń i hasała luzem po terenach watahy jako pełnoprawna jej członkinia.
Aza coraz częściej zastanawiał się, czy Zawilec, jego ulubiony basior w całej watasze, kiedykolwiek kogoś nie przyjął. Musi go kiedyś o to zapytać.
Niewiele myśląc, wstał, odrzucił Kamyka w bok i wyszedł z jaskini, w tę duchotę, okrutne szpony słońca, maszynę do tortur Matki Natury, której z chęcią pogroziłby pazurami.
Ruszył w stronę swojego ulubionego jeziorka, żeby dać ulgę rozpalonej skórze. Naprawdę, naprawdę potrzebował chłodu.
Gdy tak szedł, przemykając zwinnie między drzewami, usłyszał czyjś głos.
— Przepraszam, przepraszam, przepraszam — mówił ktoś. Po barwie głosu można było poznać, iż jest to wadera.
Aza podszedł bliżej.
— Naprawdę nie chciałam tego robić. Ale musiałam. Nie byłam w stanie tego zatrzymać. — Głos wadery zdecydowanie się łamał.
Zerknął zza drzewa.
Szczupła wadera w neutralnych barwach chodziła dookoła polanki i przepraszała po kolei każdy liść i kępkę trawy. Azair prychnął pod nosem.
Nie kojarzył jej. Więc albo jest to intruz z innej watahy, albo nowa. No, przynajmniej się zabawi rozmową. Natychmiast zapomniał o temperaturze. Obstawił opcję B i wyszedł na polankę.
— Witam panią — odezwał się uprzejmie z szarmanckim uśmiechem na pysku. — Okropna dziś pogoda, prawda?

< Kzeris? XD >

Od Kzeris CD Szkła

Słowa, które wypowiedział Szkło zamurowały mnie. Dlaczego on tak uważa? Każde życie jest cenne. Nie ważne czy jest się młodym, czy starym. Nagle Szkiełko złapał mnie za łapę co spowodowało rumieńce na moim pyszczku. Nie wiem, czy były widoczne pod moim futrem.
- Nie wiem, jaką mocą dysponujesz, ale mogę być twoim wskaźnikiem - uśmiechnął się lekko. Również się uśmiechnęłam - a póki co, widzisz... nawet nie znam jeszcze twojego imienia.- dodał po chwili, a mnie zamurowało. Jak mogłam się mu nie przedstawić? Przecież powinnam zrobić to w pierwszej kolejności. 
- Wybacz mi. Tak mnóstwo się dzisiaj działo, że zapomniałam się przedstawić. Jestem Kzeris.- odparłam.
- Miło mi cię poznać Kzeris. To co? Może zostaniesz na jakiś czas?
- A co jeśli kogoś skrzywdzę? Nie wiesz do czego on jest zdolny.- powiedziałam smutno i spojrzałam w ziemię. - On jest nieokiełznany, gdy poczuje krew atakuje, a ja? Nie jestem w stanie go okiełznać. 
- Kzeris, spokojnie. Jestem pewny, że nic się nie stanie.- odparł. Uśmiechnęłam się słabo. Bałam się, że jednak coś się stanie. Odpędziłam złe myśli. Spojrzałam na Szkło.
- Niech będzie. Zostanę tu.- powiedziałam radośnie, a cały mój smutek zniknął. 
- To wspaniale. - odparł. 
- Gdzie mam się w takim razie udać?
- Do naszej alfy Zawilca.
- Zaprowadzisz mnie do niego?- spytałam, a wilk przytaknął skinieniem głowy. Zaprowadził mnie do jaskini, w której prawdopodobnie przebywał Zawilec. 
- Poczekam na zewnątrz. - powiedział Szkiełko.
- Dziękuję.- szepnęłam z uśmiechem wchodząc do środka. W środku zauważyłam białego basiora. Po rozmowie z alfą zostałam członkinią watahy. Cieszyłam się, ponieważ nareszcie miałam dom. Będę musiała zapanować na moją mocą. Nie chcę zostać wygnana. Wyszłam z jaskini Zawilca z uśmiechem, co zauważył Szkło.
- Więc witamy w watasze.- powiedział.
- Skąd o tym wiesz?- spytałam z uśmiechem. 
- Widzę, że jesteś uśmiechnięta.- odparł, a ja się zaśmiałam. 
- Teraz muszę znaleźć jakąś jaskinię do spania. Zaczyna się powolutku ściemniać. 
- Mogę ci pomóc. - odparł, a ja się uśmiechnęłam. 
- Naprawdę? Dziękuję.
- Drobiazg, choć za mną.- odparł i ruszył przed siebie, a ja ruszyłam tuż za nim. Po obejrzeniu paru wolnych jaskiń wybrałam swoją. Nastał już wieczór. Przyszedł czas by pożegnać się z Szkłem. Dziwiłam się, jak szybko minął mi dzień. Podeszłam do basiora. 
- Dziękuję ci, że towarzyszyłeś mi dzisiejszego dnia. 
- Nie ma za co dziękować. Cieszę się, że jednak zostałaś. 
- Też się cieszę. Może tu zaznam szczęścia.- odparłam. Westchnęłam po chwili, nie chciałam żegnać się ze Szkiełkiem, ale byłam bardzo zmęczona i marzyłam o śnie. - Szkiełko, niestety muszę już wracać do jaskini. - oznajmiłam trochę sennie. 
- Och oczywiście. Powinnaś jeszcze odpoczywać.- odparł, a ja się uśmiechnęłam. Podeszłam do niego trochę bliżej. 
- Pamiętasz naszą wcześniejszą rozmowę? Tą, gdy na ciebie wpadłam?
- Tak, a co? - spytał, a ja się uśmiechnęłam ciepło. Położyłam łapę na jego ramieniu.
- Moim zdaniem twoje życie jest równie cenne, jak innego wilka. Każde życie jest cenne. - powiedziałam i odwróciłam się. - Dobranoc Szkiełko.

<Szkiełko?>

Od Szkła CD Kzeris

Kzeris zdrowiała. Poprosiłem naszą medyk, Etain, aby nie mówiła rannej, że prawie codziennie przychodziłem do jaskini medycznej i przynosiłem jedzenie. Nie mieliśmy w watasze nikogo, kto mógłby polować dla chorych, wcześniej nie mieliśmy z resztą ich zbyt wielu. Ot, czasem jakiś wilk przybył, aby opatrzyć swoją ranę, czy nastawić złamaną kończynę. Poza tym, odkąd pamiętam chyba nikt niczego tam nie szukał.
Pewnego dnia Joena, pomocnik medyka, powiadomiła mnie, że Kzeris lada moment będzie mogła opuścić szpital. Już następnego przedpołudnia na mojej drodze nagle pojawiła się stanowczo lepiej już wyglądająca Kzeris. Powiedziała, że szukała mnie i robiła to w zasadzie tylko po to, aby mi podziękować. Za co podziękować? Kiedy wyniosłem ją z pola walki, spełniałem mój obywatelski obowiązek. Niczym nie ryzykowałem, bo wokół nie było już żadnego zagrożenia. Poza tym, choć trudno się do tego przyznać, byłem przekonany, że istota, którą niosę do medyka nie jest wilkiem.
Ale w mojej duszy oprócz miejsca na spełnienie obywatelskiego obowiązku było jeszcze coś. Może to, że gdyby Kzeris naprawdę okazała się psem, żadne prawo nie kazałoby mi jej pomóc. A jednak zrobiłem to, pomimo fałszywej pewności. Sam nie wiem, dlaczego. Może po prostu coś wyjątkowo mocno ścisnęło mnie w sercu.
Uśmiechnąłem się. Nie miała za co dziękować. Liczyło się, że z tej rzezi ocalała chociaż jedna istotka.
Zanim odeszła, powiedziała jeszcze tylko, że planuje udać się w podróż po świecie. Jak to? Po co? Przechyliłem lekko głowę. Przecież znalazła tutaj watahę, jeśli wcześniej nie miała dokąd pójść, teraz miała już miejsce na ziemi, do którego przetarła prosty i szeroki szlak. Położyłem uszy po sobie. Oznajmiła, że jest zagrożeniem. Nie może być zagrożeniem, jeśli nie chce być groźna. Nie jest groźna, jeśli patrzy teraz na mnie i chyba... uśmiecha się. Nie może być "zła", jeśli patrząc na nią po prostu jestem pewien, że widzę dobro.
- Poczekaj - powiedziałem cicho, ruszając za nią. Nie zatrzymała się, bo usłyszała moje kroki. Dogoniłem ją, przez chwilę jeszcze zastanawiając się, co powiedzieć - nie podoba ci się tutaj? Skąd przybyłaś, kto cię gonił? Przecież... jeśli na zewnątrz nadal jest to zagrożenie? - sam nie wiem, dlaczego tak bardzo zaczęło zależeć mi, aby pozostała. Może po prostu nie chciałem patrzeć na jej smutek. Wolałbym widzieć ją szczęśliwą, a jakieś nieodparte wrażenie podpowiadało mi, że odejście z terytoriów należących do WSC wcale jej nie uszczęśliwi - poczekaj - powtórzyłem. Posłała mi przelotne, nieco smętne spojrzenie - zostań... chociaż na jakiś czas. Jeśli stanie się coś, co uznasz za dostateczny powód, by odejść, po prostu odejdziesz. A na razie... zostań.
- Nie rozumiesz - odparła smutno - nie chcę być zagrożeniem. Mogę spowodować nieszczęście, nie chciałabym na przykład, żebyś zginął z mojej winy.
- Ja jestem tylko prostym stróżem prawa, moje życie nie ma znaczenia w szerszej perspektywie - w przypływie desperacji chwyciłem ją za łapę. Byliśmy niedaleko granicy naszych terenów - nie wiem, jaką mocą dysponujesz, ale mogę być twoim wskaźnikiem - uśmiechnąłem się lekko - a póki co, widzisz... nawet nie znam jeszcze twojego imienia.

< Kzeris? >

poniedziałek, 29 lipca 2019

Od Palette - "Brakujące kawałki", cz. 3

"Popadam w paranoję" - niemal powiedziała na głos wadera zeszłej nocy i obecnego poranka. Tak, nie zmrużyła oka. Nawet gdyby próbowała, nieznane szumy skutecznie jej na to nie pozwalały. Nie rozumiała ich sensu wypowiedzi ale skutecznie zaczęły ją z wolna straszyć. Tego ranka usłyszała coś jak zniekształcony śmiech od tyłu, dobiegający z bardzo daleka. Potarła swoje czoło, próbując uporządkować myśli. Było to dosyć trudne, głównie z powodu śmierci dziecka.
-Chyba pójdę w ślady Wrotycza- mruknęła, ledwo co z udaną próbą wstania.
-Czemu?- Spytał się Kuraha obserwując partnerkę. Spojrzała na niego ciężko.
-Mam ochotę napić się czegoś mocnego.
-... Dobrze, w czym rzecz?
Kuraha usiadł przy niej biorąc ją w objęcia, by się oparła o niego. Wymamrotała coś niezrozumiałego wręcz opadając w niego. To dosyć łatwo ująć w słowa, że biały się zaniepokoił na prawdopodobne stwierdzenie wadery i jej wygląd. Nie zamierzała patrzeć w lustro. Doskonale zdawała sobie sprawę z okropnie żałosnego wyglądu, który reprezentowała. Dodajmy sobie podkrążone i napuchnięte oczy, bez wspominania sińców. No nic tylko gratulować. Nawet jeśli była typem wilczycy, która niespecjalnie przejmowała się wyglądem.
Kuraha jednak dalej ją obejmował, mówiąc coś cicho. Taki widok zastał Vinys po swojej pobudce. Paletka jednak dalej była skora napić się jakiegoś alkoholu.

???
To urocze, że kolejny kawałek znalazł następnego właściciela. Ten to dopiero ciekawie trafił. Rodzina pogrążona w żałobie po stracie jednego z najmłodszych członków. Matka przedstawiała tak koszmarny obraz rozbicia wewnętrznego, że było to piękne.
Huh? Na co się patrzysz? Na co liczysz?
Tak, mówię do Ciebie. 
Co tu robisz?
Spodziewasz się, że nagle stanie się coś dobrego? Jeśli tak, jesteś głupszy, niż na to wyglądasz.
Oh! Znowu ktoś zginął w okrutny sposób. Jeden z wielu kawałków właśnie wolno się turlał, brodzący w krwi nieszczęśnika. Ale, nie stawał się brudny. Jakby był otoczony jakąś powłoką ochronną.
Ale... Nie po raz pierwszy i ostatni, część z uciekającej krwi zniknęło. Niczym suchy ślad, po którym torze turlał się kryształek.
Pozostało czekać, co przyniosą pozostałe. Jak myślicie, kochane kryształki, ile jeszcze spowodujecie śmierci?
Za mało dla samozadowolenia.
Podoba mi się to.
Nie przestawajcie.

CDN.

Od Kzeris CD Szkła

Nie wiem co się później stało, ale obudziłam się na nieznanych mi terenach. Wyczuwałam, że musi być to pewnie terytorium jakiejś watahy. Leżałam w jaskini. Wilczyca, która przedstawiła mi się imieniem Etain powiedziała, że jest medykiem. Po tych słowach powiedziała do czarnej wadery, że musi iść po jakieś zioła. Zostałam sam na sam z waderą, której imienia nie znałam. Po chwili do środka wszedł wilk. Miałam wrażenie, że już go widziałam. Nagle mnie olśniło. To on mnie uratował. Po rozmowie z nim dowiedziałam się, że jestem na terenie Watahy Srebrnego Chabra, a mój bohater nosi imię Szkło. Dosyć nietypowe, ale za to niepowtarzalne. Gdy Szkło skierował się do wyjścia chciałam też mu się przedstawić, ale poczułam się słabiej. Położyłam głowę między łapkami. Znów zasnęłam. Dni mijały, a ja powoli wracałam do siebie. Gdy byłam w stanie już sama się sobą zająć Etain pozwoliła mi wyjść spod jej opieki. Wyszłam z jaskini. Pierwszą rzeczą jaką chciałam zrobić to podziękować Szkiełku. Tylko musiałam go najpierw znaleźć. Zauważyłam pewną waderę. Postanowiłam do niej podejść i spytać, czy wie gdzie mogę odnaleźć Szkło. Wilczyca wskazała mi drogę. Podziękowałam i udałam się w tamtym kierunku. Szłam i podziwiałam naturę, która mnie otaczała. Pierwszy raz mogę zobaczyć takie piękno. Nagle wpadłam na kogoś. Upadłam do siadu. Spojrzałam w górę ze złożonymi uszkami. Okazało się, że wpadłam właśnie na Szkiełko. 
- Em...... J-ja przepraszam.- wyjąkałam.
- Nie szkodzi. Jak się czujesz?
- Lepiej. Jestem już w stanie sama się sobą zająć. 
- To dobrze. Coś się stało?
- Ja chciałam ci podziękować za pomoc. - powiedziałam patrząc w swoje łapy. 
-  Nie masz za co dziękować. - odparł. Gdy spojrzałam w górę zobaczyłam, że się uśmiecha. Również się uśmiechnęłam. - Co teraz planujesz?- spytał, a ja wzruszyłam ramionami.
- Sama nie wiem. Pewnie udam się w świat.
- A nie chciałabyś zostać u nas?
- Byłoby to dla mnie wspaniałe, ale nie mogę.
- Dlaczego?
- Jestem zagrożeniem dla wszystkich.- powiedziałam i uśmiechnęłąm się wilka. Odwróciłam się i ruszyłam przed siebie. - Dziękuję ci jeszcze raz za wszystko. - powiedziałam smutno. Znalezienie nowego domu byłoby dla mnie wszystkim, lecz jestem zbyt niebezpieczna. Nie panuję nad demonem. Jestem zagrożeniem dla wszystkich.

<Szkiełko?^^>

Od Szkła CD Kzeris

Przez cały czas nie spuszczałem wzroku z gałęzi falujących na wietrze. Zamrugałem, orientując się, że moje oczy zaczynają się męczyć. Gdzieś tam przed chwilą zobaczyłem coś dziwnego, tak mi się przynajmniej zdawało.
Ale to, że wokół roznosił się intensywny zapach psów, to był już fakt, nie moje osobiste odczucia. To, że przed chwilą kilkukrotnie usłyszałem całkiem wyraźne, przeraźliwe piski, to też nie było urojeniem.
Popychany niepokojem i odruchem, bez namysłu ruszyłem więc w tamtą stronę, nie zdążając przebyć nawet kilkudziesięciu metrów, gdy mój wzrok zatrzymał się na pobliskich koronach drzew. Byłem pewien, że przez chwilę widziałem coś przypominającego czerwoną mgłę, lub jakieś szkarłatne światło.
A teraz patrzyłem na te drzewa, powoli odzyskując przytomność umysłu. Nie co dzień widziało się coś takiego. Coś, czego mój wilczy umysł nie potrafił przyporządkować do kategorii żadnego ze znanych zjawisk.
Znów ruszyłem przed siebie szybkim kłusem, już po chwili docierając do celu. To co zastałem na miejscu, bez dwóch zdań przerosło to, czego się spodziewałem.
Zanim dostrzegłem kilkoro rozszarpanych psów gończych, których ciała leżały splamione krwią w brudnych, błotnistych kałużach bordowej cieczy i przyciśniętą do drzewa struchlałą suczkę, spodziewałem się, że to jakiś wilk z jednej z pobliskich watah zajmuje się właśnie kontrolowaniem populacji dzikich psów na naszych terenach.
Dostrzegając, że nie ma już potrzeby walki, podbiegłem do przerażonej istoty, która ranna leżała w pobliżu drzewa.
- Proszę, pomóż - jej głos dotarł chyba do samego wnętrza mojej duszy. Rzuciłem się na ziemię, podnosząc ją ostrożnie i kładąc sobie na grzbiecie.
- No... chyba nie czas na pytania - powiedziałem przez zęby, z wysiłkiem robiąc kilka pierwszych kroków, żeby potem znów ruszyć kłusem. Wszystko to stało się tak szybko, że nie zdążyłem nawet dobrze przyjrzeć się wszystkim zabitym, wystarczył sam fakt, że nic już nie tylko nie postawi ich na nogi, ale nawet nie sprawi, by o własnych siłach wzięli choć wdech.
Wędrówka nie trwała długo, szczęśliwy przypadek sprawił, że byliśmy właśnie na północy naszych terenów, więc droga do jaskini Etain, naszej medyk nie była daleka. Ostatkiem sił położyłem ranną na ziemi i kilkoma słowami wyjaśniłem tylko, co prawdopodobnie zaszło. W pierwszej chwili nie miałem wątpliwości co do tego, że były to typowo psie porachunki, których jako wychowany w dziczy i w innych zwyczajach, po prostu nie rozumiałem. Tego dnia zetknęły się ze sobą dwa osobne światy, których sens leżał zapewne gdzieś pośrodku.
Minęło sporo czasu. Byłem ciekaw, czy ta, którą przyniosłem do naszego szpitala, odzyskała przytomność. Przez cały dzień bez lepszego pomysłu krążyłem w pobliżu jaskini, by pod wieczór w końcu udać się tam ponownie. Samej Etain nie zastałem w środku, była natomiast Joena, jej pomocnik. I oczywiście pacjentka. Ze zdziwieniem zdałem sobie sprawę, że nie pachniała już jak pies. Od początku czułem, że silny zapach naszych mniejszych krewnych w jej obecności mieszał się z innym, bardziej znajomym. Teraz, kiedy nie pachniała już martwymi psami, a sobą samą, czyli... wilkiem?
- Dobry wieczór - skłoniłem się lekko, widząc, że leży na sienniku i przygląda mi się.
- Dobry wieczór... - odpowiedziała szeptem. Wglądała na bardzo osłabioną. Uśmiechnąłem się, nie chcąc przestraszyć jej już na początku.
- Przepraszam, jeśli nie w porę. Chciałem tylko zapytać, czy już lepiej? Straciłaś przytomność, wszystkie psy zabite - nieśmiało usiadłem pod ścianą.
- Gdzie... gdzie ja jestem? - pokręciła głową, a jej wzrok błądził gdzieś pomiędzy stopami.
- To Wataha Srebrnego Chabra. Możesz spokojnie tutaj zdrowieć, nie obawiaj się, że ktokolwiek będzie próbował cię wyrzucić.
Dziewczyna smutno pokiwała głową. Pomyślałem, że nie chciałbym póki co męczyć jej pytaniami.
- Jestem Szkło - lekko zamachałem ogonem, na znak jak najlepszych intencji - w razie jakichkolwiek kłopotów, pytaj o mnie - to mówiąc wstałem i powoli odwróciłem, by skierować się do wyjścia i nie przeszkadzać jej dłużej.

< Kzeris? >

niedziela, 28 lipca 2019

Od Kzeris

Ciężar łańcuchów sprawiał, że nie mogłam utrzymać się na swoich biednych obolałych łapach. Każdy ruch sprawiał mi ogromny ból. Gdy tylko drzwi do ciemnej piwnicy się otworzyły i stanął w nich Dylan wiedziałam, że czeka mnie kolejna walka, kolejny rozlew krwi. Pisnęłam, gdy mężczyzna wziął mnie na ręce, a następnie wrzucił do klatki. Niósł mnie prosto na ring. Na miejsce, które sprawiała, że stawałam się potworem. Znów zabiłam psa. Znów pozbawiłam kogoś życia. Dziś wszystko się zmieniło. Po walce mój demon posłuchał mojej prośby. Chciałam uciec. Uciec jak najdalej. Gdy biegłam przed siebie nie oglądałam się. Chciałam jak najdalej uciec od tego miejsca. Biegłam dosyć długo. Sama nie wiedziałam już gdzie jestem. Usiadłam na trawie. Przeraziłam się widząc pod sobą krew. Byłam ranna. Nie. To skutek używania mojej mocy. Nie lubię jej. Nienawidzę siebie. Kim jestem? Wilkiem? Psem? Nie, to byłoby zbyt piękne. Jestem potworem. Usłyszałam szczekanie i wycie psów. Czyli mnie szukają. Nie, nie mogę tam wrócić. Wstałam obolała i starałam się uciec. Biegłam ledwo, ale biegłam. W pewnym momencie potknęłam się. Psy były głośniejsze. Czułam strach. Nagle szczęki jednego z psów pojawiły się przed moimi oczami. Czułam rozrywający ból na karku. Zostałam rzucona w najbliższe drzewo. Pisnęłam. Poczułam gorąc. Czy to mój koniec? Dlaczego nie mogłam zaznać wolności trochę dłużej? Spojrzałam na swój ogon. Zmieniał się. 
- Nie!- zawołałam, jednak na marne. Demon uwolnił się, a moje oczy zabłysły czerwienią. Mój ogon nie był już ogonem, a demonem żądnym krwi i zemsty. Na cel wybrał psa, który szarżował w moim kierunku. Nim kły napastnika wbiły się w moją skórę, rozległ się jego bolesny i pełen cierpienia pisk. Zamknęłam oczy nie chciałam na to patrzeć. Czułam jak z moich ust wypływa strużka krwi. Zawsze tak się działo. Kolejne psy wybiegły zza zarośli. Demon zaczął krwawą zabawę, a gdy dobiegła końca zniknął. Wokół mnie leżały te biedne psy,a ja? Ja je zabiłam. Chciałam zrobić krok przed siebie, ale byłam zbyt słaba. Upadłam i nie miałam siły wstać. Zauważyłam kogoś. Nim zemdlałam zdążyłam wypowiedzieć dwa słowa.
- Proszę, pomóż.

< Szkiełko? >

Nowy członek!

Kzeris - szpieg

Od Palette - "Brakujące kawałki", cz. 2

-Paletko... Wyjdź kochanie- błagał ją Kuraha z jedzeniem przy łapie. Już trzeci dzień odmawiała jedzenia czy picia, więc nic dziwnego, że Kuraha był zaniepokojony. Jeśli ten stan będzie utrzymywał się dalej...
-Tato, gdzie mama?- Usłyszeli pytanie przybyłego Vinysa.
-Mama źle się czuje- odpowiedział wymijająco ale zgodnie z prawdą ojciec. Jego ból w głosie był namacalny.
-To przez Blue?- Spytał bez ogródek.
-Synku?- Usłyszeli tak starty chropowaty głos Palette, który ranił uszy. Znikł jej zwykły ton czy słodka mowa.- Chodź tu do mnie.
-Jestem mamo- powiedział cicho. Nawet jako basiorek nic nie powiedział, gdy porwała go w objęcia i tuliła do siebie, lub ona do niego. Po prostu milczał, dając wchłaniać się łzom matki w jego futerko. On także zdawał się być pogrążony w żałobie po śmierci młodszej siostry, jednak podobnie jak ojciec nie pokazywał zbytnio tego.
-Wszystko będzie dobrze, kochanie- szlochała powtarzając to w kółko. Gdy Kuraha położył się za nią i przytulił, pociągnęła syna również do tego.
Czy może to cały strach i rozpacz się przebiły, które zbierały się przy śmierci Jaskra z Astelle oraz Wrotycza?

???
Wilk krzyczał z bólu, lub raczej chciał, gdy kamienie runęły na niego z urwiska. Zginął na miejscu i to od razu. Spod głazów, wytoczył się kawałek kryształu.
Kryształek o wręcz bajecznej kolorystyce.
Inny wilk natrafił na inny kawałek w tych samym tonacjach. On również zabrał go dla siebie. On również skończył tragicznie.
Kolejny wilk też. I kolejny. Następny również. I każdy następny.
Czyżby kryształki były przeklęte?

Palette
Dopiero piątego dnia wadera przestała płakać, choć mogło to mieć związek z rozchorowaniem się z żalu. Nie mniej jednak Kuraha był dumny z tego kroku. Nawet udało mu się wyciągnąć ją na spacer. Kochany był w gotowości na wypadek jej utraty równowagi. Na razie jednak doglądał jej wyrazu oczu, który mocno zmatowiały.
-Paletko, wiem, cierpisz. Ja również. I Vinys. To trudny okres czasu ale musimy iść dalej. Dla naszego syna- mówił łagodnie Kuraha, dawało to efekt wręcz lania miodu na duszę. Skuliła uszy.
-Chciałabym...- Odezwała się cicho, pierwszy raz podczas tej wędrówki.-... Ale to takie trudne...
-Nie każe ci przechodzić przez to samej, masz przecież mnie- szepnął przytulając ją. Ta bez wahania wtuliła się w niego, jakby od tego zależało jej życie.
-Dziękuję, że jesteś... Mało to mówię ale...
-Ja ciebie też- ucałował jej czoło. - Możemy wolno wracać, jeśli chcesz.
-Okrężną trasą?- Spytała się cichutko opierając się o jego bok. Co jak co, Paletka dalej nie lubiła tego, żeby inni widzieli jej słabość.
Szli tak wolno i w milczeniu, gdy wzrok Kurahy przyciągnęło małe coś, świeciło się. Dał znak na sprawdzenie tego cusia. Kiedy podeszli, dostrzegli mały i niesamowity kawałek kryształu. Palette wzięła go w łapę i omal się nie rozpłakała.
-Wygląda jak B- Blue...
Bo faktycznie, kawałek kryształu miał zewnętrzną granatową obwódkę, fioletowe kropki a całość wyglądała jak fragment nieboskłonu.
Kuraha wcisnął ów fragment w jej łapy, dając tym samym znak, żeby go wzięła.

Kiedy wilki wróciły, zapanował wieczór. Już wkrótce oba basiory położyły się spać i wadera chciała iść w ich ślady, kiedy nagle...
S³yszysz mnie?
? Tępo się rozejrzała.
S³yszysz mnie?
Mogłaby przysiąc, że coś słyszała.
S³yszysz mnie?
"Co?" Spytała się cicho.
Czy mnie słyszysz?
"Co się dzieje?"
Czuje ten strach.

CDN.

Od Palette - "Brakujące kawałki", cz. 1

Wczesnym wieczorem Kuraha ostrożnie przekazał synowi, że jego siostra odeszła, później i cała wataha się o tym dowiedziała.
"Jaka szkoda" , "to dla nich wielki cios" - sratata. Nieważne ile kto wylewał żalu, nie byli w stanie pojąć bólu rodziny. Zwłaszcza rodziców, gdyż Paletka obwiniała się o zabójstwo własnej córki. Dzieciobójczyni.
Po utracie młodej, wadera zwyczajnie straciła swoją chłodną maskę opanowanych emocji. Zwyczajnie po zrozumieniu sytuacji, zaczęła płakać i nic nie było w stanie pohamować potoku łez. Partner wziął na siebie zapoznanie innych z przykrym wydarzeniem, gdyż trójogoniasta nie opuszczała kącika w jaskini, tego najbardziej położonego względem głębokości.
Miała wówczas wszystko gdzieś. Straciła rodziców, brata i teraz córkę. Jak tu można być purwa spokojnym?!
Kolokwialnie mówiąc, Palette ryczała z załamania nerwowego wynikającego ze śmierci kolejnego członka rodziny.

Goth
-Panie! Panie, złe wieści!- Zawołał nadciągający pomniejszy demon. Szukany nie wygonił go ale nie zdawał się zwracać na niego uwagi.
-?
-Księżniczka... Rozerwało ją- wyjąkał.
Goth podniósł leniwie głowę ku górze, średnio zainteresowany. Westchnął zniecierpliwiony.
-To było do przewidzenia, że ta suka spróbuje zainterweniować. Jakby nie zwracała uwagi na ostrzeżenia- Goth wiedział o zajściu jej rozmowy z czymś w Blue.- No cóż, strata żadna.
-Jak to?
-Jesteś durniejszy niż wyglądasz? To moja księżniczka. To nie ostatnie, co o niej da się usłyszeć.

Gdzieś w podobnym czasie, ktoś natrafił na niesamowity odłamek, jakby kryształu. Schował go sobie jako forma skarbu, niezbyt zainteresowany jego historią pojawienia się. Wystarczyło, że maleńka forma ma specjalistyczną kolorystykę.
Kolorystyka, która wkrótce okazała się być zgubą dla nieszczęśnika.

CDN.

sobota, 27 lipca 2019

Blue Dream odchodzi!


Blue Dream - powód: ???

czwartek, 25 lipca 2019

Od Blue Dream - "Zaginione jestestwo", cz. 7 (+16)



Kolejne dni mijały niemrawo. To nie był pierwszy raz, gdy młoda waderka była ochlapana krwią zwierzęcą. Tym razem jakby zawzięcie szukała czegoś w wnętrznościach martwej sarny, którą pozwolił naruszyć pewien wilk. Właśnie złapała  w pazurki kawałek jelita cienkiego, gdy usłyszała ostry głos matki. Podniosła głowę, dostrzegając niekoniecznie zachwyconą Palette. Szczenię podeszło z ociekającymi łapaki krwią sarny do matki, czekając na jej polecenia.
-Idziemy cię wykąpać. Natychmiast- powiedziała oschle. Młoda posłusznie szła za matką. Nie była jednak pewna tego, dlaczego była zdenerwowana.

Palette
Konsultowała z wieloma wilkami o przypadłości córki, zawsze kończyły się porady co zrobić dalej na niemal jednym zaleceniu. Kuraha również myślał o tym pewnym kroku, gdyż miał wiele dowodów, że uda się. Wielbić partnera demona. Dzięki temu ma się większy pokład wiedzy.
Vinys był na całodniowym treningu, więc nie było mowy o szybkim powrocie syna. Chcieli wykonać jedno zaklęcie, polegające ogólnie na poznaniu prawdy. To miało być proste zaklęcie, bez większych komplikacji niż późniejsze migreny.

Wyobraź sobie wilka, który pazurami rozszarpuje swój brzuch z całkiem wywróconymi oczyma tak, iż widać jedynie białko. Brzuch ma już całkiem rozpłatany, ale on ciągnie okalecza się w amoku. Ty tego nie widzisz ale ów nieszczęśnik został potraktowany brutalna iluzją.
Iluzja, gdzie doskonale czujesz robale w brzuchu. 
Za wszelką cenę chcesz się ich pozbyć.
Nawet kosztem życia.
Ups.
...Zginął...

Kuraha wraz z Palette nakazali usiąść córce pośrodku jaskini, którą wybrali na tą okoliczność. Umiejscowiona była z dala od innych i ich rodzinnej, żeby w razie potrzeby nikt ich nie niepokoił. Rytualną sekwencję rozpoczął basior, na mocy praw krwi demona. W połowie przerwał oddając głos partnerce. Już mieli wspólnie mówić treść, gdy...
Wszystko zaczęło się walić.
Ciałkiem Blue Dream wstrząsnęły ogromne spazmy, wyginając ją do tyłu. Zamrugała, gdy nagle zaczęła się śmiać, brzmiało to bardziej jak szybkie ruchy jeżdżenia ostrymi paznokciami o tablicę, naprawdę wykrzywiało całym ciałem.
-Wy... wy naprawdę myśleliście, że możecie coś osiągnąć?- Zawołało wiele głosów na raz wychodzących z pyska Blue. Z każdej strony, z oczu, uszu, opuszek i nagle robiących się ran na ciele, zaczęła lecieć niby smoła. Oczy szczenięcia prawdopodobnie wywróciły się albo dało się całkiem zniknąć źrenicom, gdyż iskrzyły się samym fioletem, martwym fioletem.
Zmroziło to dorosłych, jednak nie byli w stanie się ruszyć. Obserwowali chory widok ze strachem.
Śmiech zakończył się równie nagle, jak się rozpoczął. Ułamek sekundy zapanowała cisza, którą zaraz rozerwał zniekształcony krzyk młodej.
Na ciele teraz zaczęły pojawiać się pęcherze, ogromne bąble, które rozpoczęły pulsowanie, zwiększając swój rozmiar. Włosy i ogon szaleńczo wiły się podczas tego zajścia. Bąble był coraz większe, coraz szybciej "poruszały" się. Zaraz stały się bardziej ciałem waderki niż ona sama.
-Tatusiu! Mamu...- wykrzyknęła nagle rzucając spojrzenie ku rodzicom. W oczach było coś innego... Coś... Coś bardziej żywego.
Nie dokończyła.
Ciało Blue Dream momentalnie eksplodowało, zalewając jaskinię skrawkami granatu i miejscami maziowymi elementami włosów.
Była wszędzie i nigdzie.
Ale jako jedno, nie było jej.
Nagle powietrze rozerwał wrzask Palette, która zamierzała się rzucić w stronę miejsca, gdzie jeszcze chwile temu stało jej dziecko. Kuraha zdołał ją chwycić i nie puścił, mimo jej gwałtownych ruchów. Nie przestawała krzyczeć i płakać, razem z partnerem. Łapy opadły jej bezwładnie, basior przyciągnął ją do siebie w żelaznym uścisku. Płakali razem.
-Nie wierze... Nie powinno tak to się skończyć- wyleciało z pyska basiora.
-Za... Zabiłam własne dziecko- te słowa z kolei wyszły od wadery.
...
... ?
Nie wiedzą.
Hah, oczywiście, że nie. Za bardzo byli pochłonięci nadzieją.
A to takie oczywiste.
Aż zabawne.
Gdyby tylko wiedzieli, nawet by się nie starali. Prawda?
Oczywiście druhu.
Blue Dream nie żyje.
A-a-a! Prawdziwa Blue Dream była martwa już od dawna.


Koniec.

Od Serenity CD Naoru

Uciekła na bok wzrokiem czując gromadzące się ciepło na policzkach. Całe szczęście, że zarówno Nomen jak i Yamis opuścili ich, gdyż wizja przebywania z nimi podczas tego, co właśnie powiedział Naoru, skutecznie powaliłaby ja w zawstydzeniu. Ach ta urocza genetyczna nieśmiałość.
Widząc reakcje przyjaciółki, Nao rozejrzał się po krajobrazie. Na pewno zdawał sobie sprawę z łagodnych pastelowych kolorów na horyzoncie, zwłaszcza niemal szafirowej rzeczce między drzewami. Serek była niezmiernie dumna z tego- było skromnie ale bardzo przytulnie. Nagle młodzieniec dostrzegł, iż w większych skupiskach roślin rosną wrotycze otoczone delikatnymi kwiatami. Chociaż nie pytał, dostrzegła jego ciche pytanie w oczach.
-To nawiązuje do moich rodziców. W ten sposób czuje się bliżej nich- powiedziała cicho spoglądają na zioła. Kiwnął głową. Przymknęła oczy napawając się znanymi zapachami, gdy Naoru znowu się odezwał.
-Popraw mnie jeśli się mylę, ale nie wspominałaś, że jest wielu Strażników? Poza Yamisem i Nomenem, gdzie inni?
-Albo w głównym wymiarze albo w prywatnych- odparła.- Jesteśmy w moim własnym świecie. To jakby mój dom. Każdy Strażnik dostaje prywatny mały świat dla siebie po dorośnięciu.
-Sama go urządziłaś?
-Tak.
-Piękny jest- po czym spojrzał na nią z delikatnym uśmiechem.
-Chcesz zobaczyć główną filie?
-A mogę?
-Pod moją opieką owszem- zachichotała.

<Nao? Wybacz, że tak długo zeszło a opo krótkie ;-;>

Od Blue Dream - "Zaginione jestestwo", cz. 6

Dzień zakończył się jak zwykle z pozoru. Zdawało się odczuwać narastający niepokój. Znacie to uczucie, gdy podczas oglądania horroru jest chwila ciszy, napięcie wzrasta, by zaraz huknąć tak, że każdy zaraz wyskakuje z fotela z krzykiem jako gest przerażenia? Coś takiego panowało w odczuciu Palette. Gdy córka poszła do swojego kąta szturchając kamień, podeszła do syna. Zaczęła z nim rozmawiać na dosyć przeciętne tematy, jednak w jej celu skupiła swoją uwagę na nim. Gdy padło słowo "trening", matka podchwyciła go i z lekkim uśmiechem obserwowała syna, który opowiadał niemal z iskrami w oczach o swoich poczynaniach. Kuraha również wtrącił się i tak od słowa do słowa, basiory pogrążyły się w całkiem żywej rozmowie o ćwiczeniach. Tymczasem Palette cicho odeszła zaczytując się w pergaminy, niepostrzeżenie zerkając na Blue, która nie ruszyła się na krok.

*kolejny dzień*
Blue Dream
Kosmiczne szczenię tegoż poranka nie dostało polecenia, w jej oczach, na wyjście na zewnątrz. Siedziała cicho w bezruchu w oczekiwaniu na nowe "rozkazy". Obserwowała jak starszy brat wyszedł na treningi, o których było dość głośno wczoraj. Ojciec podszedł do ustawiającej dziwne przedmioty w specyficznym kształcie matki. Cicho mu coś przekazała, po czym i on dołączył do niej. Po kilku minutach skończyli.
-Blue, podejdź- zawołała cicho matka. Młoda posłusznie wstała i skierowała się do rodziców.

Palette
-Jesteś tego pewna?- Spytał cicho Kuraha.- Zaintonowanie pieśni może różnie się skończyć.
-Wiem- mruknęła obserwując podchodzące szczenię.- Ale to pomoże.
-Zostanę przy tym- dodał siadając kawałek dalej.
Posłała mu lekki uśmiech z pełnym zaufaniem do partnera. Gdy Dream przybyła, wadera nakazała jej usiąść naprzeciw siebie, w środku tych rzeczy. Zrobiła to bez zająknięcia. Spojrzała na matkę.
-Sprawdzimy jedną rzecz.
To powiedziawszy zaczęła śpiewać bez przerywania kontaktu wzrokowego z młodą.


Słysząc pierwsze nuty acapella, przymknęła oczy. Szczenię wręcz widziało w duchu utwór. W chwili, gdy miałaby zacząć grać instrumenty, otworzyła nagle oczy i ku zdumieniu rodziców, zaczęła śpiewać, ze spojrzeniem wbitym w matkę. W trakcie tego, zaczęło dziać się coś niepokojącego. To, że jej głos wydawała się być jak przyczajony łowca na ofiarę, to jeszcze dało się zrozumieć. Nie jednak to, że zdawało się słyszeć wiele głosów. Wszystkie, połączone brzmiały jak przejeżdżanie widelcem po talerzu.
Przekrzywiła głowę. W pewnej chwili nie przerywając przerażającego śpiewu, dosłownie rozlała się na posadzkę i w formie kałuży z włosów zaczęła pełzać szybkimi ruchami w tej dziwniej figurze przedmiotów. Nawet wydała z siebie śmiech, pierwszy raz w życiu, tym samym przyspieszając ten dziwny spektakl.
-Dosyć!- Zagrzmiała matka, co natychmiast przywołało młodą do wilczej formy, stając przed nią. Palette może nie warknęła, ale efekt tonacji głosu był podobny.- Idź do kąta.

*noc*
Palette
Biała oparła czołem o łapę. Sytuacja wydawała się znacznie gorsza niż przypuszczała. Zakładała, że zaintonowanie pieśni pokaże, że podobnie jak ona, jest Naczyniem dla demona. Nie spodziewała się, że było to jeszcze bardziej skomplikowane. Nie mogła znaleźć w księgach nic na temat wielu głosów, jak rano miało to miejsce.
Przechyliła się na bok w stronę ukochanego. Basior też myślał nad tym ale nie wydawał się znaleźć rozwiązania. Jeszcze.

ogół sytuacji
Goth
Kolejne dni mijały, demoniczny król przywoływał młodą Blue Dream na spotkania. Niby bezosobowa ale dalej była święcie przekonana o miejscu, do którego należy. Tch. Durna gówniara. Chociaż... Nadawało to smaku sytuacji. Przecież ujawnienie prawdy będzie jeszcze bardziej bolesne, im mocniej będzie się trzymało swojego zdania, czyż nie? <3
Tym razem gdy kosmiczny szczyl przybył, Goth natychmiast przyciągnął ją do siebie, przejeżdżając swym ostrym jęzorem o jej futrze przy szyi. Zero reakcji.
-Już wkrótce otworzysz Paradę Demonów, księżniczko.
Zabieraj od niej swoje łapy.
Hah? A niby czemu? Jest moja.
To nie twoje dziecko. Ostrzegam cię.
A niby co mi zrobisz? Przecież nic nie możesz.


CDN.

Od Szkła CD Vinysa

Słysząc słowa Vinysa, które mimo iż niespecjalnie żywiołowe i w gruncie rzeczy jak zazwyczaj beznamiętne, zdawały się wykazywać pewien naturalny bądź nie stopień zainteresowania, zamachałem ogonem i uśmiechnąłem się szeroko. To świetny pomysł, prędzej, czy później sam zaproponowałbym coś takiego. Nie dlatego, że praca była całym moim życiem i nie reprezentowałem sobą niczego innego, bo zainteresowań miałem ostatnio coraz więcej. Choć trudno zaprzeczyć, że właśnie służba watasze i ogólnemu porządkowi była tym, z czym najłatwiej się identyfikowałem.
- To co, idziemy - skinąłem głową w kierunku, z którego przyszedłem wcześniej, zanim przez dobrych kilka minut obserwowałem szczęśliwą rodzinę mojego młodszego znajomego.
- Chodźmy - przytaknął Vinys, przyspieszając kroku. Nie wiem, czy było to nieprawdziwe odczucie, czy też potwierdzony nieświadomą pewnością głos intuicji, ale miałem wrażenie, że wilk uspokoił się trochę, odkąd opuściliśmy miejsce, w którym przebywał wraz z rodziną. Tak, byłem niemal pewien, że gdy oddaliliśmy się od rodziców i siostry Vinysa, zmienił się trochę jego nastrój. Nie byłem jednak pewien, czy mam uznać to za dobry, czy zły znak.
- Co tam zazwyczaj robicie? - zapytał po chwili ciszy.
- Ostatnio niewiele. Nie, przepraszam - zawahałem się - niewiele robimy tam na ogół, ostatnio trochę się dzieje. Znaleźliśmy ciało jakiegoś anonimowego staruszka z rozciętymi zaszytym przedramieniem. Dziwna sprawa. Ale oględziny zwłok nie wykazały niczego, co świadczyłoby o zbrodni i trzeba było po prostu go pochować - spochmurniałem.
- A wyglądało na morderstwo?
- Czy ja wiem, ktoś coś przy nim grzebał, to pewne. Ale śmierć mogła nastąpić z wycieńczenia, czy ze starości. Widać, że pod koniec życia nie pławił się w dobrobycie.
- Aha - popatrzył w dal. Jakieś jeszcze pytanie cisnęło mu się na usta, ale nie zadał go. Dalszą drogę przebyliśmy w ciszy, jak na początku. Dopiero gdy zbliżaliśmy się do południowej granicy WSC i do przejścia zostały już ledwie dwa, czy trzy kilometry, zwróciłem się do młodszego kolegi:
- Teraz działa nas tu czwórka, strażniczka Opal, dwaj śledczy z WWN i ja.
- Dlaczego akurat WWN? Należysz do WSC, a pracujesz tutaj? - zauważył Vinys.
Pewnie nie bez znaczenia pozostawał fakt, że to tam skierował mnie mój jedyny na razie bliski przyjaciel, a później wszystko potoczyło się już trochę przypadkiem. Ten fakt uznałem jednak za najmniej ważny i postanowiłem na razie to pominąć.
- W mniejszej społeczności łatwiej więcej dobrego zrobić. Mam tu przyjaciół, w Watasze Wielkich Nadziei mieszka też moja siostra, Gracja - wyliczałem - no i jakoś się tak złożyło, że to ten południowy posterunek jest mi bliższy.
Przerwałem na chwilę, zbierając myśli. W zasadzie sam nie byłem pewien, dlaczego tak ciągnęło mnie do tej właśnie siedziby śledczych. Uśmiechnąłem się lekko i dodałem:
- W WSC oprócz mnie jest tylko jeden śledczy, niejaki Azair Ethal.
- Brus - zajrzałem do groty. Nie było go, więc postanowiłem zając jaskinię nie czekając na niego i zwróciłem się do Vinysa - może jest na polowaniu i przyniesie coś ze sobą. Pewnie zaraz przyjdzie. A na razie wejdźmy, nie stójmy jak te kołki w płocie - siadaj, proszę - podniosłem z ziemi jakieś teczki leżące na stosie i wcisnąłem je do szczeliny skalnej - jeśli ciekawi cię nasza praca, pewnie chcesz zobaczyć jakieś dokumenty? - mamy tego trochę, część z nich to tylko zapisy z kronik, więc nikt nie czepnie się chyba, jeśli ci je pokażę - zacząłem delikatnie wertować pożółkłe kartki, aby przez przypadek żadnej nie zniszczyć.
Nagle na zewnątrz dały się słyszeć kroki. Podnieśliśmy wzrok, a chwilę później okazało się, że to analityk śledczy Silwestr dotarł w końcu na posterunek.
- O, dobry - mruknął - a kto to?
- Vinys, z WSC - przedstawiłem towarzysza - zastanawia się nad swoim przyszłym zajęciem, więc pomyślałem, że...
- Dobra, dobra - machnął łapą basior, a następnie dotknął swojego czoła - jak z WSC, to mógłby być nawet pomiotem szatana. Jak mu ufasz, nie ma problemu, tylko daj mi dziś trochę spokoju, wczoraj trochę żeśmy przesadzili...
- Przecież wczoraj nie było cię w pracy - podążyłem zaniepokojonym wzrokiem za wilkiem, który powlókł się pod ścianę w najciemniejszym kącie jaskini i opadł na ziemię - miałeś być na jakiejś radzie.
- Ta, Aksel miał urodziny. Głowa mi pęka... no, zajmijcie się tym, co żeście tam robili,
- Więc wszystko w porządku - upewniłem się nieśmiało.
- Tak - warknął, a zaraz po tych słowach do jaskini wszedł drugi wilk, śledczy Brus. Już zanim zdążyłem go przywitać, stanowczo wyciągnął łapę w naszą stronę uciszającym gestem i również położył się gdzieś pod ścianą.
- No, wracając do naszego zajęcia - nie drążąc tematu przeniosłem wzrok na kartkę, która przed chwilą znalazła się w mojej łapie - o, proszę, tego wcześniej nie widziałem - przyjrzałem się jej uważnie, siadając obok Vinysa - sprawa miała miejsce niespełna cztery miesiące temu, z tego co widzę, nierozwiązana do dziś. Kradzież. Z jaskini jednej z wader z WWN zniknął kawałek krzemienia, którego używała do rozpalania ognia. Hm, w takim razie dosyć cenna rzecz.
- Są tam zeznania?
- Jakieś są - pokazałem kartkę Vinysowi - dwóch podejrzanych, jej przyjaciel, który mieszkał u niej od dłuższego czasu i sąsiad. Tylko oni mieli dostęp do jej domu.
- Aha... - wilk zaczął czytać - oskarżają się nawzajem. Ale nie ma konkretów.
- Są - z ciemności dał się słyszeć boleściwy głos Brusa - pamiętam to. Była zima, lokator tej wilczycy twierdził, że sąsiad ma w swojej jaskini ziąb od jeziora, które leży tuż przy niej i na pewno będzie chciał się z pomocą tego krzemienia dogrzewać. A ten drugi zaczął tłumaczyć, że dopóki wspólnie zaprzeczali, nic nie mogli im zrobić, ale jeśli tamten go oskarża, to powie, jak to naprawdę było.
- I co powiedział? - zainteresowałem się.
- Opowiedział barwną historię o tym, jak poprzedniego wieczora siedział nad brzegiem jeziorka i odpoczywał, gdy nagle w wodzie mignęło mu odbicie krzemienia, który trzymał przyjaciel wilczycy. No i słowo przeciwko słowu. Nie da się rozwiązać czegoś takiego.
- Na pewno? - zmarszczyłem brwi - może któryś z nich zaplątał się w zeznaniach, tylko jeszcze tego nie zauważyliśmy...
- Jak zawsze optymista - burknął spod drugiej ściany Silwestr. Westchnąłem bezgłośnie.
- A ja spróbowałbym jeszcze raz - powiedziałem - Brus, gdzie mieszkają te wilki?
- A tam, na południe, pod Wysokimi Skałkami, nad jeziorem właśnie - wzruszył ramionami basior.
- Vinys, co myślisz? - w moich oczach błysnął promyk nadziei.

< Vinys, co myślisz? >

wtorek, 23 lipca 2019

Od Vinysa - 3 trening mocy

– Vinys, skup się. Ta sierpówka zaraz zdechnie ze strachu.
Szczeniak odwrócił wzrok i warknął gardłowo. Nie potrafił tego zrobić, nie wiedział nawet jak się za to zabrać.
– To nie wyjdzie. Shino, naprawdę nie potrafię, nie wiem jak to zrobić.
Lis westchnął i zacisnął szczęki na szyi ptaka. Łapiąc go, poważnie uszkodził skrzydło, więc i tak nie miałby szans na przeżycie. Musiał zmienić taktykę.
– Zróbmy sobie przerwę – zaproponował.
W milczeniu mijali kolejne drzewa. Vinys wprawdzie wolałby wrócić na plażę, ale nie on podejmował decyzje. Coraz częściej zastanawiał się czy nie za bardzo polega na Shino. Nie widział jednak żadnej alternatywy, więc nic z tym nie robił.
Rozstali się wieczorem, gdy słońce zaczęło powoli znikać za horyzontem. Vin nie planował jednak wracać do domu, a przynajmniej nie tak szybko. Z utęsknieniem wyczekiwał chwili, gdy będzie mógł raz na zawsze opuścić rodzinną jaskinię. Nie żeby spędzał w niej dużo czasu, czy chociaż co drugą noc.

Od Zawilca CD Etain

- To co? Mogę tu... tak...? - mizerny basior (bardziej mizerny, niż wcześniej mi się wydawało), który pojawił się w jaskini, wydawał się aż buchać entuzjazmem. Zamachałem ogonem. Nawet nie przypuszczałem, że nasze zaproszenie sprawi mu tyle radości. Od razu pokłusował na sam środek jaskini i zajął miejsce pod ścianą, mniej więcej pośrodku, między moim legowiskiem, a posłaniem Etain.
Mundurek, który pojawił się wewnątrz zaraz przed naszym nowym gościem i do tej pory stał przy wejściu do groty, śledząc każdy jego ruch, teraz szybko podążył za nim i za pomocą jakiegoś słabo czytelnego, ale mającego bez wątpienia wielką siłę gestu przesunął płochliwego wilka w moim kierunku, sam zajmując jego strategiczne miejsce. Przez chwilę poczułem się nawet trochę urażony widząc, że spycha go akurat na mnie, okazując zrozumienie dopiero gdy przypomniałem sobie, kto leży po drugiej stronie.
- Ty tam dalej - rzucił stanowczo i skinął głową w moją stronę. Basior podkulił ogon i posłusznie zbliżył się do mnie, nieśmiało kładąc się w bezpiecznej odległości. Nie wiedząc jak się zachować, również przesunąłem się trochę w stronę wyjścia, aby zostawić dla niego trochę miejsca.
- A więc opowiedz nam, skąd się tu wziąłeś? - zagadnąłem, gdy zapanowało milczenie, którego przez dłuższą chwilę nikt nie przerywał - tylko tak naprawdę.
- Jestem... wędrowcem - wzruszył ramionami - myślałem, że do wszystkiego można dojść przy pomocy pewności siebie, tak zawsze słyszałem.
- I dlatego chciałeś nas tutaj przywitać jak gości? - ziewnąłem, zdając sobie sprawę z tego, że zaczynam być nie dość, że głodny, to jeszcze zmęczony.
- Myślałem, że uwierzycie - stropił się - wiedziałem, że przybyliście tutaj niedawno.
- Skąd właściwie wiedziałeś? - wtrącił czujnie Mundus.
- Tak... mi się wydawało. Jakiś czas wcześniej mijałem was jak szliście w drugą stronę. No i w dużej mierze postanowiłem liczyć na szczęście.
- Wyglądamy na takich, co odmawiają gościny? - podrapałem się za uchem. Wilk lekko kiwnął głową, najpierw jakby potakująco, później w bok, na znak refleksji. W duchu mruknąłem z niezadowoleniem.
- Mogę się tu u was na dłużej zatrzymać? - zapytał z nadzieją i potoczył po nas wzrokiem - nie będę przeszkadzał.
- Niedługo będziemy wyruszać w dalszą drogę - zamyśliłem się - proszę, zostań, jeśli chcesz. A póki co, pora spać. Noc się zbliża.
W zasadzie nie było jeszcze późno, wieczór dopiero się zbliżał i słońce dopiero przecięło linię  odległego horyzontu, ale byłem zmęczony, a Etain już chyba przysypiała.

< Etain? >

Od Vinysa - 2 trening mocy

Ocknął się dopiero następnego dnia. Słońce było jeszcze dość nisko, od morza wiał przyjemny chłodny wiatr, o słonawym zapachu. Podniósł się z ziemi, przeszedł parę metrów, by rozruszać obolałe mięśnie i usiadł. Czuł obecność Shino, ale inaczej niż wcześniej. Nie wzbudzała w nim już niepokoju, po prostu była.
Lis rzeczywiście był niedaleko, szedł właśnie w jego stronę, w pysku niosąc truchło zająca. Odłożył je na piasku i usiadł obok wilka.
– Mam pewną propozycję, Vin – zaczął. – Opowiesz mi ci się dzieje, a ja wyjaśnię ci dlaczego tak się dzieje.
Szczeniak westchnął. Nie chciał o tym mówić, w pewnym sensie brzydził się magią, ale Shino obiecał wyjaśnienia, a to było dla niego najważniejsze.
– To nie wizje – zapewnił lis, po wysłuchaniu skróconej relacji z ostatnich paru tygodni. – Ale cieszę się, że nie zdążyłeś zrobić nic głupiego.
– Głupiego?
– Nie można zaprzeczyć, że swoje umiejętności zawdzięczasz dość barwnemu rodowodowi. Możesz przenieść swoją świadomość do umysłu innego stworzenia, coś jak demoniczne opętanie. – Wydawał się zadowolony, w przeciwieństwie do szczeniaka, który skrzywił się lekko. – Będziesz musiał jednak sporo poćwiczyć, z tego co słyszę.
– Nie wiem czy chcę.
– Nie przypominam sobie, żebym zadawał ci pytanie. – Wstał i odszedł parę kroków. – Wczoraj udało ci się przejąć mój umysł, nieświadomie w dodatku. Możesz zrobić to znowu?
– Nie wiem jak. – Basior odwróci wzrok i skupił się na morskich falach.
– Dobrze, zaczniemy od czegoś innego.
Lis podszedł do martwego zająca, by po chwili rozszarpać część jego ciała. Wyszarpnął z niego kostkę, lepką od krwi i pokrytą resztkami tkanek miękkich. Z końca kości zaczął wydobywać się ogień, błękitny i nie dający żadnego ciepła. Płomień zmierzał w stronę Vinysa, by rozstąpić się tuż przed nim i otoczyć go z dwóch stron.
– Tak jak myślałem, odziedziczyłeś część mocy swojego ojca.
– To znaczy?
– W bezpośrednim kontakcie z twoim ciałem, zostanie rozproszona każda magia. Jesteś na nią odporny, choć to nie zawsze dobrze. – Przerwał, musiał podjąć jakąś decyzje. – Chodź, spróbuj do końca dnia kontrolować swój umysł. Jutro postanowimy co dalej.

Od Vinysa - 1 trening mocy

Coraz częściej tracił świadomość. Czasem na kilka sekund, czasem kilkadziesiąt. Miewał dziwne „wizje”, bo inaczej nie umiał tego określić, które odbierały mu władzę nad własnym ciałem. Zawsze odzyskiwał zmysły, leżąc na ziemi, ścięty z nóg. Parę razy sturlał się nieświadomie z jakiegoś pagórka albo upadał na wyjątkowo ostry kamień. Nie rezygnował jednak z treningów, cały czas trzymając swój obecny stan w tajemnicy przed rodziną i przyjacielem.
– Może tracę rozum? – szepnął, stawiając kolejne kroki na sypkim, żółtym piasku. – Zabawne, myślałem, że jestem tym normalnym.
Odkąd odkrył, że na piasku ląduje się dużo mniej boleśnie, spędzał tam większość wolnego czasu. Musiał tylko pamiętać, by trzymać się z dala od brzegu. Ostatnie tygodnie jego życia opierały się na treningach, spaniu, jedzeniu i obserwowaniu morza. Unikał polowań, nie wiedzieć czemu, wizje najczęściej pojawiały się właśnie w trakcie nich.
Czekał na Shino, obserwując morskie fale spod półprzymkniętych powiek. Przeszedł go dreszcz.
– Już zasypiasz?
Odwrócił głowę, ale nie zobaczył towarzysza. Patrzył na samego siebie, widział, jak jego ciało opada bezwładnie na piasek. Cofnął się, ani na chwilę nie odrywając od niego wzroku. Czuł zapach lisa tak wyraźnie, jakby stał obok, jednak był sam, a przynajmniej tak mu się zdawało. Obraz przed jego oczami zaczął się rozmazywać, powoli, osuwał się na ziemie, zbyt zdezorientowany, by z tym walczyć.

Od Blue Dream - "Zaginione jestestwo", cz. 5


Blue Dream
*popołudnie*
Młoda spojrzała na ogromnego demona, który przyciągnął ją do swego torsu, niczym trofeum.
-Ale ja mam tatusia- powiedziała. Ścisnął ją mocniej, by zaraz wziąć ją pod pachy i unieść ją na wysokość jego oczodołów, z których ciekła smolista maź.
-Ten "tatuś", czy jak go nazywasz, to oszust. Za każdym razem wracasz do mnie, i tylko do mnie. Jesteś moja, księżniczko.
-Jak to?- Przekrzywiła główkę na lewo. O czym ten pan mówił? Roześmiał się tak, że część najbliższych istot cofnęła się gwałtownie.
-Nie wiesz kochanie? Ot, to proste. Ale zostanie tajemnicą.
-Czemu?
-Będziesz miała wkrótce niespodziankę. Tylko nie mów o tym nikomu.
-... Chce wrócić do mamy- powiedziała zamiast zgody na dochowanie obietnicy.
Goth na to trochę stracił  w podłym uśmiechu, ale otworzył jej łapą przejście.

Palette
*wczesny wieczór*
Miała wyjść szukać córki, gdy ona sama we własnej osobie przydreptała wolnym krokiem pod wejście rodzinnej jaskini. Matka nic nie powiedziała na to, gestem dała znać by weszła do środka, basiory już jadły kolacje. Spojrzała prze ramię na swoją rodzinę. Odczuwała pewnego rodzaju żal, że nie poświęca tyle uwagi synowi ile granatowej...
Ale z tej dwójki to on zdecydowanie był tym bardziej świadomym i zdającym sobie sprawę z otaczającego go świata. A Blue? To szczenię nawet nie potrafiło odróżnić dobra od zła!
Zamrugała. Paletka była wściekła na córkę za tym kim... lub czym była?
Odrzuciła tą myśl, aby zaraz dołączyć do pozostałych na posiłek. Pozostało jej wyczekiwać nowin od Serenity*...

Goth
*po odejściu młodej*
Gdy szczenię odeszło w przejście a brama się zamknęła, zaraz demony ucichły. Zwróciły się spojrzeniami na samozwańczego króla. Czekały na wieści.
-Kieeeeedy paraaaaadaaaa?- Wydał z siebie długie dźwięki jeden z demonów, którego język wił się, jakby był osobnym życiem. Goth uciszył go ruchem łapy.
-To kolejna wersja. W końcu musi się ziścić. Nie na darmo się wraca z każdym życiem. Ma misję do zrealizowania. I dopóki tego nie zrobi, będzie gniła w tym kręgu wydarzeń. Nie na darmo to Zwiastun Zagłady.

***

Blue Dream
*kolejne południe*
Młoda turlała króliczą czaszkę kilka metrów od jaskini. Po przedpołudniowej rozmowie z matką, wydawała się bardziej oddalona od wszystkich. Zresztą teraz pewnie rodzice rozmawiali o niej. 
Uniosła łapkę nad czaszką i położyła się grzbietem na trawie, wpatrując się tępo w niebo. Co w sumie mogła zrobić? Zaczęła śpiewać cicho jeden werset piosenki w kółko.

Serenity
*to samo przedpołudnie*
Skrzydlata z bólem obserwowała na rozmowę ciotki z malutką kuzynką. Ciocia musiała niezbyt to znosić, bo nawet w myślach czuła jej zachwiany spokój.
-Mamo?
-Tak?
-Czy tata jest moim prawdziwym tatą? A Vinys bratem?
-Oczywiście. Skąd te pytania?- Wadera uniosła brew na nagłe zainteresowanie młodej, która wpatrywała się pustym wzrokiem przed siebie.
-... Dla pewności.
Na tym skończyła mówić a zaczęła nucić. Serek dosłownie czuła narastający niepokój cioci. Zwłaszcza, gdy części emocji pozwoliła na ukazanie. Miało to miejsce godzinę później.
-Co się dzieje?- Spytał Kuraha kładąc w opiekuńczym geście łapę na barku swojej partnerki.
-Blue Dream. To się dzieje- mruknęła z pochyloną głową. Uniosła głowę, wpatrując się z niejakim bólem w ukochanego.- To zdecydowanie nie jest normalne szczenię... Mam coraz większe podstawy do tego.
-... Co zamierzasz zrobić?
-Jutro sprawdzę coś- powiedziała, jakby sama nie była do końca pewna tego.

Blue Dream
*to samo popołudnie*
Kosmiczne szczenię nie przestało śpiewać pod nosem ten sam wers jedynie jej znanej piosenki, w kółko i w kółko. Po dobrej godzinie leżenia zmieniła pozycję na leżącą, w dalszym ciągu kontynuowała to jedno zajęcie. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że źrenice jej znikły, pozostawiając oczy całkiem fioletowe. jak u matki. Jedyna różnica była taka, że te młodej były martwe.
Proszę, nie zabieraj promyczka ode mnie.
Kogo?
Proszę, nie zabieraj promyczka ode mnie.
Ale kogo?
Proszę, nie zabieraj promyczka ode mnie.
Kim on jest?
Proszę, nie zabieraj promyczka ode mnie.
-Proszę, nie zabieraj promyczka ode mnie- zanuciła, nie wiadomo który raz z kolei.
-Kim jest promyczek?- Spytała się cicho przybyła Palette. Omal nie wydała z siebie głośnego syku na widok oczu dziecka. Zamiast tego, wydała cichy odgłos. Blue podniosła chwiejnie głowę by centralnie spojrzeć na dorosłą. Niebieskowłosa wręcz miała chorą pewność, że to nie jej córka teraz się w nią wpatruje.
-Promyczek... Nie może odejść. Jeśli... Jeśli zniknie, wszystko znowu zostanie...- Głos z ust Dream był urywany.- Nie mogę go stracić. Ciało znowu... I wszystko... Nie wytrzyma... 
Nagle zaśmiała się strasznie i spojrzała tak, jakby wwiercała się w umysł dorosłej.
- I co zrobisz, co? Gdy iskierka zniknie, wszystko zostanie zniszczone. To takie smutne, gdy niemal wszystko zależy od tego, czy ta iskra wytrzyma walkę z innymi. Jeśli zniknie, przepadnie już na dobre a z nią wszystko, caaałe istnienie. Ale jeśli zostanie naruszona, to ciało zginie. Co zatem wybierasz?

CDN.

* Odnosi się do poprzedniej częsci

Od Azaira Ethala CD Blue Dream - "Granice Światła"

Azair nie był pewien, czy lubił lato.
Temperatury wyskakiwały w górę, słońce prażyło, jakby chciało spalić wszystko żywcem, a w dodatku ziemia nieustannie parowała, zdarzały się więc regularne, choć krótkie deszcze, które były w stanie zrujnować wszystkie plany w parę minut.
Jednak Aza miał swoje sposoby na radzenie sobie z upałami. Miał jasną sierść, za którą dziękował niebiosom, bo znał ciemne wilki, które nie mogły znieść temperatury. Zwykle również siedział w jaskini albo trzymał się w cieniu, lub, jak teraz, wybierał się na kąpiel w najbliższym zbiorniku wodnym, dającym upragniony chłód.
Powoli, spacerowym krokiem, przemykając pod drzewami, kierował się do swojego ulubionego jeziorka, przy którym spędzał ostatnio najwięcej czasu. Gwiżdżąc cicho pod nosem, przypominał sobie ostatnie dni i układał w głowie sprawy do załatwienia.
Zatrzymał się nagle. Zupełnie nie spodziewał się, że zastanie tu kogoś. Zwykle był sam.
Nie był to jednak obcy wilk. Azair mógł poszczycić się tym, że znał każdego w WSC.
Obcym była znajoma mu Blue Dream, córka Palette i Kurahy, siostra Vinysa. Mała, niedawno urodzona wadera. Podobno bardzo dziwna. Ale tego mógł dowiedzieć się sam.
Podszedł bliżej.
Wcześniej nie był w stanie zauważyć, co robi szeniak, bo zasłaniała mu widok plecami. Teraz miał przed oczami niebrzydką scenkę. Blue Dream bawiła się z żywym ptaszkiem, rwąc mu pióra ze skrzydeł i drapiąc go pazurkami. Stworzonko piszczało, przerażone.
— Co robisz, mała? — zagadnął Aza, siadając obok. Blue Dream podniosła na niego wzrok, a białemu basiorowi aż ścisnęło się serce. Jej oczy były martwe, niczym u trupa. Dawało to piękny efekt. Naszła go myśl, że chciałby mieć taką córkę.
— Bawię się — odpowiedziała, z powrotem kierując spojrzenie na ptaszka. — Chcesz pobawić się ze mną?
— Oczywiście — mrugnął Azair uprzejmie. Nie spodziewał się, że są jeszcze na świecie szczeniaki z wyobraźnią.
Przez około pół godziny na zmianę przekazywali sobie ptaszka, tarmosząc go i drażniąc, aż przez przypadek Aza swoimi dużymi łapami niechcący zgniótł mu klatkę piersiową, doprowadzając do natychmiastowego zgonu.
Blue Dream, zamiast zezłościć się, że basior zepsuł jej zabaweczkę, zachichotała i zaklaskała radośnie. Wydała z siebie pisk uciechy.
Azair pochylił się nad nią nieco. Niebywałe, jakie ona ma włosy. Doprawdy, nigdy nie widział takiego szczeniaka.
— Muszę już wracać do domu, zbliża się pora obiadu — odezwała się waderka.
— Odprowadzę cię — zaproponował Aza, natychmiast rezygnując z wcześniejszego pomysłu kąpieli. Blue Dream intrygowała go. W pewnym sensie przypominała mu jego samego ze szczenięcych czasów.
Ruszyli więc przed siebie, krok w krok mała, niebieska waderka i wysoki, biały basior, gawędząc o głupotach.
— Jak masz na imię? — zapytała nagle Blue Dream.
— Nazywam się Azair Ethal — przedstawił się wilk.

< Blue Dream? Przepraszam, że tak jakoś bezpłciowo, ale dopiero się rozkręcam XD >

poniedziałek, 22 lipca 2019

Od Vinysa CD Szkła

 Nie wszystko tego ranka szło po myśli Vinysa. Jeszcze zanim wyszedł z jaskini, dowiedział się, że będzie miał towarzystwo w postaci całej familii, co ostudziło nieco jego wcześniejszy zapał. Całą drogę planował jak wymknąć się niepostrzeżenie i spotkać ze Szkłem. Już wcześniej zauważył, że rodzice byli zwykle na tyle zajęci dziwnym zachowaniem Blue Dream, że przymykali oko na jego ucieczki. Przynajmniej zawsze wracał w jednym kawałku.
 Trzymał się z tyłu, gdy reszta rodziny przystąpiła do posiłku. W ciszy. Czasem zastanawiał się, jakby wyglądała ich rodzina, gdyby Blue była normalna. A gdyby jej nie było? Nic jednak nie mógł na to poradzić, a przynajmniej nic co jego szczenięcy umysł mógł mu podsunąć, po zaledwie paru miesiącach życia.
 Wycofał się powoli, uważając, by nie przyciągnąć niczyjej uwagi. Gdy zapach martwego zwierzęcia stał się trochę mniej przytłaczający, Vin złapał inny trop. Odszedł jednak nieco głębiej w las, zanim podążył w kierunku, z którego dobiegała druga woń.
 Szkło, ukryty w gęstym zagajniku zdawał się nie mieć pojęcia, że ma towarzystwo albo nie zareagował po prostu na pojawienie się szczeniaka. Z miejsca, w którym się znalazł, Vinys mógł zobaczyć swoich bliskich i szybko stwierdził, że z perspektywy osoby trzeciej wygląda to jeszcze gorzej. Banda popaprańców, doprawdy. Nie chodziło nawet o ciszę, o sposób bycia czy rodzinne relacje, coś było z nimi po prostu nie tak.
– Szkło? – Odczekał chwilę, zanim znajomy odwrócił się w jego stronę. – Chodźmy, zanim się zorientują.
 Szary basior kiwnął głową, wydawał się nieco zamyślony. Vin zignorował to jednak skupiony na jak najszybszym opuszczeniu okolicy.

 Szli przez dłuższy czas w ciszy, przerywanej tylko dźwiękiem gałązek, łamanych pod ich łapami. Vinys z każdym pokonanym metrem czul się spokojniejszy, opuszczało go dziwne mrowienie mięśni. Zwolnił i rozejrzał się powoli. Jak długo mieli zamiar iść przed siebie? Nie mieli wprawdzie konkretnego celu, przynajmniej nie wtedy. Szkło wyprzedził go i szedł dalej tym samym tempem.
– Czy to ma jakieś znaczenie? – zapytał sam siebie i przyspieszył, by zrównać się z drugim wilkiem.
– Mówiłeś coś Vinys?
– Nie do końca. Czym się zajmujesz w watasze?
– Całkiem niedawno oficjalnie zostałem śledczym. – Wspomnienie wykonywanej pracy na nowo wskrzesało w nim odrobinę entuzjazmu. Vin nie mógł powstrzymać uśmiechu cisnącego się na pysk. – A ty? Myślałeś już nad swoim przyszłym stanowiskiem?
 Nie myślał, ta wizja zawsze wydawała mu się dość daleka. Moment, w którym będzie musiał wybrać, zbliżał się jednak nieubłaganie i zanim się zorientował – zostało mu zaledwie parę tygodni. Kim chciałby zostać? Jak mógł ocenić to na podstawie czyichś opisów i opowieści? Nie mógł przecież zostać szeregowcem jak jego rodzice, nie zniósłby tego.
– Na pewno wybiorę jakieś wojskowe – westchnął. Miał już porzucić temat, gdy wrodzona ciekawość podpowiedziała mu inne rozwiązanie. – Mógłbyś może pokazać mi, jak wygląda twoja praca? Może to pomoże mi w podjęciu decyzji.

< Szkiełko? >

Od Vinysa - 4 trening szybkości

Spotkali się w umówionym miejscu. Shino powiedział słowa, aż do momentu w którym szczeniak ziewnął.
– Miałeś się wyspać.
– Ciężko zasnąć, gdy Blue nuci w kółko tą samą melodię i rzuca kamykami w ścianę jaskini. – Udało mu się powstrzymać od kolejnego ziewnięcia.
– Mam wrażenie, że więzy rodzinne nie mają dla ciebie dużego znaczenia, ale może się mylę.
– Nie bardzo. Tym bardziej, że… – urwał, zastanawiając się nad tym co tak naprawdę chciał powiedzieć i czy chciał to powiedzieć. – Czuje się źle, kiedy jestem z nimi. To jakiś rodzaj niepokoju, ale nigdy mnie nie opuszcza, gdy są blisko. W twoim przypadku jest w sumie podobnie.
– Wyczuwasz demoniczną krew, a twój umysł odczytuje to jako zagrożenie. Musisz dać sobie trochę czasu, kiedyś się przyzwyczaisz.
– Demoniczną? Nie podoba mi się to słowo.
– Ale wiele wyjaśnia, czyż nie?
– Nie do końca.
– Kiedyś opowiem ci więcej, a teraz skup się w końcu na polowaniu.
Minął kwadrans zanim wpadli na trop królika. Shino uczył szczeniaka skradać się, cały czas mając świadomość, że mówi zdecydowanie zbyt głośno.
– Biegnij.
Vinys rzucił się w kierunku królika, który zaalarmowany wcześniejszym hałasem zareagował zdecydowanie szybciej. Nie miał szans go dogonić, mimo to biegł dalej, śledząc każdy jego skręt. Nie mógł go złapać, ale nie pozwolił by sobie go zgubić. Gdzieś pomiędzy drzewami po prawej mignęła mu sylwetka lisa, na krótką chwilę, ale to wystarczyło, żeby zareagował w porę. Udało mu się przyspieszyć i lekko skręcając w lewo, skierować królika w przeciwną stronę.
Na ułamek sekundy, zmienił się widziany przez niego obraz. Ziemia była nieco bliżej i jakby zapomniał jak się biega. Shino skoczył w jego stronę. Vinys poczuł ostry ból, który zniknął jednak tak szybko, jak się pojawił. Leżał na trawie. Czuł ucisk w płucach i był lekko poobijany, a lisa nie było obok, choć był niemal pewien, że tam się zatrzymał. Shino stał dużo dalej, trzymając w zębach martwą zdobycz. Szczeniak podniósł się ostrożnie i potruchtał w jego kierunku, dysząc ciężko, nie do końca pewny co się przed chwilą dokładnie wydarzyło.
– Dobrze ci poszło, ale nie myśl, że to koniec. Jutro zajmiemy się czymś innym.
Zanim Vinys zdążył otworzyć pysk, lisa już nie było, ale przynajmniej zostawił królika.

Gratulacje!